Racibórz w oczach artysty

    Racibórz w oczach artysty – wywiad z dr Franciszkiem Nieciem, absolwentem ASP w Krakowie, doktorantem ASP w Katowicach, obecnie wykładowcą na raciborskiej PWSZ.Czy Pan, jako artysta istniejący na scenie artystycznej Europy, czuje się jakoś związany z Raciborzem? Czy czuje się pan tu dobrze? Jeśli tak, dlaczego?
    Tak naprawdę to pochodzę z Rydułtów. Ale one od zawsze były silnie związane z Raciborzem. Tutaj jeździło się na zakupy. Tu można zobaczyć targ, regionalne stroje, furmanki… Tu sięgają wspomnienia… Jednocześnie Racibórz się znacznie ciekawszy niż na przykład Rybnik lub Wodzisław. To miejsce zawsze było bardziej zadbane. Przed wojną istniał tu prawdziwie wielkomiejski klimat – niestety zniszczony w 1945 roku. Wtedy Racibórz stracił wiele z tego, co gwarantowało mu zwycięstwo w przedbiegach w rywalizacji z innymi miastami regionu. Część tego nieuchwytnego czegoś pozostało i władze starają się odzyskać dawny urok miasta… Jest tu coś, czego nie da się zdefiniować. Coś transcendentalnego, metafizycznego – albo to trafia człowieka, albo nie. W każdym razie, mając do wyboru: czy siedzieć na rynku Rybnika albo Raciborza, wybrałbym zawsze Racibórz. Te miasto jest czymś, co akceptuję.

    A jak Pan ocenia stronę wizualną miasta? Czym dla Pana jest wizualność?
    To jest wszystko, co widzimy naocznie. Ja miejsca odczuwam raczej poprzez klimat, nie architekturę… i poprzez historię, która wpływa na człowieka. Jakieś inne miasto może się pochwalić „Spójrzcie, jakie mamy piękne arkady, jaki piękny rynek!”, ale co z tego, jeśli w tym miejscu źle się czuję? Teraz w Raciborzu architektura na pewno nie jest taka jak przed wojną. Może został źle odbudowany. Nie przeskoczymy jednak tego, a poprawianie nie ma teraz sensu. Należy raczej pielęgnować miasto.

    - reklama -

    W jaki sposób ocenia Pan życie kulturalne w Raciborzu?
    Problem z kulturą w tym mieście polega na tym samym, co gdzie indziej. To choroba prawie każdego polskiego miasta. Mieszkańcy mówią: „Tu nic się nie dzieje…”, ale jeśli dać im zaproszenie na wystawę, wernisaż, spektakl, czy koncert, to skończy się na tym, że nie mają czasu lub kwitują: „to nie było do nas zaadresowane!”. Problem tkwi w malkontentach, którzy się nie interesują kulturą. Można zaprosić ich na wystawę, a natychmiast zapytają: „ile to kosztuje?” Trzeba po prostu chcieć. Tak naprawdę to zawsze się coś dzieje, ale konkursy, muzeum, kluby zapełniają się osobami ściśle zainteresowanymi zagadnieniem. Reszta tylko kręci nosem. Mało kto chociażby zdaje sobie sprawę, że mieliśmy całkiem niedawno przejaw kultury znany na skalę krajową. Grupa artystyczna pani Górskiej-Zawisła i pana Zawisła. Działali prężnie i promowali Racibórz. W latach 70-tych znany był właśnie dzięki plastykom.

    A jak pan ocenia promocję sztuki w Raciborzu?
    Na razie żadnej promocji nie ma. Nie wyczuwam wsparcia, ale jednocześnie nie mogę mieć pretensji. Miasto nie może pomóc pojedynczemu artyście zorganizowanie wystawy lub koncertu. To sprawy indywidualne. W tej chwili najlepszym posunięciem było powołanie kierunku artystycznego na PWSZ. Ma on szansę przełamania nawet hegemonii Cieszyna. Sama wartość jest niewymierna: absolwenci pójdą przecież w świat i będą mogli mówić w Krakowie lub Katowicach: „Studiowałem w Raciborzu! Reprezentuję te miasto.” To przecież najlepszy sposób promocji? W samym mieście powstają ciekawe kluby, są domy kultury, jest muzeum – wszystkie spełniają swoją funkcję, a wybitne jednostki mogą promować kulturę Raciborza na zewnątrz. Sam także się staram w tej materii: w katalogach swych wystaw podaję informacje o uczelni i mieście. W ten sposób Racibórz i PWSZ trafiają np. do Szwecji.

    Co miasto oferuje artyście? Jakie jest życie artysty tutaj?
    Wszędzie artysta ma te same problemy. Podstawa to mieć z czego się utrzymać. Największą sztuką dla artysty jest przecież utrzymanie się ze sztuki. Pracujemy dlatego w zawodach zbliżonych do naszych umiejętności. Przyjmujemy rolę rzemieślnika. Reklama, uczelnie, projekty graficzne, wydawnictwa… Główna pasja schodzi na drugi plan. Wyczynem jest móc wyżyć z samej sztuki. Kto dziś zapłaci za obraz 1000 złotych? – a to cena minimalna. Niestety warunki materialne społeczeństwa nie umożliwiają artyście utrzymanie się z własnych dzieł. Nie jesteśmy Szwecją. Tam, ludzie idą na wernisaż nie z myślą, iż tylko coś obejrzą, ale także, że może coś kupią. W miastach takich jak Racibórz, ludzie boją się nawet iść na wernisaż, bo myślą, że będą musieli coś płacić. To wina mentalności. Wydaje się jednak, że sztuka z PWSZ będzie promieniować i ta mentalność się zmieni. Jednocześnie problemem w Raciborzu jest brak spójnego środowiska artystycznego. Nie działamy wspólnie, każdy obrał raczej kierunek indywidualny działalności. Wspólne wystawy mogłyby to zmienić.

    Jest Pan członkiem kadry raciborskiej uczelni. Jak Pan ocenia działanie i perspektywy szkoły?
    Założenie PWSZ było strzałem w dziesiątkę. A kierunek artystyczny (dokł. wychowanie plastyczne z elementami grafiki użytkowej) rozwija się coraz lepiej. Rosnące zainteresowanie objawia się chociażby w coraz większej ilości chętnych. Studiują tu ludzie z regionu o promieniu 100 km. Są tu młodzi ludzie z Bochni, Jastrzębia, Opola, Gliwic… Wypełniliśmy lukę. Ludzie nie muszą już szukać edukacji w Cieszynie czy Katowicach. Mogą studiować na miejscu. I mogą też studiować naprawdę różnorakie kierunki. Dzięki temu uczelnia już stała się wizytówką miasta. Niestety, na razie nasza uczelnia jest pewnym etapem przejściowym. Sporo studentów raciborskiej PWSZ posiada znaczne zdolności i kontynuuje kształcenie w Katowicach i Cieszynie. W ten sposób to te szkoły zgarniają najzdolniejszych. Gwarantujemy na razie tylko licencjat. Po tytuł magisterski studenci muszą się niestety wybrać do większych uczelni. Będziemy się więc starać, aby można było tutaj uzyskać tytuł. Najpierw musimy rozwiązać problemy lokalowe i zapewnie kadrowe, choć oczywiście już teraz pracują tu wybitne autorytety. Pracuje tu przecież ścisła czołówka krajowa: prof. Bieniasz, prof. Cieślik, prof. Fojcik.

    A jakich studentów posiada PWSZ?
    Fantastycznych! Jestem zachwycony pracując tu. 80% z nich to pasjonaci. Świetnie się z nimi współpracuje. To ludzie chłonni, ciekawi, kreatywni… Sama szkoła jest nowa. Nie posiada nawyków i kośćca tradycji. Wszystko jest świeże i inspirujące. Może dlatego jest tak fajnie? Równocześnie większość tych studentów nie kończy swej kariery studenckiej. Po 4 latach działalności mamy już absolwentów. W większości rozpoczęli oni studia magisterskie. Mam z nimi dobry kontakt: są zadowoleni, że raciborska szkoła otworzyła im drzwi i horyzonty. Twierdzą, że nigdy nie wybraliby kierunku artystycznego, gdyby nie fakt, że odpowiednia szkoła jest tak blisko… I okazało się, że sztuka jest ich pasją…

    z dr Franciszkiem Nieciem
    rozmawiał Dariusz Wróbel

    - reklama -

    2 KOMENTARZE

    1. to my(dwaj młodzi raciborzanie )bardzo pięknie się stało że mamy w naszym miasteczku wyższą uczelnie. nie wiemy czy można tu na forum zamieścić takową informacje, no ale trzeba spróbować. a więc: powstaje w Raciborzu /amatorskie/nieregularne/nieodpłatne/charytatywne/ pismo o tematyce społeczno-kulturalnej. więc jeżeli piszesz poezję, prozę, artykuły, rysujesz lub … to napisz do nas. adres to [email protected] . moze w koncu da sie coś ruszyć w naszym mieście.

    KOMENTARZE

    Proszę wpisać swój komentarz!
    zapoznałem się z regulaminem
    Proszę podać swoje imię tutaj