W sobotni wieczór w Domu Kultury „Strzecha”, spragnieni dobrej muzyki wypili jazzowe cappucino w towarzystwie samego Artura Dutkiewicza. Pobudzające ale łagodne w smaku…Urodził się w Pińczowie. Fortepianem zainteresował się w wieku 11 lat a już trzy lata później zakochał się w jazzie muzykując w pińczowskim domu kultury. Zauważony został w 1974 roku w Kielcach, podczas konkursu pianistów jazzowych a dwa lata później, na II Międzynarodowym Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu, zdobył III nagrodę. W tym samym roku dołożył jeszcze do swoich sukcesów nagrodę na Konkursie Improwizacji Jazzowej w Katowicach oraz nagrodę specjalną dla najlepszego uczestnika sposród szkół średnich.
A dziś… dziś Artur Dutkiewicz jest jednym z najznakomitszych polskich pianistów. Koncertował dotąd w USA, Wlk. Brytanii, Szwajcarii, Austrii, Niemczech, Francji, Etiopii, Wloszech, Rosji, Bułgarii, Danii, Szwecji, Czechach. Grał z najwybitniejszymi muzykami jazzowymi i bluesowymi – Urszulą Dudziak, Grażyną Auguścik, Deborah Brown, Tadeuszem Nalepą, Tomaszem Szukalskim.
Zalicza się do grona nielicznych, którzy podejmują się tworzyć improwizowaną muzykę solo na fortepianie.
W sobotę Dutkiewicz zaprezentował jazzowe interpretacje znanych utworów z repertuaru Czesława Niemena. Rozbrzmiało "Jednego serca", "Pod Papugami" czy "Sen o Warszawie"… Mimo, iż artyście nigdy nie było dane poznać osobiście Niemena, to czuć jaki wpływ ma na niego jego twórczość. Utwory Niemena są nieśmiertelne. I chociaż jego nie ma, to przez swoją muzykę pozostał z nami na zawsze. Ja mam do niej szczególny sentyment… – mówi.
Recitale solowe Artura Dutkiewicza prezentowane były z powodzeniem w wielu prestiżowych salach koncertowych Polski i Europy m.in. na MIDEM Cannes, Londyn, Paryż, Cypr, Filharmonia Narodowa w Warszawie, Filharmonia Praska, Festiwal Pianistyki Polskiej…
/SaM/
A-F byłeś? Wiesz jak było z frekwencją?
A co? Ciebie mf nie wpuścili, że się mnie pytasz o frekfencję;))) Tak poważnie to nie byłem ( niestety nie mam daru bilokacji) ale myślę, że musiało się podobać i że jeszcze będzie okazja gościć Artura Dutkiewicza.
Wieść gminna niesie, że było gdzieś około stu osób. Jak na wyrafinowany poziom kulturalny koncertu – nie najgorzej. Dla stu osób warto tworzyć wysoka kulturę. W zestawieniu z pełna salą na popisach Marcina Dańca – 7 razy gorzej. Wnioski nasuwaja sie same… Trzeba zarabiac na imprezach rozrywkowych, żeby móc uprawiac kulture wyższego szczebla. Howk !
I tutaj Brutusie pod twoim stwierdzeniem podpisuję się i ja oboma „rękyma i nogyma”;)
Koncert podobał mi sie najbardziej z ostatnich w Kawiarence Jazzowej. Nawet bardziej od legendy Ptaszyna (bez urazy!). Może tak jazz po prostu podoba mi się bardziej. Bardzo zdziwiła mnie ilosc słuchaczy, co sie stało? Mysle ze Dutkieiwcz tez sie zdziwil:-) Choć z drugiej strony-takie wlasnie były kawiarenki j. dawniej-bardziej kameralne.