Wyka i Rapnicki: o zawirowaniach w kulturze raciborskiej

O kondycji i miejscu Raciborskiego Centrum Kultury w życiu kulturalnym miasta rozmawiamy z dyrektorem RCK Leszkiem Wyką i animatorem kultury tej instytucji Markiem Rapnickim.

Marek Rapnicki (archeolog z zawodu) w latach 1985 – 2001 kierował Raciborskim Domem Kultury włączonym później do RCK, aktualnie jest pracownikiem centrum. Leszek Wyka absolwent animacji społeczno – kulturalnej, w latach 1992 – 2000 zarządzał Domem Kultury „Strzecha”, a od 2001 prowadzi połączone placówki RCK.

- reklama -

 

W kulturze lokalnej zrobiło się ostatnio niezbyt kulturalnie, raciborzanie odnoszą wrażenie, że toczy się zakulisowa wojna. Co się właściwie dzieje?

 

– Nie ma wojny między domem kultury, a zarządem miasta, który jest naszym pracodawcą. Mamy poprawne, a nawet dobre relacje z urzędem. Być może komuś zależy na podsycaniu niezadowolenia, które pracownicy wyrazili podczas spotkania 10 lipca bieżącego roku. Broniliśmy wtedy naszych miejsc pracy. Poza tym, że odczuwamy niepokój o dalszą działalność i pracę, bo nie wiemy co z nami będzie, to wszystko toczy się po staremu – uspokaja dyrektor RCK Leszek Wyka.

 

– Nerwowo zrobiło się w związku z projektem modernizacji RCK przy Chopina. Pomysł przeniesienia biblioteki do domu kultury sprowokował lipcowe spotkanie z pracodawcą. To było wyjazdowe posiedzenie komisji kultury, na wniosek radnych z Prawa i Sprawiedliwości. Była gorąca wymiana zdań, padły spontaniczne wypowiedzi pracowników w obronie miejsc pracy, przerażonych propozycją wprowadzenia nowego porządku, którego nie rozumieliśmy. Ponieważ polityka, od czasów "Solidarności", zawsze była moim żywiołem, wypowiedziałem się na tym spotkaniu jako pracownik i członek PiS. Nikt nie zabrania wstępować do partii politycznych. RCK, o czym przekonują media, zajmuje ważne miejsce w mieście, dlatego nasze problemy nabrały wielowymiarowego znaczenia – twierdzi M. Rapnicki.

 

Co oznaczać może wypowiedzenie pracy po 24 latach praktyki w kulturze i 7 – letnim kierowaniu połączonymi instytucjami?

 

Jestem dyrektorem z konkursu. Nie ma jednak ludzi niezastąpionych. Zdecydowałem, że nie będę zabiegał o pozostanie na stanowisku, mimo że rozpocząłem drugą kadencję, podpisaną przez poprzedni zarząd. Pokieruję RCK do końca stycznia. Teraz słyszę, że konkursu nie będzie, a dyrektora wybierze pracodawca… Boję się tylko, by mój następca nie zaniedbał tego, co tutaj przez lata udało się nam zrobić. Co będzie z pracownikami, co ze mną, nie wiem? Sytuacja niepewności utrudnia pracę, odbiera energię. Wszyscy patrzą nam na ręce, jakbyśmy byli trędowaci. My jednak robimy swoje. Szkoda, że zmiany odbywają się kosztem naszego dobrego, jak dotąd wizerunku. Padają pod naszym, zwłaszcza moim adresem publicznie zarzuty, których nie rozumiem. Mnie takich zarzutów, jakie wyczytałem w lokalnej prasie, nie przedstawiono. Dlatego zdecydowałem się podać przyczynę wypowiedzenia mi pracy, jaką było przekroczenie dyscypliny budżetowej przy realizacji Dni Raciborza. Mój pracodawca dżentelmeńsko zachowuje milczenie, ale prasa lokalna wypisuje o moim wypaleniu zawodowym, że nie radzę sobie jako dyrektor. Uznałem więc, że pozostaje mi bronić dobrego imienia – dopowiada dyrektor RCK.

 

A może to żal do pracodawcy, że korzysta z prawa wyboru nowego szefa?

 

– Wiedziałem, że środki finansowe na amatorską działalność kulturalną są nikłe. Mało kto jednak wie, że po połączeniu obydwu domów w Centrum Kultury pieniądze, które przypadały na jedną placówkę, teraz muszą wystarczyć obydwu połączonym instytucjom. My jednak radzimy sobie. Skorzystaliśmy z pieniędzy unijnych przy realizacji kilkunastu projektów. Zapewne byłoby lepiej, gdyby więcej dobrej woli okazywali urzędnicy przy rozdziale pieniędzy. Nie unikniemy też małomiasteczkowych powiązań, na których straciło kino "Przemko", było bez szans w rywalizacji z bogatą Silesią, reprezentowaną przez "Bałtyk". Uratowaliśmy jednak Dyskusyjny Klub Filmowy. Krzywdzące dla nas są opinie o naszej działalności, wydawane bez uczestnictwa w naszym kalendarzu imprez. Daje się nam do zrozumienia, że cokolwiek byśmy zrobili będzie nieważne. Najbardziej bulwersują wypowiedzi prasowe w „Nowinach Raciborskich”, których nie jesteśmy w stanie sprostować. Dostaję więc kopa po 24 latach pracy w kulturze i nie wiem dlaczego? – dodaje dyrektor Centrum Kultury.

 

Obyło się więc bez błędnych decyzji w zarządzaniu?

 

Mam świadomość, że nie wszystko się udało. Zapewne, kto pracuje – popełnia błędy. Przyznaję, że Zespół Pieśni i Tańca „Strzecha” podupadł, część członków została przechwycona przez konkurencję. Stało się tak po odejściu dobrej instruktorki tańca, jeszcze za mojego kierowania „Strzechą”, po incydencie, którego nie życzyłbym sobie drugi raz doświadczyć. W konsekwencji, trudne zadanie powierzyłem innej osobie, ale okazało się zbyt trudne… – mówi dyrektor.

 

Jakie miejsce zajmuje Raciborskie Centrum Kultury w bogatej ofercie kulturalnej miasta, że wymienię tylko Młodzieżowy Dom Kultury, Stowarzyszenie Kultury "Źródło" czy memoriał, a także imprezy serwowane przez urząd miasta?

 

– Nasza działalność sprowadzała się zawsze do popierania ruchu amatorskiego. Przez lata wyrabialiśmy u naszego odbiorcy potrzebę uczestnictwa w tzw. kulturze wysokiej, nie zawsze popularnej, adresowanej do różnych grup zainteresowań. Zdajemy sobie sprawę, że takie potrzeby są w środowisku. Ale realizujemy oczywiście także imprezy masowe dla, jak nazywa dziennikarz miejscowego tygodnika, tzw. zwykłych raciborzan. Jednak wyznajemy zasadę szukania w zwykłym – niezwykłego. Chcemy, by każdy mógł znaleźć u nas coś dla siebie. Kultura jest wieloraka, także elitarna. Działając lokalnie, a myśląc transgranicznie, zrealizowaliśmy całoroczny projekt „Prowincja – matecznik słowa” w 2003 roku, pozostały po nim dwie pozycje książkowe, w tym jedna z udziałem samego Czesława Miłosza… Tak, dzielimy się swoimi fascynacjami, gdyby nie było w nas pasji, to moglibyśmy powiedzieć, że się wypaliliśmy. A to właśnie próbuje zarzucać nam naczelny redaktor „Nowin Raciborskich”! Ocena naszej działalności prezentowana na łamach tego tygodnika, przypomina bardziej personalną rozgrywkę, niż merytoryczny spór o dobro kultury lokalnej. Stąd chyba ukazujący się od 3 lat „Almanach prowincjonalny”, także musiał spotkać się z kompromitująco – subiektywną oceną lokalnego tygodnika – podkreśla współtwórca „Almanachu” M. Rapnicki.

 

– Formuła różnorodnych grup zainteresowań sprawdziła się. Wychowaliśmy i przyciągnęliśmy młodych następców, że wymienię tylko kolegę Dawida Wacławczyka, twórcę „Wiatraków”. Zginąć w natłoku kultury masowej, byłoby najprostszym rozwiązaniem. Staramy się więc łączyć popularne z elitarnym, stąd obecne u nas kursy tańca towarzyskiego Małgorzaty Dziedzic, Dyskusyjny Klub Filmowy Andrzeja Śliwickiego i Marka Rapnickiego, grupa plastyczna „Pastele” A. Śliwickiego, było kino „Przemko”, które miało całkiem niedawno swoje dni chwały, młodzi grają w teatrach Grażyny Tabor i Jolanty Dzumyk, śpiewają i recytują poezję u Teresy Adamskiej i Ireny Hlubek, odbywa się stały konkurs dla młodych autorów wierszy „Nadzieja”, inni ćwiczą w Grupie Bębniarskiej „Rutrydym” Michała Fity. Na 66 pozycji w kalendarzu imprez kulturalnych miasta, 22 stanowią imprezy RCK – kończy dyrektor Wyka.

 

Rozmawiała Maria J. Jończy

 

Prezentujemy udostępnione naszej redakcji listy L. Wyki i M. Rapnickiego, wysłane do tygodnika „Nowiny Raciborskie”.

 

Czytaj także: Kto lub co gryzie RCK?

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj