E. Lewandowska: wszystko co robię, robię z sercem i pasją

Radna Sejmiku Śląskiego, Ewa Lewandowska zdecydowała się po raz drugi kandydować do Sejmiku. PO, z której listy startuje radna, doceniło jej pracę w Sejmiku umieszczając ją na 1 miejscu na liście Platformy Obywatelskiej.Zobacz zdjęcia

Urodziła się 21 października 1963 roku w Baborowie. Od 1964 roku mieszka w Raciborzu. Jest mężatką od 26 lat, w ubiegłym roku obchodziła srebrne wesele. Ma dwóch dorosłych synów, którzy są studentami warszawskiej AWF. Z wykształcenia jest magistrem rehabilitacji ruchowej, studiowała na AWF w Katowicach. W 1986 roku została trenerem II klasy pływania. Aktualnie jest zatrudniona jako nauczyciel w Szkole Mistrzostwa Sportowego, a zawód wykonywany to trener pływania w SMS.

- reklama -

 

Redakcja: Jak zaczęła się Pani praca w Sejmiku Województwa Śląskiego?

 Ewa Lewandowska: W 2006 roku kandydowałam na radną Sejmiku Śląskiego na 10 pozycji na liście, uzyskując 4980 głosów i ostatecznie byłam na 5 miejscu. Wtedy weszły 3 osoby z tej listy, ja weszłam do Sejmiku w kwietniu 2008 r.

 

R.: Jakie są Pani doświadczenia w pracy w samorządzie?

E.L.: Byłam członkiem Komisji Polityki Społecznej i Ochrony Zdrowia od 1998 do 2002 przy Radzie Miasta w Raciborzu.
W Sejmiku jest wiceprzewodniczącą Komisji Polityki Społecznej i Ochrony Zdrowia oraz członkiem Komisji Sportu Turystyki i Rekreacji i Komisji Rewizyjnej.

 

R.: Co udało się Pani załatwić w ciągu tych dwóch lat w Sejmiku?

E.L.: Zacznijmy od tego, że nie załatwić tylko zrobić. To był dla mnie czas intensywnej pracy zarówno w Komisjach, jak i regionie. Nie sposób wymienić wszystkiego, ale to co bardzo sobie cenię to wprowadzenie w tej kadencji,( i tu mogę się pochwalić, że z mojej inicjatywy), nagród Marszałka za wybitne osiągnięcia sportowe dla sportowców z całego województwa śląskiego, a także wpisanie do Strategii Rozwoju Województwa Śląskiego do 2020 roku bardzo ważnego zapisu dotyczącego rozwoju sportu. Na tej podstawie będzie można się starać m.in. o kolejne środki unijne na budowę obiektów sportowych i rekreacyjnych np. na ścieżki rowerowe, czy na wymarzona przez nas 50 -cio metrową pływalnię. Udało mi się też przekonać radnych na Sesji Sejmiku, do udzielenia dotacji (2 mln zł. ) na budowę nowoczesnej sali sportowej przy szkole w Rudach Raciborskich. Ważne było też dla promocji powiatu raciborskiego i gminy zorganizowanie XI Dożynek Wojewódzkich w Pietrowicach Wielkich. I na koniec perełka, a więc przekazanie Zespołu Szkół Ogólnokształcących Mistrzostwa Sportowego do Urzędu Marszałkowskiego, dzięki czemu we współpracy z powiatem będą realizowane inwestycje – kryta hala LA przy szkole i remont pływalni po powodzi. To w sumie inwestycje na prawie 15 mln. zł. Uczestniczyłam też oczywiście w innych pracach i dyskusjach np. na temat kanału Odra – Dunaj, na temat Zbiornika Racibórz, głosowałam tez pozytywnie uchwałę intencyjną w sprawie realizacji drogi ekspresowej Racibórz – Pszczyna. Taka uchwała została podjęta w dniu 1 października tego roku podczas wspólnej sesji Sejmiku z Sejmikiem Małopolskim w Koszęcinie.

 

R.: A Pani kariera zawodowa?

E.L.: W 1986 roku ukończyłam studia jako magister rehabilitacji z uprawnieniami pedagogicznymi. Pracę rozpoczęłam w Szkole Mistrzostwa Sportowego w odnowie biologicznej,  następnie pracowałam jako trener pływania. Równolegle przez 2 lata pracowałam też w Radio Vanessa, w redakcji sportowej. W 1997 roku dostałam propozycję od p. Marii Wiechy objęcia funkcji kierownika Ośrodka Dziennego Pobytu dla Dzieci Niepełnosprawnych ( w Ośrodku Rehabilitacji Caritas Diecezji Opolskiej na Rzeźniczej ), który właśnie rozpoczynał swoją działalność, podjęłam się  więc zadania tworzenia nowej placówki, a następnie kierowania nią. Muszę powiedzieć, że pięknie wspominam tamten czas. To była praca, którą pokochałam. Moje osobiste decyzje sprawiły, że w 2002 roku wróciłam do SMS-u i jestem tam do dzisiaj. 

 

R.: Na pewno trudno jest się zajmować dziećmi niepełnosprawnymi…

E.L.: To była trudna, ale bardzo wdzięczna praca  – mnie sprawiała wiele radości. Miałam bardzo dobry kontakt zarówno z dziećmi, jak i ich rodzicami, Wprowadziłam rehabilitacje dzieci niepełnosprawnych w wodzie – jeździliśmy na basen, wchodziłam z nimi do wody, wiem, że niektórzy kontynuują to do dziś. W 1998 roku wspólnie z SP Nr 15 zorganizowaliśmy I Integracyjny Dzień Dziecka pod hasłem "Razem w stronę słońca" – na stadionie PWSZ.

 

R.: Wspomniała Pani o Szkole Mistrzostwa Sportowego? Co się zmieni wraz ze zmianą organu prowadzącego?

E.L.: Po pierwsze wzrasta ranga szkoły z powiatowej na wojewódzka, a nadal jest w Raciborzu. W przyszłości ma to przynieść wymierne efekty w postaci lepszego naboru, lepszego finansowania i lepszej bazy sportowej, a także lepszej współpracy z innymi placówkami np. z  AWF w Katowicach, czy raciborska PWSZ. Lekkoatletom ma dać też szansę z korzystania z funkcji LA na Stadionie Śląskim budowanej na światowym poziomie. Korzyści ma być więcej. Na razie w sferze rozmów i marzeń jest budowa w przyszłości pływalni o olimpijskich wymiarach (50 m).

 

R.: Proszę powiedzieć coś o sobie…

E.L.: Zawsze, jak to rodzice wspominają, było mnie wszędzie pełno, zawsze byłam aktywna. Odkąd pamiętam, byłam wybierana na przewodniczącą klasy zarówno w podstawówce jak i liceum. Na studiach byłam starościną grupy. Kiedy dzieci chodziły do szkoły byłam wiceprzewodniczącą Rady Rodziców przy SP 15.Nie zabiegałam o te funkcje, ale myślę, że miałam w sobie chyba to coś, co ludzie chcieli żebym wykorzystała  na ich rzecz. To zaufanie traktowałam jako zaszczyt, dlatego wypełniając misje , do których byłam powołana, wypełniałam je z pełnym zaangażowaniem.

 

R.: Czyli wszystko, albo nic…

E.L.: To może za dużo powiedziane. Robię to tak, jak już mówiłam z pasją, i z sercem, ale nigdy dla osiągnięcia własnych celów. Dbam o to, by moja praca przyniosła efekty i korzyści tym, którzy mi zaufali. Zazwyczaj mi się udaje. Ja mam duszę sportowca, więc lubię wygrywać. 

 

R.: Poprzeczkę stawia sobie Pani coraz wyżej?

E.L.: To jest taka łańcuchowa reakcja, jak już coś zrobię, mam następne pomysły, a jest ich bardzo dużo. Czasami zarażam nimi innych i wtedy jest sukces, nie mój, a wspólny.

 

R.: Jak Pani pogodziła wychowanie dwóch synów właśnie ze swoją aktywnością zawodową i społeczną? Czy to było trudne?

E.L.: Ja to nazywam dwa w jednym. I trudne, I zupełnie proste. Dopóki synowie byli w domu, zawsze byli najważniejsi. W pracę bardzo się angażowałam, ale wówczas nie robiłam nic dla siebie i wszystko oddawałam rodzinie. Cudowne jest to, że to teraz, wszystko co dawałam im wraca do mnie… wszystko. Teraz jednak, kiedy chłopcy są już dorośli i samodzielni, mogę się w pełni oddać się funkcjom społecznym.

 

R.: Co robią synowie?

E.L.: Obaj studiują na AWF w Warszawie, starszy –  Michał jest na 5 roku, a Paweł dołączył do niego w tym roku. Michał dodatkowo, od dwóch lat, jest zapraszany do stacji Eurosport, gdzie pracuje jako komentator turniejów tenisowych. Jest „z krwi i kości”  tenisistą, posiada tytuł mistrza Polski w grze podwójnej, który zdobył w Sopocie, na Olimpiadzie Młodzieży. Paweł natomiast jest bardzo wszechstronnym sportowcem. Uprawiał pływanie, tenis, a ostatnio triathlon, gdzie zdobył drugie miejsce w Pucharze Polski , po wypadku na rowerowym zakończył jednak „karierę” w tej dyscyplinie. Obaj są ratownikami wodnymi, świetnie pływają, jeżdżą na nartach  i  snowbordzie. Paweł znakomicie radził sobie też na rolkach, desce, na rowerze triahlowym, a nawet walcząc w… jujitsu. Śmiejemy się, że nie uprawiał już tylko skoków narciarskich. W Warszawie są często zapraszani do szkółek tenisa, by prowadzić zajęcia z młodzieżą.

 

R.: Czy mąż też jest związany z sportem?

E.L.: Oczywiście, uprawiał z piłkę ręczną, był bramkarzem. Grał w drugiej lidze, w  reprezentacji AZS. Na studiach jako bramkarz był bardzo ceniony. Posiada dyplom trenera piłki ręcznej, jednak   chyba przeze mnie, bardziej związał się z pływaniem. Pełnił nawet funkcję wicedyrektora ds sportu w raciborskiej SMS. Obecnie, prowadzi soją firmę a sport  uprawia dla własnej przyjemności. Pasjonuje się badmintonem i jazdą na rowerze.

 

R.: Pani ojciec również jest związany ze sportem…

E.L.: Tak, to właśnie on zaszczepił w nas bakcyla sportu. Natomiast mama, kiedy pływałyśmy z siostra ( Elą ), nawet nie wiedziała jakim stylem pływamy, ale bardzo nas wspierała. Nie jest sportową duszą,  wyjątkiem były wycieczki rowerowe, na które jeździła razem z nami. Tato jako młody człowiek podnosił ciężary, później jakoś pokochał tenis, więc mnie i siostrę też nauczył grać .Ela grała później w II lidze, później nauczył jeszcze wnuki…

 

R.: Pani synowie są kolejnym pokoleniem związanym ze sportem…

E.L.: I to jest fajne, bo sport kształtuje charakter, w życiu codziennym i zawodowym łatwiej pokonuje się przeszkody, łatwiej znosi się porażki i niepowodzenia, z dystansem przyjmuje się sukces, bo zazwyczaj jest on tylko chwilowy. Uważam, że sport ma ogromny wpływ na kształtowanie charakteru, szczególnie młodych ludzi.

 

R.: Pani hobby…

E.L.: Prawdziwego hobby, nie mam, nie zbieram znaczków,  zwyczajnie nie mam na to czasu.., ale mam zainteresowania. Mogę powiedzieć, że mam „bzika” na punkcie rodziny, dlatego każdy wolny czas spędzamy razem – zimą jeździmy na narty, latem nad polskie morze. Jeździmy na rowerach, pływamy, zwiedzamy – razem z dziećmi oczywiście, cieszymy się z mężem, że choć są dorosłe i maja swoje towarzystwo, chcą być też z nami.  Działalność, której się poświęcam tez przynosi mi frajdę. Lubie robić to, co robię. Jak byłam kierownikiem w ośrodku rehabilitacji, cały swój czas poświęcałam  dzieciom niepełnosprawnym i ich rodzicom, po powodzi w 1997 roku zajmowałam się organizacją wyjazdów dla dzieci matek z dziećmi. Byłam aktywnym członkiem Polskiego Komitetu Zwalczania Raka, Olimpiad Specjalnych, komentowałam dla RTK Mistrzostwa Polski, jestem sekretarzem Komisji ds Szkół Sportowych przy Polskim Związku Pływackim. To są moje pasje… 

 

R.:  Jakie są Pani plany na przyszłość?

E.L.: To może dziwne, ale ja raczej nie planuję przyszłości. Jestem osobą, która wyznaje zasadę, że jesteśmy „tu i teraz”,  nie wiemy przecież co będzie jutro. Z mężem nie planujemy nawet urlopów –  zazwyczaj jeździmy „w ciemno”  i zawsze mamy szczęście. Ale to nie znaczy, że nie myślę o przyszłości – myślę, tylko jej nie planuję. Aktualnie myślę o pracy i wyborach – mam przecież mnóstwo pomysłów, które chciałabym realizować w nowe kadencji Sejmiku…

 

R.: Czy lubi Pan psy?

E.L.: Kocham psy,  kocham zwierzęta. W domu rodzinnym miałam psa (mieszańca), który nazywał się Riko, my mieliśmy przez 11 lat Dalię – czarną średnią sznaucerkę, od trzech lat mamy piękną kotkę (z rodziny dachowców) – Szelmę,  mamy też dwa duże psy w firmie męża Azę i Wiki.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Z Ewą Lewandowską rozmawiała Wanda Gozdek

- reklama -

8 KOMENTARZE

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj