Pałac w Wojnowicach gościł prawdziwie wiekowych gości. Zabytkowe pojazdy wszelkiej maści przyjechały, aby błyszczeć w promieniach słońca. Pogoda bowiem dopisała, jak i publiczność, która na atrakcje nie mogła narzekać. Zdjęcia
Już po raz drugi w Pałacu w Wojnowicach spotkali się miłośnicy starych samochodów z Polski i Czech. Impreza rozpoczęła się o godzinie 10:00, kiedy zajechały pierwsze maszyny: SHL-ki, Jawy, Komar, Skuter "Osa" i piękny biało-czerwony Volkswagen Garbus, który stał się jednym z najczęściej oglądanych pojazdów. W miarę upływu czasu plac zapełniał się prawdziwymi cudami techniki z dawnych lat: Mercedesy, BMW, Wołga (1987 rok), stuningowany Volkswagen Garbus z pneumatycznym zawieszeniem i obniżoną linią dachu. Pojawiło się też sporo motocykli M-72, BMW, Jawy, SHL-ki, a także maszyny budowy własnej.
Organizatorzy cieszyli się, że pogoda wreszcie przestała raczyć nas ulewnym deszczem i nad pałacem W Wojnowicach świeciło słońce. Obawiali się także o frekwencję czeskich miłośników motoryzacji, którzy poprzedniego dnia bawili się na zlocie w swoim kraju. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, bo nasi sąsiedzi pojawili się w licznym gronie.
Podczas rozmowy z jednym z organizatorów dowiedziałam się, że pomysł na organizowanie wystaw zabytkowych pojazdów wziął się z Czech, gdzie imprezy tego typu cieszą się ogromną popularnością i są bardzo rozbudowane. Polacy od kilkunastu lat jeżdżą za granicę, w końcu postanowili zorganizować coś na swoim podwórku. To, że są bardzo zgrani i zaprzyjaźnieni było widać gołym okiem. Wszyscy twierdzili zgodnie, że nie chodzi tu o żadną rywalizację i puszenie się, kto ma lepsze auto, czy motor. -Spotykamy się dla samej frajdy bycia ze sobą, rozmów (które nie kończą się nigdy) i zabaw w gronie pasjonatów – powiedział jeden z organizatorów.
Kiedy zjechała się już spora grupa (kilkadziesiąt pojazdów) rozpoczęła się konkurencja wbijania gwoździa w pień. Rekordzista użył tylko pięciu uderzeń młotkiem – co wzbudziło podziw publiczności. Po tak wyczerpujących zawodach wszyscy ruszyli tłumnie do grilla, aby posilić się przed paradą pojazdów do Bieńkowic.
Przed wyjazdem udało mi się jeszcze przeprowadzić ciekawą rozmowę z małżeństwem ze Strzelec Opolskich, których BMW 318i (tzw. rekin) wzbudziło nie lada entuzjazm wśród zawodników i zwiedzających. Posiadają w swojej kolekcji wiele samochodów zabytkowych, w tym drewnianą Jawę z 1943 roku oraz dwa Veloreksy. Pani Krupa już od dziecka miała kontakt z ciekawymi pojazdami. Jej rodzice mieli w swoim garażu Fiaty, Syrenę i tzw. Zaporożca. Większość samochodów państwo Krupa odnowili sami. Przyznali, że największe trudności mają ze zdobyciem pozornie błahych części (śrubki) oraz z rejestracją w wydziale komunikacji. Kiedy jednak po raz pierwszy uruchamiają lśniący wóz – satysfakcja jest ogromna. Każdy samochód, który sami zrobiliśmy, znam od podszewki. Nowe auto z salonu, pozostaje dla mnie obce – dodała pasjonatka. Podobnego zdania byli wszyscy ci, którzy prezentowali swoje zabytkowe cuda. Chętnie odpowiadali na pytania zwiedzających, a błysk w oku świadczył o wielkiej miłości do wiekowych maszyn. Imprezę odwiedziło wiele osób, w tym rodziny z dziećmi, dla których organizatorzy przewidzieli liczne atrakcje. Tatusiowie więc, najczęściej błąkali się gdzieś w sąsiedztwie koni mechanicznych, a mamy z dziećmi podziwiały żywy inwentarz (muflony, daniele, osiołek, kaczki) oraz piękną okolicę z zadbanym stawem.
Zlot zabytkowych samochodów, to naprawdę ciekawa propozycja na spędzenie weekendu w niebanalny sposób.
Marta Rajchel