Felieton: Bramka jest okrągła, a piłki są dwie?

Zastanawiam się czasami, czy w Raciborzu znane są słowa „współpraca” i „koordynacja”? – pyta radny Wacławczyk, zdziwiony organizacją dwóch dużych imprez przez miasto i powiat w tym samym terminie.

Pytanie nasunęło mi się wczoraj, gdy po rozmowie z dyrektorem jednego z raciborskich hoteli, uświadomiłem sobie, że 23 czerwca odbędą się w Raciborzu dwie duże i siłą rzeczy konkurujące ze sobą imprezy: „powiatowe” otwarcie zamku z koncertem artystów „z najwyższej półki” oraz ulubionego tenora Pana Starosty, oraz miejskie Dni Raciborza z koncertem Kombi i Kamila Bednarka. Wszystko w odległości kilkuset metrów od siebie. Dwie imprezy, dwie sceny, dwa zestawy nagłośnieniowe. Ale to jeszcze nie koniec…

- reklama -

 

W tym samym czasie zapaśnicy organizują w Raciborzu (finansowany także ze środków miejskich) LV Międzynarodowy Memoriał Zapaśniczy im W. Pytlasińskiego, który w zasadzie samodzielnie jest w stanie zapełnić wszystkie raciborskie hotele i połowę lokali gastronomicznych. Za dużo? Czytajcie dalej, bo jest jeszcze deser: jeśli ktoś nie pamięta, to uprzejmie donoszę, iż te wszystkie imprezy będą konkurować z jeszcze jednym, dosyć istotnym w Polsce wydarzeniem: rozgrywkami EURO 2012. A dokładnie – z ćwierćfinałami.

 

O tym, że koordynacja imprez w Raciborzu kuleje, a w zasadzie jej nie ma – mówiliśmy już 5 lat temu, jeszcze ustami Raciborskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Już wtedy mówiliśmy o konieczności powołania jednostki, która koordynowałaby kalendarz kulturalnych i rozrywkowych imprez miejskich, powiatowych, pozarządowych i komercyjnych. O tym, że ustanawiając datę Dni Raciborza należy brać pod uwagę także okoliczności zewnętrzne – mówił już 4 lata temu śp. Leszek Wyka, który zorientował się, że „nowe” Dni Raciborza mają odbywać się w czasie Festiwalu Piosenki w Opolu, gdy wszystkie gwiazdy estrady przebywają tam i nie są w stanie koncertować gdzie indziej. Temat niby stary…

 

A przecież taka współpraca jest możliwa. Wystarczy wziąć przykład z projektu „Raciborska Scena Kulturalna”, który tworzy amatorsko kilka małych raciborskich pubów. Organizując koncerty i wydarzenia kulturalne – ściśle ze sobą współpracują i nie robią sobie wzajemnej konkurencji. Imprezy są ustawiane w ten sposób, że tego samego dnia nie organizuje się 2 wydarzeń tego samego rodzaju. Ludzie nie muszą wybierać pomiędzy dwoma interesującymi ich imprezami, a lokale nie wycinają sobie odbiorców. Nie dochodzi do sytuacji, w której jeden weekend obfituje w 3 koncerty, a potem przez miesiąc nic się nie dzieje. Współpraca buduje. Skoro mogą małe prywatne podmioty – z całą pewnością mogą też instytucje miejskie i powiatowe oraz same urzędy. To nic trudnego, wystarczy chcieć!

 

Mam nadzieję, że nikt nie będzie starał się wmówić teraz raciborzanom, że „o to właśnie chodziło”. Że całe miasto będzie tętnić życiem i takie tam. Że Kamil Bednarek zagłuszający swoim reggae występ Kałudi Kałudowa to jakaś nowa forma artystycznego wyrazu, zapasy świetnie pasują do gotyku, a ludzie zmuszeni do wybierania między dobrym meczem, walkami zapaśniczymi, jarmarkiem historycznym, kulturalną imprezą na zamku a festynem na Placu Długosza będą szczęśliwi i zadowoleni z tego, że „coś się dzieje”. Podejrzewam, że będą po prostu wkurzeni, że nie mogą skorzystać z wszystkiego, z czego by chcieli, a co finansowane jest z ich podatków.

 

Co ważne – w tej sytuacji nie chodzi tylko o komfort mieszkańców miasta i powiatu, którzy nie są w stanie być jednocześnie w Arenie RAFAKO, na zamku, na Placu Długosza i przed telewizorami czy telebimami, które najpewniej rozstawią liczne puby. Ja na przykład chciałbym zaliczyć przynajmniej trzy z tych czterech propozycji. I nie jestem raczej wyjątkiem! Ważniejsze od frekwencji na tych imprezach jest fakt, że to po prostu marnowanie publicznych pieniędzy. Imprezy masowe to imprezy na tyle drogie, że poza dostarczaniem rozrywki mieszkańcom – powinny rozkręcać lokalną branżę około-turystyczną: hotele, restauracje, kawiarnie, handel obwoźny, pamiątkarstwo.

 

Nie jest tajemnicą, że raciborskie hotele i lokale gastronomiczne mają ograniczoną pojemność i nie są z gumy. Nie żyjemy w Zakopanem. Jeśli wszystkie miejsca zajmą na przykład zapaśnicy, to gości Prezydenta i Starosty trzeba będzie wozić na nocleg do hoteli w miastach sąsiednich. I płacić za transport. Restauracje na rynku i w pozostałych punktach miasta też mają ograniczone możliwości „przerobu gości”. Zapewniam, że wolałyby utrzymywać stały, względnie wysoki ruch przez 3 albo i 4 weekendy, a nie wypraszać gości, których nie będą w stanie posadzić ani obsłużyć. Podobnie stałego, dużego ruchu chcieliby właściciele stacji benzynowych, sklepów spożywczych w centrum miasta, taksówkarze, a nawet Ci, którzy żyją z parkingów. Litości! Planując tak znaczne wydarzenia, powinniśmy myśleć nie tylko o przesłankach płynących z samego urzędu czy danej instytucji, ale i o mieszkańcach chcących skorzystać z jak największej ilości wydarzeń kulturalnych, których w pozostałym okresie jest „jak na lekarstwo”. No i jeszcze o miejscowych przedsiębiorcach. Proszę…

 

Dawid Wacławczyk

 

czytaj także: Racibórz na bocznym torze – felieton na bocznym torze

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj