Karolina Oszek opowiedziała o pasji swojego ojca

Obecny dyrektor OSiR Jerzy Kwaśny ze sportem związany jest przez całe życie. Pasję ojca podziela jego córka Karolina, która zdecydowała się przybliżyć naszym czytelnikom miłość swojego ojca do sportu. Marta Rajchel: Pani Karolino, proszę opowiedzieć naszym czytelnikom, jak to się stało, że pani ojciec pokochał sport?

Karolina Kwaśna: Tato urodził się w Kietrzu, gdzie w tamtych czasach nie było możliwości profesjonalnego trenowania. Wszyscy, którzy chcieli, trenowali sami dla siebie na prowizorycznym boisku. Wśród nich był także młody Jerzy Kwaśny. To właśnie tam został zauważony jego talent piłkarski.

- reklama -


"Książce "100 lat piłki nożnej na ziemi raciborskiej" tato poświęcił kilka lat swojego życia".

M.R.: Czy pamięta Pani, w jakich drużynach grał Jerzy Kwaśny?

K.K: Swoje umiejętności szlifował w takich drużynach jak Włókniarz Kietrz, reprezentacja Opolszczyzny juniorów, Stal Racibórz, Motor Lublin, Unia Racibórz, Odra Wodzisław, Górnik Radlin. Z Motoru Lublin sprowadziła go do Raciborza sytuacja rodzinna czyli narodziny córki i ślub z mamą i tutaj zaczął grać w Unii Racibórz, potem w Wodzisławiu i Radlinie. w trakcie gry klub załatwił mu zatrudnienie stałe na kopalni, wiec jednocześnie grał i pracował. Swego czasu tato miał też grać na kontrakcie za granicą, który niestety nie doszedł do skutku z niewiadomych przyczyn.

M.R.: Czy to wtedy właśnie Pan Jerzy zdecydował się wziąć udział w konkursie na stanowisko dyrektora OSiR?

K.K.: Tak. Zaryzykował i wygrał. Jego praca tam trwa już ponad dwadzieścia lat.

M.R.: Jak Pani tato wspomina te pierwsze lata zadomawiania się na OSiRZe?

K.K.: Początkowe lata dyrektorstwa w OSiRZe wspomina bardzo dobrze. Nie było jeszcze mediów, które żądne sensacji czyhałyby na najmniejsze potknięcie. Ojciec postawił OSiR na nogi. Dzisiaj nikt już o tym nie pamięta.  Mam nadzieję, że kiedyś ktoś w końcu doceni wszystko to, czego dokonał Jerzy Kwaśny. Tato nie miał w młodości łatwego życia, ale mimo trudności wyszedł na ludzi i osiągnął bardzo wiele. Jestem dla niego pełna podziwu. Tato zasłużył na to, do czego doszedł. Jest dla mnie fantastycznym człowiekiem, który zrobił bardzo wiele i smuci fakt, że jest niedoceniany. Boli zwłaszcza bezpodstawna krytyka, która nie ma żadnego związku z prawdą. Jest zwykłą ludzką zawiścią.

M.R.: I przygoda z OSiRem trwa już ponad 20 lat…

K.K.: I tak to wszystko trwa już 2o lat. Mam wrażenie, że jestem wychowana na OSiRZe. Wszyscy ludzie, którzy tam pracowali czy pracują byli dla mnie jak wujkowie i ciocie. Tato zabierał mnie na kręgle, korty, lodowisko.. Mam wrażenie, że całe moje życie to jest Ośrodek Sportu i Rekreacji. Dzięki tacie umiem grać w kręgle, jeździć na łyżwach, wiem co to tenis, umiem kopać piłkę.  Kiedy byłam mała tato nie przywoził mi lalek tylko autka i piłki. Zawsze chciał, żebym się ruszała, ćwiczyła.

Życie taty to jest sport, OSiR, a dopiero na drugim miejscu rodzina. Nie żałujemy niczego, choć pewnie w czasach młodości mama kręciła nosem na to, że taty ciągle nie było w domu. Wiedziała jednak, że bez sportu jego życie nie miałoby sensu. Mimo wielu zajęć nigdy nas nie zaniedbywał. Niczego nam nie brakowało i zawsze miałam fantastyczny kontakt z ojcem. Wiedziałam, że mogę do niego podejść w każdej chwili i on mi pomoże. Tak jest do dziś. Nigdy nie odmawia, choć wiem, że jest zapracowany.

M.R.: Można więc powiedzieć, że swoje pasje tato przelał na Panią?

K.K.:  Zgadza się. Nie dane mu było mieć syna, ale niezrażony tym faktem wpoił mi zamiłowanie do sportu i pielęgnował je we mnie dopingując w każdej sytuacji. Na początku chciał ze mnie zrobić tenisistkę, ale to nie było to. Na poważnie zajęłam się siatkówką i wtedy tato poświęcił mi kilka lat jeżdżąc ze mną kilka razy w tygodniu na treningi i mecze do Kędzierzyna Koźla. Nie było to łatwe, gdyż równocześnie rozpoczął studia na Politechnice opolskiej. Ja poszłam w jego ślady i to tacie zawdzięczam to, co osiągnęłam w dziedzinie sportu. Teraz już, jako dziadek próbuje zaszczepić miłość do piłki w starszym wnuku, który gra w Unii Racibórz (trenują go razem z moim mężem).


Jerzy Kwaśny z córką na obozie sportowym (środkowy rząd, trzeci od lewej). – Tato próbował zarazić nas sportem, ale tylko ja złapałam bakcyla – mówi Karolina.

M.R.:, Jeśli dobrze kalkuluję Pani ojciec kończył studia w dosyć późnym wieku?

K.K.: Tak. O ile dobrze pamiętam tato poszedł na studia w wieku 45. Był jedynym seniorem na uczelni, ale radził sobie bardzo dobrze, mimo, że ze względu na swój wiek powinien odbiegać od reszty (szczególnie fizycznie). Oprócz tytułu magistra tato zrobił jeszcze trenera II klasy piłki nożnej.

M.R.: Czym dla Jerzego Kwaśnego jest sport?

K.K.: Sport jest jego całym życiem. Był dobrym zawodnikiem. Grał w podstawowym składzie, miał charakterek, ale w piłce jest to potrzebne. Tam nie można być słabym. Tato zawsze potrafił powiedzieć to co myśli i nie raz został z tego powodu posadzony na ławie. Jego pasja trwa nieprzerwanie do dziś.  Mimo, że już od lat nie gra czynnie, to jako dyrektor OSiR pilnie przygląda się się wszystkim rozgrywkom. W dojrzałym wieku swoją miłość do piłki przelewa na papier pisząc książki dokumentujące całą historię futbolu w powiecie. Pierwsza z nich "100 lat piłki nożnej na ziemi raciborskiej" – to uwiecznienie historii lokalnej piłki nożnej. Tato spędził bardzo dużo czasu nad jej wydaniem. Samo zbieranie materiałów zajęło mu 10 lat. Niejednokrotnie sama odwiedzałam z ojcem kluby sportowe i prywatne osoby w poszukiwaniu informacji. Mam swego rodzaju żalu do ludzi, którzy krytykują tę publikację, choć nie zdają sobie sprawy ile trudu kosztowało J. Kwaśnego zebranie wszystkich zawartych tam danych. Nie mieliśmy skanera i tato wszystko wprowadzał do komputera ręcznie. Codziennie po pracy poświęcał swój czas i do późnych godzin nocnych pracował nad książką.  Uważam, że nie zostało to dostatecznie docenione.

M.R.: Czy Jerzy Kwaśny gra jeszcze w piłkę nożną?

K.K.:  Tak na poważnie już nie. Oficjalnie na boisku widziałam go jakieś dziesięć lat temu, podczas meczu starszych reprezentantów klubu. Obecnie grywa rekreacyjnie z wnukami na działce.

M.R.: Czy jest jakiś inny sport, którym zainteresował się Jerzy Kwaśny?

K.K.:  Tak. Na początku miejsce piłki nożnej zajął tenis. Grywał z doktorem Płonką, Panem Borkowskim, prezydentem Lenkiem. Obecnie tato dosyć poważnie zajął się grą w kręgle.  Z podobnymi sobie zapaleńcami stworzyli klub i jeżdżą na zawody po Polsce odnosząc dosyć znaczące sukcesy (Jerzy Kwaśny znalazł się w pierwszej piętnastce Polski).

M. R.: Mimo, że rozstał się z piłką nie przestaje o niej myśleć prawda? Świadczyć o tym mogą książki, które powstały i powstają. W szczególności mam tu na myśli „100 lat piłki nożnej na ziemi raciborskiej”.

K.K.: Książce 100 lat piłki poświęcił kilka lat osobistego życia. W trakcie jej pisanie urodziły mu się wnuki, ale zamiast w pełni korzystać z uroków bycia dziadkiem pracował codziennie nad książką. Powstała również książka o Włókniarzu Kietrz, w której tato pisze o swoim rodzinnym mieście. Teraz tato pracuje nad książką upamiętniającą 50-lecie awansu Unii Racibórz do pierwszej ligi. Zbierał do niej materiały przez pół roku i choć ludzie chętnie udzielali informacji, to dotarcie do pewnych źródeł stanowiło nie lada wyczyn.

M.R.: Z tego co Pani mówi, Jerzy Kwaśny wydaje się mieć nieskończenie wiele pomysłów na realizację swoich pasji i nie ma zamiaru wyhamować?

K.K.: Oj tak, nie wyobrażam sobie taty na emeryturze. Myślę, że ciężko będzie go w ogóle na nią wysłać. Był całe życie aktywny i mimo wieku i mniejszego zapału ciągle chce działać, a nie stać w miejscu. On po prostu kocha swoją pracę. Oczywiście nie zawsze było różowo. Tato miał momenty załamania, kiedy wszystko szło nie w tak jak trzeba, a ludzie tylko czekali na to żeby go zniszczyć. Myślę, że tato się nie dał. Ma silny charakter, który pozwala mu przetrzymać trudne chwile…

M.R.: Dziękuję za rozmowę i życzę Panu Jerzemu już samych dobrych chwil do końca kariery.

/Marta Rajchel/

 

——————————————————————————————————————– 
Artykuł zaczerpnięto z GazetaInformator.pl nr 140

Więcej wiadomości z regionu na GazetaInformator.pl>>>
——————————————————————————————————————– 
Polecamy również:

Obchody 50-lecia awansu Unii Racibórz do pierwszej ligi

W 1963 roku piłkarze Unii Racibórz awansowali do pierwszej ligi. W czerwcu obchodzić będziemy 50-lecie tego wydarzenia. Z tej okazji OSiR zaplanował uroczystość z udziałem byłych piłkarzy i kibiców.

——————————————————————————————————————– 

Podziel się informacją lub napisz własny  artykuł na forum.
Dodaj Temat na:   
forum.raciborz.com.pl

Dodaj!

——————————————————————————————————————–

- reklama -

14 KOMENTARZE

  1. Zupełnie nie rozumiem sensu takiego wywuadu. To wywarzanie otwartych drzwi. Takie wywiady „z dziećmi znanych rodziców” robi się albo po śmierci rodzica, albo gdy dzieci są również bardzo znane. Pytania typu „czym dla ojca jest sport?” uznaję tu za żenujące. Jakby redkacji nie chciało się zadać tego pytania bezpośrednio Kwaśnemu….

  2. wynika z tego, że tak jak kiepsko z dostępnośćią do obiektu dla zwykłych ludzi, tak samo kiepsko dotrzeć dziennikarzom to kwaśnego. To rzeczywiście musi być nieprzystępna osoba, skoro na osobiste pytania, które powinny mu zostać bezpośrednio zadane, odpowiada jego córka.

  3. Czepiacie się i tyle. Córka opowiedziała o swoim tacie i jego pracy – nie ma w tym nic zdrożnego. A że jest to jej subiektywny pogląd? To oczywiste i tym bardziej zasługuje na pochwałę – za to, że nie kala gniazda, z którego wyrosła. Pozdrawiam Panią Karolinę i wszystkich życzliwych internautów…

    … Po chwili namysłu: frustratów też pozdrawiam, a co! 😉

  4. życzliwy, tu nie chodzi o to, że córka nie ma prawa opowiadać, ale zadawanie komuś pytań odnośnie osób trzecich, zwłaszcza takich na które ta osoba trzecia sama powinna odpowiedzieć jest dość kiepskim pomysłem. Czy Kwaśny nie potrafi odpowiadać na pytania? Co innego, gdyby pytnia zadawane córce Kwaśnego do tyczyły jej życia, a nie życia ojca. A tucały wywiad tyczy się ojca, a w dodatku jego zapatrywań!!! Czy Kwaśny ma własnego rzecznika w postaci córki? Jeśli tak, to ok, ale powinno to być wyraźnie zaznacozne, że córka – jako rzecznik ojca – tu odpowada, a nie wyraża swój SUBIEKTYWNY pogląd. Ja nie zgodziłbym się po prostu na taki wywiad na jej miejscu. Życzliwy, załóżmy, że twój ojciec żyje i ma się dobrze. Pojawi się dziennkarz, który będzie chciał porozmawiać na temat zainteresowań – nie twoich, ale ojca – to co? Zaczniesz na ten temat rozprawiać, czy odeślesz pod wskazany adres. No pomyśl trochę, i ne owijaj w bawełnę, bo pomyślę, że jednak głupek z ciebie i nic nie rozumiesz.

  5. Rozumiem punkt widzenia i że można mieć takie zdanie, ale do mnie po prostu to nie przemawia. Owszem, niektóre pytania dziwaczne, ale zupełnie szczerze – gdyby ktoś przyszedł porozmawiać ze mną o moim ojcu (żyjącym), a ojciec ten byłby osobą publiczną, to myślę że udzieliłbym wywiadu, o ile potrafiłbym odpowiedzieć na pytania. Chyba:P Co innego, gdybym czuł, że mogę mu zaszkodzić… ale tak – nie widziałbym przeszkód. Pozdrawiam serdecznie!

  6. Nie wiem w jakiej szkole seksu i biznesu uczą takiego dziennikarstwa. Pytanie: Jak Pani tato wspomina te pierwsze lata zadomawiania się na OSiRZe? to kuriozum. Jeśli już – to „jak wspominał” – ale tylko wtedy, gdyby ojciec nie żył. I w dodatku tylko wtedy, gdyby wspomnienia te nie były znane. Ale jeśli żyje, należy takie pytania zadawać Kwaśnemu, a nie jego córce! Córkę można już – ewentualnie zapytać – JAK ONA wspomina pierwsze lata zadamawiania się ojca na osirze, o ile była już w tym czasie na świecie. Inne pytanie, które wogóle nie powinno paść do osoby trzeciej : [/b]Czym dla Jerzego Kwaśnego jest sport? …. Czym kochana młodzieży, jest komunizm dla Józefa Stalina…. Nawet jeśli Kwaśny odmówił wywiadu, to nie powinno się pytać o jego wspomnienia osób trzecich.[/b]

  7. No widzisz. Nie chciałbyś zaszkodzić. Córka też pewnie nie chciała zaszkodzić, i nic nie powiedziałą takiego, co by przedstawiało ojca w złym świetle. Ale co czytelnik może sobie pomyśleć? Kwaśny odmówił wywiadu? Redakcja nie chciała zadać sobie trudu w dotarciu do Kwaśnego? A może, że Kwaśny nie potrafi odpowiadać na pytania? A może, że jest niedostępny dla ludzi, i trzeba urządzać „podpytywankę”? No bo na pewno nie to, że dziennikarz był zainteresowany córką, jej życiem i ewentualnie wpywem jej ojca na jej życie, skoro każde pytanie dotyczy albo faktów z życia ojca, albo – co gorsza – jest prośbą o przedstawienie JEGO punktu widzenia. Obeznanych z dziennikarstwem choć trochę takie podejście wyraźnie powinno razić.

  8. Wywiadem tym redakcja jak i Pani Rajczel naruszyła wszystkie wymogi dobrego i rzetelnego dziennikarstwa. Dziwię się, że taki wywiad w ogóle miał miejsce. Nawet w gazetkach szkolnych prezentuje się wyższy poziom przeprowadzania wywiadów prasowych. Argumenty na beznadziejność tego wywiadu? Proszę. 1. Pytania sugerujące odpowiedzi. 2. W wielu przypadkach pytania powtarzają się tylko są nieco inaczej napisane. 3. Poza tym nie wnikam już w to, czy Kwaśny jest tak bardzo zajętym człoiwiekiem że musiał wysłać na wywiad swoją córkę. Beznadzieja, a redakcja powinna się wstydzieć. Nie mówiąc już o tym, że w wydaniu papierowym informatora na okładce widnieje zupełnie inne imie autorki artykułu, a w gazecie jeszcze inne. Jak Pani Rajczel się w końcu nazywa? Co do samej treści wypowiedzi Pani Karoliny, jakoby jej ojciec był krzywdzony przez ludzi, większych bzdru nie słyszałem. A mówienie że poświęcił lata życia na pisanie książek o sporcie raciborskim zakrawa o kuriozum. Jakie lata? Jako miłośnik sportu w dodatku. Oj szkoda, że córeczka , jak i połowa Raciborza nie wie, skąd na prawdę pochodziły materiały, które wykorzystał Pan Jerzy w swoich książkach, głównie tej o Unii. Ale prawda może wyjdzie kiedyś na światło dzienne.

  9. Znawcatematu wyraznie poruszony, chyba jest tu osobą pokrzywdzoną. POkrzywdzony? a może niespełniona ambicja lub zwyczajna zazdrość? Powinien się zwrocic do redakcji i opowiedziec swoją wersje. (Moze to on jest autorem wspomnianej książki.) Wtedy gazeta wydrukowac powinna sprostowanie. Znawcatematu doskonale wie jaki wywiad mógl mieć miejsce a jaki nie. O beznadziejności wypowiedzi świadczą tylko jego własne argumenty. Oj cos bardzo zabolało

  10. Wszyscy czepiacie się, że to córka Kwaśnego odpowiadała na pytania ojca. Przecież o to właśnie chodziło -tytuł sugeruje, że to ona będzie mówić o swoim ojcu. Tak był zamysł. Pytanie może nie najambitniejsze, ale bez przesady. Przecież trudno wymagać, aby to sam zainteresowny opowiadał o sobie takie rzeczy. Jak zwykle wyszło czepialstwo zwykłego człowieka, który znudzony własnym życiem szuka sensacji i okazji do krytyki

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj