87 lat niepodległej Polski

W szkole kazali przyjść mi z kolegami i sztandarem. Cieszę się, bo nie ma lekcji. – uśmiecha się jeden z uczniów uczestniczący w obchodach.
Dla jednych uciecha, bo nie trzeba iść do szkoły; dla drugich, bo dzień wolny od pracy, można wygodnie ułożyć się przed telewizorem; dla jeszcze innych, dzień wolny, ale chyba nie wiedzących dokładnie dlaczego…
„Państwo polskie powstaje z woli całego narodu i opiera się na podstawach demokratycznych. Rząd polski zastąpi panowanie przemocy, która przez sto czterdzieści lat ciążyła nad losami Polski, przez ustrój zbudowany na porządku i sprawiedliwości”. – tak brzmiały słowa Józefa Piłsudskiego w depeszy do czołowych państw świata.

11 listopada 1918 roku – data zapisana w kalendarzu historii jako przede wszystkim dzień zakończenia I wojny światowej. Jednak my, Polacy kojarzymy ją jako chwilę odzyskania niepodległości po okresie zaborów. Od 1989 roku ten dzień – podobnie jak w okresie międzywojennym – jest polskim świętem narodowym.

Mimo, iż głeboko zakorzeniona myśl, że 11 listopada 1918 roku Polska odzyskała niepodległośc nie do końca jest prawdziwe, bowiem tego dnia nasz kraj jako organizm prawno – terytorialny jeszcze nie istniał.



Również raciborzanie, jak co roku, uczcili ten dzień. W kościele farnym zebrali się posłowie Raciborszczyzny, przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych, raciborskiej policji, straży granicznej, straży pożarnej, harcerze, młodzież raciborskich szkół i wszyscy ci, którzy zwyczajnie podziękować chcieli Bogu za coś tak niezwyczajnego jak wolność ziemi, na której żyjemy. Niezwykle uroczystej mszy świętej, przewodził tradycyjnie już od wielu lat, Infułat Ks. Marian Żagań. „Boże, coś Polskę…” – szczególnie mocno właśnie dziś powinny zabrzmieć te słowa. – przemawiał duchowny. – Mamy nowy rząd, a wraz z nim nowe nadzieje. Módłmy się wszyscy o ich spełnienie.
By tak naprawdę zrozumieć wagę tego święta, należy przywołać w pamięci to, że przecież kiedyś Polska nie istniała na mapie świata. Niczym upolowane zwierzę, podzielono ją sobie na kawałki. Wspomnijmy jak dużo polało się krwi za Ojczyznę – jak męczennicy w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, nasi wybawcy walczyli o naszą wolność. Chylmy dziś czoła tamtemu pokoleniu – tym, którzy, mimo niewoli, potrafili pamięć o Domu zachować…




Mimo, że mając tyle szczęścia, by żyć obecnie w kraju wolnym, chyba śmiało powiedzieć można, że nie ma w nas, ten dzień świętujących lub”świętujących”, żywiołowej radości. Jeszcze nie tak dawno, mogło ono być jedynie kartką w kalendarzu, jeszcze nie tak dawno władze zakazywały pamięci o tej ważnej chwili. Na szczęście tamte czasy minęły, tylko… co z tego?
W szkole kazali przyjść mi z kolegami i sztandarem. Cieszę się, bo nie ma lekcji. – uśmiecha się jeden z uczniów uczestniczący w obchodach. Dla jednych uciecha, bo nie trzeba iść do szkoły; dla drugich, bo dzień wolny od pracy, można wygodnie ułożyć się przed telewizorem; dla jeszcze innych, dzień wolny, ale chyba nie wiedzących dokładnie dlaczego…


I chyba większość nigdy nie zrozumie ciężaru tego dnia… Może to i dobrze, w końcu zawsze mieliśmy co jeść…

/SaM/

Zobacz FOTOGALERIĘ .

- reklama -
- reklama -

17 KOMENTARZE

  1. Ciekawy jest trend jaki zauważył rozmówca – wszysto sprzyja dziś centralizacji i wielkim miastom. Ale wydaje mi się, że za kilka lat nastąpi zmiana i ludzie zaczną wracac do swych miast. Spójrzmy – kim są ludzie, którzy zostają w Wawie czy Wrocku? Przeważnie pionkami – kelnerami, sprzedawcami itd. Nie są w stanie nic wielkiego osiągnąć. Być może przydali by się na prowincji własnie. Na prowincji łatwiej zaistnieć, łatwiej się uczyć, konkurowac, zakładac firmy i organizacje. I jest się u siebie;)

  2. Miałem kiedyś wielką przyjemność uczestniczyć w zajęciach dr Wieczorka. Egzamin był przeprowadzony dość dogłębnie. Muszę powiedzieć że to był rekord w moim życiu jeżeli chodzi o czas poświęcony na uczelni na jeden egzaminacyjny przedmiot(8,5 godziny!!!!) Jedno jest pewne sporo pamiętam z tych zajęć, a mineło kilka ładnych lat. Dr Wieczorek (wtedy jeszcze magister) wyprzedza trochę dzisiejszy świat, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ma bardzo ciekawe poglądy i pomysły na pewne sprawy.

  3. Doktorze uwielbiam pana i miło się zrobiło, gdy zobaczyłem Tę filozoficzną buzkę z czasów studiow. Pana wykłady zawsze skłaniały do namysłu i refleksji. Nie było tępactwa i typowej łopatologii.. Owszem, problemy ze zrozumieniam mieli serdeczni koledzy w „dresach”, ale taka ich karma no 🙂 Racibórz i działania raciborskich politykierów to temat zbyt kontrowersyjny na tak krotki post. Jestem zwolennikiem rewolucji.. ale Pan jak zwykle z dystansem, namysłem i aksjologicznofilozoficznym podejsciem.

  4. Nie znam dr Wieczorka ale wiem dość dużo o Christofie. Jeśli oboje w tym materiale są filizofami to bardziej autentycznym jest Christof bo jak słyszałem był on apolityczny i kpił z wszystkich. Dr ma ciągotki w jedną stronę a egzystuje w drugiej. Mało tu filizofii.

  5. Dla uściślenia -kpił szczególnie z miejskiej policji, zręcznie wkorzystywał dwuznaczność niektórych niemieckich wyrażeń by bezkarnie wyprowadzać w pole policję, ku ogólnej uciesze raciborzan. Znany był w całej okolicy bo jego wyczyny powtarzano przy piwie. Miejscowe gazety chętnie bawiły w ten sposób swoich czytelników.

  6. Chyba jednak Brutusie nie masz racji, że ludzie zaczną wracać do miast typu Racibórz. Miasta powyżej 100-200 tysięczne dają dużo więcej możliwości, rozwoju, atrakcji, ciekawszej pracy. Dla ludzi żywych, energicznych Racibórz może być ciut za senny…

  7. Widzisz – problem w tym, że mówisz o typowych pozorach (duże miasto – duże możliwości 🙂 i o wyjściu dla ludzi którzy chca robić karierę w korporacjach, a nie samodzielnie. Kim są raciborzanie, którzy zostali w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie? Część idzie ostro do przodu, wybija się. Ale ilu kończy w hurtowniach, w hipermarketach, na byle jakich wakatach uczelnianych (bo to generalnie porażka) ? Wielu z nich to pracownicy sezonowi, kelnerzy, sprzedawcy itp. Tam giną, a tu mogliby powalczyć…

  8. Nie chcę oczywiście podważać sensu i mozliwości wielkich miast. Ale dla ludzi zywych i energicznych – małe miasteczka sa doskonałym startem. Tanie mieszkania, tanie czynsze, tańsze usługi, słaba konkurencja, mozliwośc szybkiego wejścia na rynek – zarówno z towarem jak i usługą. To mogą zaistnieć, podziałać, szybko dać o sobie znań. W duzym mieście – przepadną w tłumie. Chodziło mi też o pewne przemiany w świadomości – o ludyczność, mały patriotyzm, poczucie związku ze swym miasteczkiem, klimat..

  9. Wśród tych tanich rzeczy zapomniałeś dodać „niskie zarobki”. Druga sprawa to fakt czy lepiej wylądować gdzieś jako kelner czy kasjer w hipermarkecie lub zbijać bąki w sennym miasteczku… Ja bym wybrał tą pierwszą opcję bo jestem raczej aktywną osobą.

  10. Aktywna osoba nie będzie zbijać bąków nigdzie, nawet w Baborowie czy pustyni Atacama… A co do kasy – masz rację, że zarabia się tu mniej, ale zarobki są niższe max 2 krotnie, ceny mieszkań zaś niższe są 3,5 – 4-5 krotnie…

  11. Phiii,mam prośbę:po pierwsze-powinieneś najpierw osobiście zapoznać się z Doktorem Wieczorkiem,a potem dosłownie na forum wyrażać komentarze na Jego temat:po drugie-czy wyśmiewanie sie z ludzi jest godne podziwu?:po trzecie-„mądrość” w dzisiejszej rzeczywistości zaczyna rodzić się tylko przy piwie i to faktycznie gode podziwu.

  12. Rita – do mnie piłaś? Nie znam pana Wieczorka, ale przecież nie pisałem tu o nim, tylko dyskutowałem z AP na inny temat, o co więc chodzi? Czy ja się wyśmiewam z ludzi? Pisać o tym, że ludzie kończą jako kelnerzy, skoro to prawda to nie wyśmiewanie. PS: co znaczy „potem dosłownie wyrażać komentarze” i twoje ostatnie zdanie ? Nie rozumię go… jakieś nie po polsku wg mnie…

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj