Gruzińskie opowieści Anny i Marcina Mellerów w Raciborzu

Podczas spotkania z Anną i Marcinem Mellerem (zdjęcia) można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Goście chwalili gruzińskie tradycje i obyczaje, a Marcin Meller pochwalił się tym, że będąc w Gruzji wypił ponad litr wina na raz.

Anna Dziewit-Meller oraz Marcin Meller gościli w Raciborzu w związku z promocją swojej książki "Gaumardżos. Opowieści z Gruzji". – Skąd pomysł na tytuł? Gaumardżos to słowo, które wypowiada się zaraz po wzniesieniu toastu w Gruzji. Wówczas można zacząć biesiadowanie. To taki wstęp – mówił Marcin Meller.

- reklama -

Już sam tytuł, w którym nawiązano do toastu oraz historie, które umieszczono w książce wywołały niepochlebne recenzje krytyków. Książkę nazwano "pijacką". – Może i pijacka, ale bardzo wesoła. Jeśli ktoś pisze książkę o Gruzji nie wspominając w niej ani słowem o winie i o biesiadowaniu to chyba był izolowany. Jedzenie i picie jest ich sposobem na życie – bronił się przed zarzutami Marcin Meller. – Picie wina, te słynne, długie toasty oraz biesiadowanie to ich tradycja. Podczas wspólnych spotkań Gruzini śpiewają ludowe pieśni. Tego właśnie możemy zazdrościć Gruzinom. Przywiązania do tradycji. I nie chodzi tutaj o zespoły pieśni i tańca, które działają przy domach kultury, tak jak w Polsce. Tam ta tradycja jest wciąż żywa – dodała Anna Dziewit-Meller.

 

 

Kolejnym ważnym elementem gruzińskiej tradycji jest gościnność. – Oni wiedzą o tym, że mają taką opinię, więc zapraszanie gości i wspólne biesiadowanie to dla nich sport narodowy. Uwierzcie mi Państwo, znacznie łatwiej zasiąść do stołu z Gruzinami niż z niego odejść – mówili goście. Tutaj Mellerowie przytoczyli kilka przezabawnych historii. Jedną z nich była opowieść o tzw. piciu z rogu. Wówczas publiczność miała okazję dowiedzieć się na przykład tego, że Marcin Meller był w stanie wypić 1,2 litra wina na raz. Goście uprzedzili także raciborzan przed chwaleniem Gruzinów. – Ja kiedyś powiedziałem jednemu Gruzinowi, że ma ładną kurtkę, a ten ją zdjął i mi dał. Nie mogłem odmówić. Nasza znajoma niegdyś nieopatrznie pochwaliła dywan, jaki znajdował się w pokoju, do którego ją zaproszono. Nim się obejrzała to dywan był już zwijany – opowiadał Meller.

Mellerowie do tego stopnia zakochali się w Gruzji, że postanowili tam wziąć swój ślub. – Nie wzięli w nim udziału nasi gruzińscy przyjaciele. Dlaczego? Bo w Gruzji jeśli z kimś się umawiasz na godzinę 15.00 to nigdy nie wiesz kiedy przyjdzie – opowiadali Mellerowie. Dodali także, że to cecha tego narodu. Gruzini na ich ślub spóźnili się, bagatela o 1,5 godziny i uważali, że to nic takiego.

Po opowieściach Mellerów przyszedł czas na pytania od publiczności. Pytano między innymi o to, czy Gruzja i ciągłe biesiadowanie ich nie męczy. – Czasami chcielibyśmy uciec od wiru gościnności. Zwyczajnie odpocząć – przyznali. Pytano ich także o to, czy Gruzini są dumni ze Stalina. – Coraz mniej ludzi "czuje tam do niego miętę". Kiedyś było go tam dużo. Jego portrety były malowane nawet na maskach samochodów. Teraz już to przemija. Myślę, że zabrakło tam też poniekąd takiej dyskusji wewnątrz narodowej – odpowiedziała Anna Dziewit Meller. Goście pożegnani zostali oklaskami i symboliczną różą.

 

Paulina Krupińska

- reklama -

1 KOMENTARZ

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj