To raczej niemożliwe, ale obserwując niektórych kierowców dochodzimy do wniosku, że wiele elementów wyposażenia auta jest zbędne. Na przykład takie kierunkowskazy.
Prawdziwi kozacy, a takich na drogach nie brakuje, nie używają ich z zasady. Tak lawirują między autami w przekonaniu, że czynią to szybko i sprawnie, że jakakolwiek sygnalizacja byłaby tylko niepotrzebnym zawracaniem głowy.
Osobliwy wstręt do migaczy wykazują również tzw. miejscowi, czyli kierowcy, poruszający się wyłącznie w pobliżu własnego rejonu. Taki delikwent wychodzi z założenia, że po co ma sygnalizować zamiar zmiany pasa ruchu, skoro i tak wszyscy wiedzą, że on tu mieszka i zaraz będzie skręcał. Miłośnicy środowiska naturalnego działają z pobudek ideologicznych. Wiadomo, że każdy dodatkowy odbiornik prądu w aucie, taki jak właśnie kierunkowskazy, zwiększa zużycie paliwa, a co za tym idzie emisję gazów cieplarnianych do atmosfery. Oszczędzając migacze przyczyniamy się zatem do zmniejszenia ryzyka wystąpienia globalnych zmian klimatycznych na ziemi.
Przy całej niechęci do używania kierunkowskazów przyznajemy szczerze, że niekiedy się jednak one przydają, i to wszystkim: kozakom, miejscowym i zielonym. Wtedy, gdy zatrzymując się w miejscu gdzie zatrzymywać się nie wolno, włączamy światła awaryjne. Albo chcemy za ich pośrednictwem podziękować innym kierowcom, że nie zmiażdżyli nas, gdy wyjeżdżaliśmy z podporządkowanej na główną, chociaż przecież mogli. A co, niech postronni widzą, że mają do czynienia z kulturalnymi Europejczykami.
/w/
Źródło: poboczem.pl
racja, szczególnie na rondach widać jak jeżdżą, szczególnie miejscowi, albo na Kolejowej przy wyjeździe spod wiaduktu