Ustawianki dla maluczkich, czyli co musi zostać powiedziane

Wybory samorządowe zbliżają się, jak Państwo wiecie, wielkimi krokami… czytaj felieton Piotra Sputa>>.

Od pewnego czasu staram się nie komentować raciborskich wydarzeń politycznych, bo rodzima samorządność, co mogę precyzyjnie udowodnić, nie ma z samorządnością, tym bardziej demokratyczną, wiele wspólnego. Od pewnego czasu zajmuję się znanym niemieckim prozaikiem, poetą, malarzem, grafikiem, rzeźbiarzem, laureatem literackiej Nagrody Nobla z 1999 roku, Günterem Grassem. Zawartość ulotki wyborczej prezydenta Mirosława Lenka dała mi impuls do napisania czegoś spontanicznego, podobnie jak wspomniany autor zrobił to w wierszu Was gesagt werden muss (Co musi zostać powiedziane), który dotyczył trudnych stosunków palestyńsko – żydowskich, a opublikowany został 4 kwietnia 2012 roku w wielu znanych europejskich periodykach (Süddeutsche Zeitung, La Repubblica, El País). Nie jestem co prawda ani poetą ani pisarzem, ale mam nieodparte wrażenie, że w tym wypadku pewne rzeczy muszą zostać powiedziane. Co mnie do tego niejako zmusiło? Bełkotliwa retoryka wyborcza Mirosław Lenka!   

- reklama -

Jadąc kilka dni temu przez miasto zobaczyłem wiszące banery wyborcze Mirosława Lenka i… nieco osłupiałem. Napisy na nich głosiły „Uwierzmy w Racibórz” oraz „Racibórz zmienia się dla Ciebie”. Po krótkim przemyśleniu doszedłem do wniosku, że infantylność i bezsensowność tychże przekroczyła wszelkie granice, wyborców ma się za kompletnych durniów, sprawę haseł wyborczych doprowadzono zaś ad absurdum. Jest możliwe, bardzo, że Lenk pytał w sprawie haseł „specjalistów”, np. ze swej Platformy Obywatelskiej, ci zaś doradzili mu, że musi pisać tak a nie inaczej, tzn. głupowato – mdło – przyjaźnie – pozytywnie – tak właśnie – kompletnie nijako – mają owe hasła brzmieć.

Moją wrażliwość, czy też cierpliwość na wyborcze bajanie kompletnie wyprowadziła z równowagi gazetka (a w zasadzie jej treść) wyborcza Lenka, którą rozprowadzano dzisiaj, w środę 12 listopada.

Zawartość gazetki jest, nazwijcie ją Państwo jak chcecie: mdła, mydląca oczy, miałka. Nie ma tam wypowiedzi ani jednego, prostego, niezależnego od Lenka mieszkańca Raciborza, który wyraziłby poparcie dla prezydenta. Są natomiast: rodzina, urzędnicy państwowi, dyrektorzy, kierownicy, pracownicy instytucji zależnych od gminy, funkcjonariusz policji, którzy chwalą, niezbyt entuzjastycznie, prezydenta. O dziwo nie ma tam obligatoryjnych wyrazów poparcia wyższych działaczy Platformy Obywatelskiej, Donalda Tuska, czy Ewy Kopacz, Jerzego Buzka, posłów, co jest oczywiste dla innych kandydatów, startujących w wyborach do różnych instytucji i różnych szczebli samorządowych. Lenk wykorzystuje tylko na pierwszej stronie standardowe kolory swojej partii – niebieski i pomarańczowy. Może Mirek Lenk dowiedział się, że popierany przez PO, wielki, niepodważalny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, tak jak wielu innych, ma problemy z prokuraturą, która prowadzi w jego sprawie śledztwo dotyczące przyjmowania łapówek i nie chce się identyfikować ze swą partią?

We wspomnianej gazetce rozwój miasta wiązany jest na pierwszym miejscu ze ścieżkami rowerowymi (strona 2), które nota bene nie są ze sobą odpowiednia skoordynowane i połączone. Sprawy najważniejsze, dotyczące tworzenia warunków do powstawania nowych miejsc pracy, tak, aby wykształcenia raciborzanie mogli pracować na miejscu, są marginalizowane, program przytacza raczej mrzonki, plany budowy i modernizacji dróg, których realizacja nie jest zależna od miasta i kosztuje setki milionów złotych, rozpoczęcie prac planistycznych, promocję, tworzenie warunków do tego i owego itp. (strona 5).

Pytanie podstawowe. Dlaczego Mirosław Lenk nie czynił tego wcześniej? Jest Prezydentem od ośmiu lat, wcześniej był kierownikiem (naczelnikiem) Wydział Edukacji, Kultury i Sportu w urzędzie miasta, wiceprezydentem, sekretarzem powiatu (po przegranych wyborach w roku 2002) w końcu prezydentem. Całe życie pracował w instytucjach państwowych, więc nie dziwi fakt, że przyciąganie prywatnej inicjatywy do miasta jakoś mu nie wychodzi. Prezydent chwali się e gazetce zrealizowanymi inwestycjami, które w przygniatającej mierzą są zadaniami zleconymi gminy, (patrz; USTAWA z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym, Rozdział 2. Zakres działania i zadania gminy). Tzn. takimi, które gmina musi realizować. Prezydent, który zarabia wielokrotnie więcej niż inni pracownicy, powinien zajmow0061 się raczej stwarzaniem warunków rozwoju gminy, głownie ekonomicznych, przyciągania inwestorów i pracodawców, a w tym Lenk jest słabiutki, co widać po tragicznie malejącej ilości mieszkańców miasta. Według Wikipedii ludność naszego miasta malej straszliwie szybko, z 65 tysięcy w drugiej połowie lat 90. do 57 tysięcy, kiedy Lenk został prezydentem, do prawdopodobnie i faktycznie mniej 50 tysięcy (na co wskazuje, nazwijmy ją tak, statystyka śmieciowa) w chwili obecnej. Statystyka porażająca. W Wikipedii, pod hasłem Racibórz, czytamy dalej: „Główny Urząd Statystyczny przeprowadził prognozę demograficzną na lata 2002–2030 w świetle której miasto odnotuje spadek liczby ludności o 37%. Główną przyczyną takiego spadku będzie obniżający się przyrost naturalny”. Nic mniej konkretnego, czy wręcz fałszywego. Głównym powodem spadku ludności jest brak miejsc pracy dla młodych, którzy wyjeżdżają, starsi powoli od nas odchodzą i koło się zamyka. Rencistki zwykle już nie rodzą dzieci. A rządzącym miastem z tym się pogodzili, na to się nastawili, dobrze im z tym, uznali proces za nieodwracalny i tyle.

Kompletnie nie do przyjęcia jest natomiast koleje hasło wyborcze Lenka zawarte w gazetce: Mamy wybór: dobro miasta albo wyborcze fantazje. Tu już jest wyraźne nawiązanie, przyznaję że łagodne, do sloganów Platformy Obywatelskiej, mówiącej o tym, że może i my, z Platformy nie jesteśmy najlepsi, nieco knocimy, robimy afery, autostrady dwa razy droższe niż w Szwajcarii (gdzie odrzucono w referendum wysokość płacy minimalnej w wysokości 18,50 euro, czyli 80 zł na godzinę, a minimalna płaca faktyczna wynosi 10 razy więcej niż w Polsce), ale inni to kompletne zera, albo wariaci, którzy spowodują wojnę z Rosją, czyli jeszcze gorsi od nas. Bryluje w tym znany i swego czasu dobry, obecnie jednostronny dziennikarz Tomasz Lis – właściwie Lisienko, którego wszyscy przodkowie byli esbekami, pradziad zaś szedł z Białoruś w armii bolszewickiej w roku 1920 na Warszawę. Swoją drogą, zastanawiam się też, dlaczego zdecydowana większość dzisiejszych gwiazd dziennikarstwa polskiego ma esbeckie korzenie? Może to nieco odbiega od tematu naszego prezydenta, ale, choć nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, polecam Państwu dwie strony, których treść zastanawia i zmusza do przemyśleń. Podobnych stron są tysiące.
 
Wracając do naszej przedwyborczej batalii. Panie Lenk, lepiej raczej drogi Mirku, prezydenci większości znaczących na świecie państw muszą się pogodzić (może oprócz Putina i niewielu innych despotów) z zasadą, zapisaną zwykle w ustawie zasadniczej, że władzę mogą sprawować przez dwie kadencje). Niestety owa zasada nie dotyczy funkcji włodarzy polskich miast. Jest to niedopatrzenie naszego prawodawcy, który nie rozszerzył tego ograniczenia na urzędy i instytucje samorządowe. Bo samorządy w Polsce działają fatalnie, piszą i mówią o tym wybitni naukowcy, wskazują na to badania wielu niezależnych, pozarządowych instytucji. Zachodzi tu pytanie, które nurtuje przygniatającą większość zainteresowanych, co tacy byli prezydenci robiliby po dwóch kadencjach – do renty jeszcze zwykle daleko, na bezrobotne głupio, może trzeba by szukać pierwszej, na wolnym rynku, prawdziwej w życiu pracy?  

Wspomniani wyżej doradcy wyborczy (mogli być i domorośli, miejscowi) doradzili też chyba Mirosławowi Lenkowi aby na plakatach wyborczych oraz we wspomnianej gazetce nie umieszczał oczywistej wzmianki, że jest członkiem Platformy Obywatelskiej. Ale czego tu się wstydzić? Członkostwa w tak skutecznej partii rządzącej? Tak, jest możliwe, obiektywnie, że jej skuteczność w powiększaniu długu publicznego doprowadzi, szczególnie po roku 2020, do kryzysu na miarę greckiego, ale na razie wszystko się kręci, dlaczego więc taka wstydliwość? Szkoda Mirka, bo w dwóch partiach w życiu był – jedynej kiedyś słusznej – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w okresie rządów ludu pracującego i jedynie obecnie odpowiedzialnej – PO. Przyznać się do członkostwa w tej pierwsze, ok. nieco obciach, ale do tej supernowoczesnej, europejskiej – dlaczego nie? Ach wiem; doradcy mówią, że przed lokalną społecznością lepiej przemilczeć.
 
Zastanawia mnie jednak, dlaczego Lenk traktuje raciborskich wyborców niepoważnie, serwując im bezsensowne i miałkie slogany wyborcze w nadziei, jak sądzę, że lokalna raciborska społeczność „przełknie” każdą, najłagodniej rzecz ujmując, chałę, bowiem tutejsi wyborcy nie są zbyt wymagający. Z czego ostatnie spostrzeżenie wnoszę? Otóż z ostatnich wyborów samorządowych sprzed czterech lat.

Wtedy to bowiem w przeprowadzonej rzetelnie ankiecie Dziennika Zachodniego prezydentów miast śląskich (od 50 do 100 tys. mieszkańców) Mirosław Lenk wypadł słabiutko, był przedostatni, wyprzedził jedynie oskarżonego już wtedy w procesie karnym prezydenta Mysłowic Grzegorza Osyrę, który później został skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu. Ale społeczności lokalnej fakt wykazanej nieudolności Lenka nie przeszkadzał, wybrano go w I turze wyborów z wynikiem bodaj 53%. Nie sam wynik był tu istotny, tylko fakt, że w wyborach brało udział bodaj 39% uprawnionych do głosowania (mniej niż 1/5 ogółu ludności Raciborza) czyli mniej niż w jakimkolwiek innym mieście w kraju. To była prawdziwa tragedia raciborska, fakt, że ludzie nie wiedzieli w zasadzie na kogo głosować. W tej kwestii zbliżamy się niestety do standardów republik bananowych, gdzie, co jest przez rządzących w terenie bardzo pożądane, w wyborach uczestniczą jedynie poplecznicy władzy, urzędnicy lokalnych urzędów i instytucji wraz z rodzinami (czyli element zachowawczy, bojący się zmian i „nowej miotły” w urzędach), reszta zaś, z małymi wyjątkami bierna i zagoniona, pogodzona z losem, nie idzie z różnych przyczyn do wyborów.  

W tym roku Dziennik Zachodni, z tego co wiem, nie przeprowadzał już tak rzetelniej ankiety, czytelnicy głosowali jedynie za lub przeciw prezydentom górnośląskich miast i nasz Mirosław wypadł znowu słabo. Jest możliwe, co w naszym kraju jest to szalenie prawdopodobne, że były różnorodne naciski na Dziennik, aby nie powtarzał dokładnej ankiety.  

Co gorsze, jak głosi – mam nadzieję tylko uporczywa plotka – jeden z kandydatów sprzed czterech lat do fotela prezydenta naszego miasta nie bierze udziału w tegorocznych wyborach, bo Lenk miał mu obiecać za to stanowisko dyrektorskie w jednej z podległych miastu instytucji. Ja w plotki nie wierzę, w podobne układy w naszym kraju niestety tak. Jednak jestem przekonany, że nie może to mieć miejsca w Raciborzu. Chyba, że fakty zmienią moje przekonanie. Wtedy byłoby widoczne, że władza otwarcie kpi z suwerena – wyborców. I trzeba podjąć kroki, aby taką władzę znieść.

Podobnie ma się sprawa z tegorocznymi wyborami. Prawie wszyscy, nieco wtajemniczeni, twierdzą, że większość ważnych decyzji w obozie rządzącym podejmował, jak od wielu lat, odchodzący już przewodniczący Rady Miasta Tadeusz Wojnar. I co z tego? Ma do tego prawo. Wszystkim było z tym całe dziesięciolecia dobrze. Racibórz podupadał w każdej w zasadzie dziedzinie coraz bardziej, ale wszyscy wierzyli w Tadeusza, bo ten ma chociaż dar wykołowania przeciwników politycznych i zapewnienia tym samym kontynuacji profitów. I znowu nieoficjalna, znana prawie wszystkim plotka głosi, że pan Tadeusz pomyślał i wysłał do boju kolejnego kandydata (kę) do fotela prezydenta miasta tylko po to, aby w pierwszej turze nieco zamieszać i odebrać głosy opozycji, tak, aby jej kandydat nie wygrał już w pierwszej turze. W drugiej zaś były już kandydat (ka) może poprzeć Lenka – i to może przeważyć o jego zwycięstwie. Ja w takie coś stanowczo nie wierzę, wierzę jedynie w Boga, ale gdyby – czysto hipotetycznie – coś takiego zaistniało, to powiem tak: w normalnej demokracji i normalnych warunkach jest to mała intryga szyta grubymi nićmi, w warunkach raciborskich – przemyślane pociągnięcie, które może w rzeczy samej wypaczyć niejako wybory, robiąc galimatias w głowach wyborców.  

Są jednak ważniejsze sprawy. Zastanówmy się, nad jedną, najważniejszą. Cóż takiego dokonał Mirosław Lenk jako prezydent Raciborza? Wybudował za pieniądze podatników Aquapark. Jest to inwestycja niedochodowa, nie wiadomo dokładnie ile kosztowała, czy ktoś porządnie to sprawdził? Jest to informacja publiczna, która na żądanie kogokolwiek musi być udostępniona. Inwestycja droga,  poczekajmy do pierwszego remontu generalnego, który przyjdzie szybciej niż myślimy. Szczęście, że w Rybniku nie ma podobnego basenu, wiele osób z tamtych stron jeździ na razie do Raciborza. Nawet w Katowicach nie ma Aquaparku. Ale za to w około 130 miejscach w Polsce. Wiele też nowych się buduje. Większość niedochodowych, część będzie zamykana. Samorządowcy „rzucili się” do ich budowania na zasadzie sąsiedzi zza miedzy mają, to my nie możemy być gorsi. Jakaż w tym jednak zasługa prezydenta? Z gotowych, w wielkiej ilości projektów, można było wybierać, który tylko dusz zapragnie, potrzebne były jedynie fundusze. I kontrola inwestorska. Jak Rybnik zbuduje, to będzie klapa.
 
Z innych obiektów wodnych Lenk zlikwidował świetny basen miejski na Bema, z super bezpiecznym dojściem i dojazdem dla wielu dzieci z centrum, budując sadzawkę w Oborze. Prezydent brukuje nawet dobre chodniki, remontuje ulice, postawił „sławną” na całą okolicę nerkę. Z całą sympatią dla Mirka Lenka muszę stwierdzić, że do takich prac nie potrzebujemy tak wysoko opłacanego urzędnika, zrobi to równie dobrze urzędnik z kilkukrotnie mniejszą pensją.

Szczytowym „osiągnięciem” Mirosława Lenka są nieudane zabiegi (wielu mieszkańców okolicy bardzo się z tego faktu cieszy) mające na celu sprzedanie placu Długosza. Nie chcę tu wbijać noża w nagie ciało Mirosława, jątrzyć rany, powiedzieć jednak muszę, że ta sprawa świadczy dobitnie o fatalnej ocenia miasta i jego władz przez inwestorów, którzy nie chcieli placu nawet za półdarmo, woleli (z tego co wiadomo) stracić wadium niż topić dalsze pieniądze w podupadającym mieście. Lenk widzi miasto jako oazę dla rencistów. Co zrobił jednak dla zahamowania (co obiecywał) piractwa na raciborskich ulicach? Starsi (zresztą młodsi też) boją się wchodzić na pasy bo i tam mogą zostać rozjechani przez piratów. Giną lub zostają kalekami starsi, matki dzieci, młodsi i niewiele, w zasadzie nic się nie robi, aby ten proceder powstrzymać. Od wielu już lat wstydzę się jechać do Katowic, Gliwic czy innego górnośląskiego miasta w obawie przed spotkaniami z kolegami ze szkoły, którzy wyjechali z Raciborza przed laty. Na wieść, że nadal mieszkam i pracuję w Raciborzu prawie wszyscy albo się dziwią, nie dowierzają, podśmiewają, najgorsze, współczują mi wręcz. Dla nich Racibórz to zastój i wspomnienie z dzieciństwa. Spróbujcie Państwo pojechać do Katowic, pójść do odpowiednich urzędów i pytać o perspektywy otwarcia w Raciborzu firmy. W zależności na kogo się trafi, urzędnik będzie się patrzył na takiego petenta z niedowierzaniem, kpiąco, z politowaniem lub po prostu nie zdoła ukryć rozbawienia. To boli.   
 
Bardzo „egzotycznie” jawią nam się też tegoroczne listy wyborcze. Z tymi do miasta, jak z każdą nowością, było nieco zamieszania. Na listach stare wygi, dyrektorzy i pracownicy instytucji miejskich i powiatowych, wielu starych „wyjadaczy”, „notorycznych kandydatów”, ale też wielu nowych, raczej bez większych szans (chociaż suweren, czyli wyborcy są coraz bardziej krytyczni i światli, więc sprawa jest otwarta) ale chętnych do wyłożenia pieniędzy na wybory. Wielu ma nadzieję, że zwrócą się one może w taki lub inny sposób. Większość startujących, z pominięciem może kandydatów na prezydenta miasta, nie ma kompleksowych programów wyborczych, co najwyżej publikują autoprezentacje. Od lat wspomniani wielokrotnie wyżej „doradcy” mówią, że nie liczy się program, którego i tak nikt nie czyta, tylko osobowości kandydata. W Polsce to niestety prawda. Nie wiem jak to wyglądało w Raciborzu, ale w większości polskich miast i wsi listy wyborcze były w wielu wypadkach układane niedemokratyczne, przez liderów, często nawet członkowie danej partii lub ugrupowania nie mieli wpływu na ich tworzenie. Nikt nie rozliczał rządzących z ich obietnic i programów sprzed czterech lat, co powinny robić przynajmniej media. Miałem okazję przed kilkoma tygodniami rozmawiać przez wiele godzin z byłym nadburmistrzem dużego, kilkakrotnie większego od Raciborza niemieckiego miasta. Także o procedurach wyborczych, wyborze kandydatów, spotkaniach sprawozdawczych i wyborczych, które odbywają się tam na wiele miesięcy przed wyborami. Także o tym, że urzędnik, który nie realizował zadań z programu wyborczego, nie miał nawet szans kandydować  i być wystawiony na listę ponownie. Jakaż to różnica w porównaniu z naszymi realiami. Chociaż Mirek Lenk mógłby się na listę załapać – obiecywał aquapark i jest.  
   
Raciborzanie mają w tym roku trzech kandydatów na stanowisko prezydenta miasta. Oprócz Lenka startują Anna Ronin i Dawid Wacławczyk.

Anna Ronin jest powszechnie nieznana. To może być w równym stopniu szansą jak i przeszkodą. Przeczytałem fragment jej wywiadu na portalu Racibórz.com.pl. „…Jestem niezależną kobietą, która odniosła sukces i która chce zmienić to miasto…”. Nie przystoi mi, z wielu względów, komentować głębi i sensu wywodów pani Ronin, w jej wypowiedzi tkwi jednak pewna, widoczna sprzeczność logiczna, zawarta w dwóch przeciwstawnościach, które scharakteryzować można następująco:  Kobieta, która odniosła sukces – pracuje w Raciborzu. Chyba, że inaczej z kandydatką definiujemy słowo sukces.  Byłoby lepiej, gdyby pani Ronin objawiła wcześniej swe plany, nie zaś na kilka tygodni przed wyborami. To byłby okres potrzebny do tego, aby wyborcy wyrobili sobie zdanie o tym, czy pewność i wiara w siebie, które emanuje kandydatka, wynikają z przesłanek obiektywnych czy też ze złej samooceny.  

Dawid Wacławczyk jest znany lepiej, jest radnym miejskim gdzie działa dosyć aktywnie, jest też prywatnym przedsiębiorcą, co byłoby w razie wyboru, w powojennej historii miasta nowością, miłą, może i pożądaną odmianą. Nie ma więc większych przeciwwskazań aby go wybrać. Ale po możliwym wyborze, aby nie skrzywić charakteru młodego człowieka powszechną uniżonością i służalczością, jak bywało dotychczas, należy mu patrzeć na ręce, wymagać od niego, nie łasić się i chwalić za piękne garnitury czy przemowy, w razie ostatecznym, jeżeli coś tragicznie sknoci (co, należy mieć wiarę, nie nastąpi) odwołać w referendum. Czyli, jak Państwo widzicie, traktować zupełnie inaczej niż obecnego prezydenta, bez czołobitności jak we wschodnich satrapiach ale bardzie po europejsku, z kontrolowanym zaufaniem. Dla dobra jego i miasta. Wiem, że w charakterystyce kandydatów nie jestem do końca bezstronny. Ale jak mawiał Stanisław Jerzy Lec „I bezstronni nie są bezstronni. Są za sprawiedliwością”.

Kończąc o gazetce wyborczej naszego obecnego prezydenta. W niej to właśnie, na stronie drugiej, Mirosław Lenk prosi o mądry wybór. Obiektywnie rzecz ujmując i rozważając zawarte w niej treści, wyklucza niejako głosowanie na siebie. Wiem, że to twarda konkluzja. Nie chodzi tu jednak o jej twardość czy łagodność, tylko o stopień prawdziwości. Co zrobią raciborzanie, to inna sprawa.  Starałem się na szybko (ulotkę dostałem przed kilkoma godzinami), obiektywnie, przedstawić Państwu to co prezydent Lenka zawarł w swej ulotce wyborczej, to czego dokonał i czego nie zrealizował, to w końcu, do czego doprowadził nasze miasto i jak w związku z tym jest ono postrzegane. A prawda o naszym mieście jest w perspektywie ostatnich lat smutna.

 

Jak mawiał świętej pamięci ksiądz Józef Tischner: „Som trzy rodzaje prowdy: świynto prowda, tyz prowda i gówno prowda. Mam nadzieję, że przedstawione powyżej dywagacje mieszczą się w tej środkowej prawdzie. Bardziej dosadnie ujął ten problem mąż stanu, polityk i dyplomata, minister spraw zagranicznych Francji, biskup Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, który powiedział tak: Jest broń straszniejsza niż oszczerstwo: to prawda. Nic dodać, nic ująć. 

 
Piotr Sput

- reklama -

22 KOMENTARZE

  1. Prawda zależna jest od tego, kto tę prawdę głosi. Dla mnie ten felieton, jest malo obiektywny i chaotyczny. Dostaje się Lenkowi i Ronin, a pobłażliwie potraktowany Wacławczyk. Sprytnie zakamuflowana jedna opcja polityczna. Autor wytyka wady PO, przemilczając wady PIS. Ta prawda, którą pan napisał, to pana prawda, mnie pan nie przekonał.

  2. Ciekawe, co o Lenku pisze człowiek, który kiedyś był z nim w jednym obozie. Biorąc pod uwagę predyspozycje mentalne i intelektualne – bardziej wierze Panu Sputowi niż Lenkowi…

  3. Stara się nie komentować – widocznie ten sążnisty i stronniczy artykuł panu Sputowi tak jakoś niechcący chyba spod pióra wyszedł. To, co autor nazywa odbieganiem od tematu, to przecież tylko donosy na politycznego przeciwnika.
    Wytykanie osobom trzecim ich rodziców jest po prostu żałosne.

  4. Szanowny, przeczytałem z uwagą, i się zastanawiam, po co tyle pisać skoro w dużym skrócie jest pan na NIE wobec Lenka i wobec Roninowej,a ZA Wacławczykiem. No i dobrze. Ale próbuje pan czytelnikowi wmówić, że się pan do polityki nie miesza, no właśnie się Pan wmieszał. To jedno, tekst mimo że przeplatany mądrymi cytatami jest po prostu agitką wyborczą. Po drugie: Pana tezy typu, „mówi się” albo „plotka głosi”, że ….. dodaje Pan, że „ja w to nie wierzę” -szczerze i bezpośrednio powiem, „prymitywne jak kilo gwoździ” (cytat z zaginionego dramatu Wiliama Szekspira :-)) A najbardziej zabawne to insynuacja, że kandydatka to koń trojański Tadeusza. Pojade teraz trochę stylem autora felietonu. [i]A może porównianie kandydatki, która jeszcze się nie opatrzyła i nie podpadła wyborcom i prowadzi bardzo profesjonalną kampanię, (nie pojechała też na pół roku do Azji w czasie, kiedy dzierżyła mandat radnego), to próba jej dyskredytacji? Ja tak nie myślę, ale niektórzy tak mówią. Plotki głoszą (ja w nie nie wierze, bo tylko w Boga wierze), że kandydat opozycji zjednoczonej się wystraszył, że może nawet nie wejść do drugiej tury, jeśli takowa będzie. Gdyby tak było, że intencją autora była insynuacja, że pania Ania to kolejne narzędzie w ręku Tadka, to byłoby to podłe i chamskie zagranie i próba manipulacji werdyktem ludu, itd. itp. [/i]Smaczne, prawda?

  5. Szanowny, cd. No, cóż, każdy średnio rozgarnięty wyborca wie, że zwiększenie ilości kandydatów w wyborach na prezydenta zwiększa szansę na II turę, (w tym przypadku nawet daje jakiekolwiek szanse na II turę), a w II turze zawsze gorzej wypadają rządzący i zwycięzcy I tury, bo po pierwsze opozycja się jednoczy, a po drugie elektorat zwycięzcy już świętuje, i na drugą turę się już nie wybiera. Tadeusz to dobrze wie, bo zdarzyło się to trzy kadencje temu, kiedy zwycięzca I tury Mirosław L. przegrał w II turze z niejakim Osuchowskim. A więc Tadeusz W. musiałby być idiotą, żebyt namawiać trzeciego kandydata do wyborów, które przy 2 kandydatach rozstrzygną się w I turze. A idiotą nie jest, więc jak mawiał znany rosyjski poeta Pancernik Patiomkin, „ktoś tu chyba z nas próbuje idiotów robić”. pozdrawiam i więcej szacunku dla inteligencji Czytelników życze.

  6. Super mądry artykuł. Odważny i celnie pokazuje to co czesto jest w Raciborzu od lat przemilczane.Oby dziennikarze inni w Raciborzu brali przyklad z pana Piotra.PO rujnuje nam kraj a kłamstwa Tuska czy Kopacz są już wręcz przysłowiowe. Ostatnie kłamstwo Ewy Kopacz to to że nie będziemy płacili za prąd więcej niż dotychczas.A będziemy za niedługo płacili nawet dwa razy tyle.A to efekt jej uleglej postawy wobec pakietu klimatycznego.O kłamstwach Smolenskich pani Ewy nie wspomnę. To samo widzimy w rzadach PO w naszym mieście. Degradacja miasta.A j ednymi z najważniejszych dzialaniań dla PO w naszym mieście były wielkie wycinki drzew w Raciborzu. I planowanakolejna wycinka ponad 600 drzew nad Odrą ponoć z powodów bezpieczeństwa przeciw powodziowego i to w dobie rozpoczętej właśnie budowy zbiornika przeciw powodziowego Racibórz Dolny ! Na tym przykładzie widać „mądrość” rządów PO w Polsce.

  7. @rxz- Z prądem klamiesz, tak samo w sprawie drzew. Napisz coś o przekrętach wojaży zagranicznych „bożyszczy” PIS-u. Temat ciekawy i kompromitujący tych, co wszędzie i we wszystkim widzą zło, tylko nie u siebie. Dziwię się, że redakcja taki paszkwil wyemitowała.

  8. skoro felieton to i zwiewny,delikatnie rozrywkowy. jestem jednak zdania,ze Raciborz nie potrzebune rewolucji,ktora zagwarantuje Waclawczyk. trzeba rzetelnego zarzadzania,bo mlodych w miescie nie da sie zatrzymac. wybierzcie madrze! bo czy chcecie zeby reprezentowal Was czlowiek mowiacy „piniondze”,z twarza ociekajaca sosem z kebaba.

  9. Ci o których piszesz i o ich wojażach już nie są członkami PIS.Władze PIS usuneły tych ludzi z partii.Natomiast w PO takie osoby które robią przekręty czy mają zarzuty prokuratorskie nadal się świetnie mają i są popierani przez wladze PO I taka jest różnica miedzy PO a PIS.

  10. Pan to podobno opowiadasz o swojej przyjaźni z proboszczem z Rynku, który przy byle okazji bez mydła wchodzi w odpowiednią część ciała rzadzącym z krytykowanej przez pana PO. Przykład: ostatnia msza za Ojczyzne. Kto był to wie. Może nawracanie Raciborzan na PiS i Wacławczyka z buddyjskim ołtarzykiem w swej knajpie zacząłby pan od Gintra?

  11. Muszę pochwalić ten portal za taki wspaniały artykuł. W przeciwienstwie do dwóch innych mediów w racku piszecie prawdę w oczy. A prawdy mamy w Polsce i lokalnie mało a często jest ona ukrywana.Proszę o więcej takich artykułów. Myślę że nie jestem odosobniony w swoich opiniach i prośbie. Podziękowania dla pana Piotra i portalu raciborz.com.pl

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj