Spotkanie zorganizował radny Piotr Klima. Obecni byli na nim m.in. członkowie spółdzielni, pracownicy mleczarni, politycy PiS.
Czas często weryfikuje jednak nasze niegdysiejsze pomysły, działania, decyzje. Niestety bardzo często weryfikuje negatywnie. W Sali Obrad w budynku Urzędu Miasta zorganizowano 2 września spotkanie dotyczące przyszłości, albo raczej przeszłości raciborskiej mleczarni. Na dyskusję w tej sprawie zaprosił radny Piotr Klima, a obrady oprócz niego prowadziła radna Zuzanna Tomaszewska oraz radny Leon Fiołka. Mimo rozesłanych licznie zaproszeń, frekwencja nie powalała na kolana. Obecni byli prezes spółdzielni, członkowie rady nadzorczej, prezes spółdzielni w Głubczycach, poseł Prawa i Sprawiedliwości Sobierajski, radna powiatowa Katarzyna Dutkiewicz, pełnomocnik PiS w Raciborzu Józef Gadzicki, dwóch członków stowarzyszenia „Dobro Ojczyzny”. Radny Klima otwierając posiedzenie wskazał, że jego celem nie jest przedstawianie pomysłów na ratowanie zakładu, podarowanie ładunku złudnej nadziei. Celem rozmów ma być raczej refleksja nad tym co się stało, co można było zrobić lepiej. Czy sytuacji można było uniknąć? Kto zawiódł?
Jako pierwsza zabrała głos była prezes mleczarni Wanda Świerczyna. Poprosiła o powstanie z miejsc. Był to hołd dla pierwszego prezesa mleczarni Czesława Wali, który zmarł kilka dni temu. Prezes w emocjonalnym tonie opowiedziała o zakładzie – o jego historii i tradycjach. Raciborski zakład był największy w tej części kraju. Świerczyna wskazała, że kierując pracami mleczarni była zdecydowanie przeciwna sprzedaży mleczarni Zottowi. Zakład nie był w dramatycznej kondycji finansowej. Owszem, miał długi, ale jak na potencjał mleczarni były niewielkie (4 miliony kredytu inwestycyjnego w stosunku do 55 milionów przychodu rocznego). Prezes stwierdziła, że działania Zott były wrogim przejęciem. Od początku niemiecka firma zamierzała zlikwidować przedsiębiorstwo. Świerczyna opowiadała również o majątku przedsiębiorstwa. Do jej słów odniósł się jeden z członków rady nadzorczej spółdzielni prezes Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Krzyżanowicach Rafał Lopocz, który stwierdził, że prezes źle prowadziła firmę, doprowadziła do przeinwestowania, nadmiernego wzrostu zatrudnienia. Wypomniał również ostatnie dni prezesury Świerczyny, w trakcie których przyjęła propozycję pracy w Warszawie. Uznał, że w ten sposób prezes opuściła firmę w najtrudniejszym momencie. Prezes ripostowała, że jej działania nie mogły być skuteczne, ponieważ zbyt mocno ZOTT zbyt głęboko zarzucił sieci. Była szefowa mleczarni mówiła o tym, że sami spółdzielcy podejmowali działania, które później zaważyły o losach zakładu. W jej opinii działaniami, które najmocniej odbiły się na kondycji mleczarni było zwolnienie ludzi, którzy znaczyli dla niego najwięcej – głównego technologa i głównego mechanika. Prezes wyraziła żal, że wówczas pracownicy w jakiś sposób nie zaprotestowali. Lopocz zapytał, czy nie jest prawdą, że on sam proponował, aby pracownicy zostali udziałowcami spółdzielni i w ten sposób mieli wpływ na losy zakładu. Brak tego działania w przyszłości zaprocentował brakiem możliwości oporu przeciw sprzedaży mleczarni.Prezes spółdzielni produkcyjnej powiedział również, że gdyby miał dzisiejszą wiedzę to nie zgodziłby się na sprzedaż mleczarni, ale dysponując ówczesną wiedzą nie mógł czynić inaczej. Zauważył również, że brak mu było kontaktu ze strony samorządu. Zapytany jednak, czy jako członek spółdzielni w ogóle szukał tego kontaktu powiedział – "Nie".
Głos zabrali również przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości. Czesław Sobierajski mówił o tym, że zabrakło wsparcia ze strony samorządu, a sytuacja mleczarni jest tylko jednym z przykładów źle prowadzonej polityki państwa. Według niego tym, co mogłoby uratować polską gospodarkę jest proces reindustrializacji. Jego stanowisko poparł Józef Gadzicki, który wskazał także, że Polska straciła bardzo wiele na wejściu do Unii Europejskiej, ponieważ dzisiaj nie może skutecznie bronić swojego przemysłu.
Poseł Czesław Sobierajski mówił o potrzebie obrony polskiego przemysłu.
Konkluzja spotkania była niestety smutna. Wszyscy zgadzają się co do tego, że w starej mleczarni produktów mlecznych już raczej się nie będzie produkować. Według byłej prezes (ale również członków rady nadzorczej) sama instalacja produkcji twarogu, która została w Raciborzu to zbyt mało, by móc wkroczyć na rynek. Chodzi nie tylko o brak inwestorów (są zainteresowani produkcją mleczną w Raciborzu), ale przede wszystkim z uwagi na brak surowca.
Spotkanie zorganizował radny Piotr Klima.
Na sali obecnych było kilku pracowników upadającego przedsiębiorstwa. Być może właśnie oni mogliby mieć najwięcej do powiedzenia, ale siedzieli w milczeniu przysłuchując się przelatującym w powietrzu oskarżeniom o odpowiedzialność za dzisiejszy, tragiczny los zakładu. Przyszli z nadzieją, że usłyszą może o jakiejś lepszej przyszłości dla zakładu, jakiejś szansie, jakimś potencjalnym inwestorze. Wiadomo. Nadzieja umiera ostatnia. Oddali temu miejscu kilka, kilkanaście lat swojego życia. W jednej z ostatnich ław usiadła młoda dziewczyna. Gdy posiedzenie się kończyło spytałem ją czy spotkanie przyniosło jej jakąś satysfakcję. Rzuciła krótko: -gdzie oni wszyscy byli, jak to się zaczynało. Dlaczego teraz to ich interesuje? – Dziewczyna to córka jednego z pracowników. Jej ojciec pracował w mleczarni 25 lat…
Leszek Iwulski
A Gabi z krzanowic i kudłaty z rud nie byli zaproszeni?
Oni swoje zrobili -zniemczyli i ukryli sie do wyborów
przecież to szwabscy koalicjanci
Za wszystko odpowiedzialna jest mniejszośc niemiecka i basta, to dopiero poczatek likwidacji polskich zakładów i miejsc pracy.
Komuno wróć!
Koncern Zott jak i pozostałe globalne firmy mają w nosie symboliczne gesty i protesty. Rynek zbytu trajtują jak szachy. Poświęcają pionka by chronić figury. (patrz: zachowanie Sudzucker- Racibórz vs Polska Cerekiew). Dlatego najlepszą formą protestu jest dać im po kieszeni. A jak? To proste. Ja osobiście, wyeliminowałem wszystkie produkty Zotta z listy moich zakupów. Konkurencyjnych produktów, często o wiele zdrowszych i tańszych jest mnóstwo. Wiem, że ta moja samotna zemsta też ich nie zatrwoży ale….gdyby tak samo zrobiło kilkaset tysięcy konsumentów z naszego regionu??? Cyfry nie kłamią!!!!!!!! Sam – nie licząc rodziny – przejadam serków, jogurtów, kefirów itp. za ok. 200zł miesięcznie. Pomnóżmy to razy 150 000 świadomych konsumentów tylko z naszego regionu, to daje nam już 30 milionów złotych straty miesięcznie i 360 mln rocznie !!! Może to też dla nich pryszcz ale bardziej dotkliwy niż zapalanie zniczy pod mleczarnią. Gestem tym nie przejmie się nawet przedstawiciel handlowy ale wyniki gwałtownego spadku sprzedaży w danym regionie dotrą do samego zarządu. Zapewniam.