G. Lenartowicz: nadrabiamy zaległości i doganiamy świat

O problemach natury ekologicznej i swoim zamiłowaniu do poezji opowiada Gabriela Lenartowicz, prezes WFOŚ w Katowicach.

Dr Janusz Nowak: Pani Prezes, dobrze jest usłyszeć bezpośrednio od Pani wypowiedź dotyczącą głównie spraw niezwykle ważnych dla wszystkich członków społeczności – zarówno lokalnej jak i tej o większym zakresie. Są to bowiem problemy szeroko rozumianej ochrony środowiska i wynikających z niej konsekwencji – pozytywnych i negatywnych. Na początek zatem pytanie o Pani opinię na temat obecnej fazy działań ekologicznych – w skali województwa, ale także kraju, a nawet szerzej – kontynentu i świata. Jak więc Pani Prezes postrzega aktualny stan ekologicznej rzeczywistości?

- reklama -

Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach: Jestem przekonana, że jesteśmy w bardzo ważnym punkcie, w momencie wręcz przełomowym zarówno jeśli chodzi o myślenie o ekologii, jak i działania w tej sferze. Potocznie przyjęło się od wielu lat, że ekologia to dziedzina o charakterze hobby, oczywiście z ważnym przesłaniem ogólnoludzkim (wywodzącym się z postawy franciszkańskiej – takiego pochylenia się nad światem, nad tym, co otrzymaliśmy – jako ludzie – do użytkowania na ziemi), ale jednak hobby, a więc coś amatorskiego, uprawianego przez garstkę szlachetnych zapaleńców. Ta pierwsza faza ekologicznej refleksji, faza uświadamiania sobie roli w świecie naszych „braci mniejszych” i działania dla ich dobra oraz na rzecz przetrwania tego bogatego i różnorodnego świata przyrody do kolejnych pokoleń, miała w sobie silny wątek „zagrożeniowy”, „apokaliptyczny”. Kiedy uświadomiono sobie skalę negatywnych zmian wywołanych industrializacją (już nawet po pierwszej fali uprzemysłowienia), zaczęto kojarzyć ekologię z lękiem przed po prostu unicestwieniem świata – w wymiarze biologicznym – wskutek nieprzemyślanych działań, wywołujących degradację przyrody nas otaczającej. Te obawy, w jakiejś mierze nadal uzasadnione, kiedy patrzymy na skutki degradacji środowiska w skali globalnej, miały o tyle dobroczynne skutki, że uwrażliwiły ludzi – i to w skali powszechnej – na fakt, iż zanieczyszczenie przyrody nie jest jakąś abstrakcją, lecz przynosi bardzo dotkliwe efekty w postaci destrukcji zdrowia poszczególnych osób, a tym samym zniszczenie biologiczne całych społeczeństw. Nikt już nie kwestionuje faktu tragicznych konsekwencji rabunkowej gospodarki. A zatem ekologia z płaszczyzny hobbystycznej przeniosła się, dzięki właśnie powstaniu owego „stanu zagrożenia”, na poziom autentycznie ważnej troski, motywowanej w duchu społecznego egoizmu, o jakość egzystencji głównie w aspekcie przyrodniczym (biologicznym), ale również w kontekście duchowym, kulturowym itd. Świadomość ekologiczna (szczególnie ten jej kontekst, który powiązany jest z zagrożeniami i lękiem przed nimi) wzrosła ogromnie, jednak wciąż w zbyt niskim stopniu przekłada się ona na konkretne działania podejmowane przez jednostki i grupy. Od pewnego czasu ukształtował się taki sposób istnienia ekologii, który ktoś określił następująco: „ekologia stała się religią mającą liczne rzesze wyznawców, ale jedynie garstkę praktykujących”. Z drugiej strony jednak w krajach rozwiniętych ekonomicznie, cywilizacyjnie, myślę o państwach leżących w Europie, w obu Amerykach, Australii, sporej części Azji (oczywiście nie biorę tutaj pod uwagę tych miejsc na świecie, w których – jak chociażby w Republice Środkowej Afryki – występują problemy skrajnie dramatyczne, zupełnie niewyobrażalne dla nas), zrodziło się bardzo silne myślenie o ekologii jako o ważnej gałęzi gospodarki. Zaczęliśmy spoglądać na środowisko jako na materialny zasób, który nie tylko został nam dany do użytkowania, ale przedstawia także wymierną wartość na płaszczyźnie ekonomicznej. Zrozumieliśmy, że musimy ten zasób – właśnie ze względu na to, że jest źródłem zysków – pielęgnować, chronić, oszczędzać go, ponieważ nie jest on, niestety, niewyczerpalny. Owemu chronieniu służą nowoczesne, innowacyjne technologie, pozwalające na oszczędzanie zasobów i jednocześnie na o wiele tańszą produkcję. Na to nakłada się inne, nowe, wynikające właśnie z ekologicznej refleksji (a także oczywiście z przemian społecznych), myślenie o jakości życia. Od pewnego czasu racjonalne wydatkowanie części budżetu domowego na podniesienie jakości życia, czyli na przykład na atrakcyjne spędzanie czasu wolnego, na rozrywkę w ramach tegoż czasu wolnego, na pielęgnowanie zdrowia (w aspekcie profilaktycznym), stało się normą w różnych grupach społecznych. Zatem owa wyraźnie spotęgowana świadomość ekologiczna (w skali masowej) przekłada się na konkretne działania ludzkie. Występuje popyt na ekologię, zdrowy snobizm na włączanie ekologii do codziennej egzystencji. Te pozytywne zmiany mentalnościowe obserwujemy również w naszym społeczeństwie, chociaż może jesteśmy (z uwagi na „młodość” naszej demokracji i gospodarki rynkowej oraz opóźnienia wywołane latami funkcjonowania w warunkach gospodarki socjalistycznej) krok za krajami np. „starej” Unii i innych bardziej zaawansowanych od nas państw. My jesteśmy po prostu biedniejsi, ale nadrabiamy szybko te zaległości i doganiamy świat, mając ten atut, że możemy unikać pewnych błędów, którzy kiedyś popełnili inni.

 

 

Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

 

 

 

Dr Janusz Nowak: Wspominała Pani o związku przedsięwzięć ekologicznych z przemysłem, z gospodarką. Czy zostały wypracowane jakieś mechanizmy,które pozwalają uniknąć konfliktu interesów miedzy instytucjami troszczącymi się o jakość środowiska z firmami nastawionymi na zysk?

Gabriela Lenartowicz: Konflikt interesów jest wpisany w relacje społeczne, więc istnieniem takich sytuacji nie przejmowałabym się zbytnio. Tym bardziej, że naturalne konflikty, jeśli są dobrze prowadzone, właściwie monitorowane, bywają twórcze. Jeśli potrafimy przetworzyć tkwiącą w tych konfliktach energię w sensowną debatę i doprowadzić w ten sposób do madrych decyzji, to należy uznać je za wręcz pożądane. Są czymś zdecydowanie bardziej pozytywne, aniżeli fałszywie rozumiane „konsultacje społeczne”. To modne dawniej wyrażenie dziś się mocno zdewaluowało z tego głównie powodu, że mechanizm owych konsultacji często był następujący: „my” (w domyśle władza, urzędnicy różnych szczebli) świetnie wiemy, co dla „was” (społeczeństwa) jest najlepsze, a więc dajemy to wam, a teraz się na ten temat wypowiedzcie, jednak – w podtekście – kiedy skrytykujecie nasze decyzje, to będzie to świadczyło o niedocenianiu przez was tego, co chcemy (dobrego) dla was zrobić. Takie myślenie i postępowanie jest oczywistym zaprzeczeniem autentycznych konsultacji społecznych, bo nie ma tu partycypacji w podejmowaniu decyzji. Nie można prowadzić debaty, kiedy po jednej stronie znajduje się decydent, a po drugiej petent. Debata musi odbywać się w warunkach partnerstwa obu stron, a także jednakowej (równej) wiedzy o rzeczywistości. Jeśli strona „władzy” (mówiąc w uproszczeniu) dysponuje rzetelną, prawdziwą wiedzą o sytuacji i problemach, natomiast owa strona społeczna takiej wiedzy nie posiada, to już na starcie debaty powstaje poważne zakłócenie komunikacyjne, uniemożliwiające wspólne podjęcie decyzji. Aby zaistniała prawdziwa partycypacja w podejmowaniu decyzji, trzeba odwrócić kolejność działań: najpierw wspólnie zidentyfikujmy i nazwijmy problem, a następnie wspólnie zmierzajmy do jego rozwiązania. Istota polega na współdecydowaniu w rozwiązywaniu wspólnie znalezionych i nazwanych problemów. Taka metoda wzmacnia podmiotowość wszystkich stron, a jednocześnie implikuje ich kreatywność. Fundusz w tym duchu właśnie działa. My wprawdzie nie jesteśmy kreatorem polityki ekologicznej, jednakże jako instytucja dysponująca publicznymi środkami finansowymi, a zatem reprezentująca publiczny, wspólny interes, staramy się uczestniczyć w takich debatach, aby wypracowywać z poszczególnymi podmiotami najkorzystniejsze – z punktu widzenia dobra wspólnego – rozwiązania. Staramy się doskonalić jakość dialogu społecznego, odczuwamy bowiem ciążącą na nas w tym względzie, jako na instytucji zarządzającej publicznymi środkami, odpowiedzialność.

Dr Janusz Nowak: Chodzi więc o zmianę myślenia o instytucjach państwowych i samorządowych. O odejście od przekonania, że stykając się z instytucją „petent” znajduje się w sytuacji podrzędności, podporządkowania.

Gabriela Lenartowicz: Muszę się przyznać, że od dawna pasjonuje mnie sprawa partycypacji obywateli w procesie podejmowania decyzji ważnych dla jakiejś grupy, kierując Funduszem mogę ten partycypacyjny model nawiązywania relacji między instytucjami a grupami obywateli wcielać w życie. Nasza instytucja jest w o wiele mniejszym stopniu niż inne poddana dyktatowi biurokratycznych reguł. My oczywiście musimy je tworzyć i według nich działać, jednak staramy się bardziej realizować misję dobrego państwa, polegającą w uproszczeniu na angażowaniu różnych podmiotów w proces decyzyjny, aniżeli wcielać w życie jakieś narzucone z góry wytyczne. Bez fałszywej skromności powiem, że sposób działania Funduszu w Katowicach może być dla innych instytucji wzorem takiego partycypacyjnego działania wspólnotowego. Pieniądze, którymi dysponujemy, są quasi podatkiem, który uiszczają wszystkie podmioty: za korzystanie z wody, za emisję gazów, kanalizację itp. Coś (jako społeczeństwo) dajemy środowisku, w formie właśnie tego podatku, aby móc na różne sposoby korzystać z dobrodziejstw „ulepszonego” środowiska. Oczywiście chcemy, aby stawki opłat ustalać na takim poziomie i by nie obciążać zanadto nimi płatników. Wypracowaliśmy system efektywnego obracania przez Fundusz kwotami wpływającymi w formie podatku, system pozwalający na wspieranie rzeczywistych potrzeb oraz na stosowanie elastycznych i bardzo zróżnicowanych – dostosowanych do konkretnych sytuacji – form dofinansowania poszczególnych przedsięwzięć.

Dr Janusz Nowak: W świadomości społecznej utrwalił się od dawna stereotyp brudnego, brzydkiego i niewyobrażalnie zanieczyszczonego, zatrutego Górnego Śląska. Czy taki sposób postrzegania naszego województwa nadal się utrzymuje? A przede wszystkim, czy istnieją wciąż przesłanki do uznania, że w owym wizerunku „coś jest na rzeczy”?

Gabriela Lenartowicz: Jak wiadomo wszelkiego rodzaju stereotypy i mity społeczne mają tendencję do „długiego trwania”, są wręcz nieusuwalne z myślenia zbiorowego. Jestem przekonana, że aby je mimo wszystko przezwyciężać, musimy realizować konsekwentnie taką politykę ekologiczną, którą od lat prowadzimy, bowiem przynosi ona wymierne efekty. Opinia o „brudnym i szarym” Śląsku, formułowana głównie przez osoby spoza naszego terenu, ma obecnie, jak sądzę, swoje źródło przede wszystkim w braku dbałości o krajobraz wokół nas. Owo „zanieczyszczenie” Śląska tylko w niewielkim stopniu łączy się dzisiaj z groźną degradacją środowiska. W przeważającej mierze jest ono pochodną niezauważania przez nas – mieszkańców tego regionu – zabałaganionego krajobrazu, tych wszystkich postindustrialnych ruin, jakichś walających się, położonych bez ładu i składu zardzewiałych części starych maszyn, rachitycznych drzew i krzewów itp. Bardzo łatwo przyzwyczaić się do tego krajobrazu księżycowego. Dbałość o krajobraz jest niewątpliwie składnikiem ekologicznego myślenia, dlatego zwykłe sprzątanie, robienie porządku w przestrzeni, w której żyjemy, jest potrzebą chwili.

Dr Janusz Nowak: Postuluje Pani Prezes przeniesienie akcentu w ramach całokształtu działań proekologicznych z „twardej” (przepraszam za sformułowanie laika) ekologii, to znaczy tej, która zajmuje się przeciwdziałaniem destrukcji biologicznej i chemicznej, na tę, która wiąże się z troską o ład otaczający człowieka. Niech mi wolno będzie użyć przydatnej kategorii pochodzących z nauki o kulturze – loca horrida, miejsca brzydkie (przykre, odstręczające) i loca amoena, czyli miejsca przyjemne, piękne, harmonijne. O ile dobrze Panią Prezes zrozumiałem, jednym z istotnych celów, jakie przyświecają obecnie instytucjom powiązanym z ochroną środowiska w naszym województwie (w tym kierowanemu przez Panią Prezes Funduszowi), jest przekształcanie śląskich krajobrazów w loca amoena, miejsca przyjazne ludziom, a jednocześnie rugowanie z terytorium Śląska (ale też z myślenia o Śląsku) miejsc przykrych, brzydkich?

Gabriela Lenartowicz: Można tak to ująć, aczkolwiek o tej (jak Pan to określił) „twardej” ekologii również nie możemy zapominać. Źródła przyrodniczej degradacji Śląska, którą w znacznym stopniu na szczęście mamy za sobą, są o wiele bardziej złożone i znacznie starsze niż się powszechnie sądzi. To nie tylko lata powojenne, lata rabunkowej gospodarki w czasach komunizmu, przyczyniły się do tych opłakanych efektów, które stanowią rdzeń owego wspomnianego stereotypu. Degradacja Górnego Śląska zaczęła się w XIX stuleciu, w dobie rewolucji przemysłowej, jednakże trzeba pamiętać, że radykalna industrializacja tego regionu była połączona z jego modernizacją, rozwojem cywilizacyjnym, poprawą jakości życia. Te pozytywne strony uprzemysłowienia w XIX wieku przesłaniały problematykę zagrożeń dla środowiska, zwłaszcza, że nie istniała wówczas świadomość tychże niebezpieczeństw. Ta świadomość pojawiła się znacznie później. W moim przekonaniu począwszy od sierpnia 1980 roku, od okresu pierwszej „Solidarności”, myśmy sobie nie tylko dobitnie uzmysłowili, że jesteśmy zniewoleni politycznie, ustrojowo (jak cały naród polski), ale odkryliśmy nasze, charakterystyczne wyłącznie dla Śląska, zniewolenie ekologiczne. Uświadomiliśmy sobie, że zostaliśmy upodleni nie tylko poprzez zniewolenie umysłów, ograniczenie wolności i praw człowieka, ale także totalną degradację środowiska, w którym żyjemy. Zobaczyliśmy wówczas, że człowiek nie jest poza środowiskiem, lecz stanowi jego część, a zatem degradacja krajobrazu, przyrody go otaczającej jest jednocześnie odarciem z godności samego człowieka. W ciągu dwudziestu pięciu lat transformacji ustrojowej uczyniono bardzo dużo w zakresie rewitalizacji zdegradowanego środowiska. Nie zawsze były to zmiany wynikające z realizacji przez instytucje państwowe i samorządowe programów ekologicznych. Niejednokrotnie „oczyszczanie” środowiska było efektem dramatycznych dla wielu osób decyzji związanych z zamykaniem niewydolnych zakładów przemysłowych. Te fabryki, które były największymi trucicielami, zostały zamknięte nie z powodów ekologicznych lecz ekonomicznych. Tym niemniej te zakłady, które ocalały, wprowadzały nowoczesne, przyjazne środowisku technologie (przy wielkim wsparciu Funduszu – w pierwszych latach działania gros środków przeznaczano na dofinansowanie modernizacji technologicznych w dużych przedsiębiorstwach produkcyjnych). Mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że w zasadzie poradziliśmy sobie z tzw. bombami ekologicznymi, których przed ćwierćwieczem (a więc przed transformacją ustrojową i gospodarczą) było na Górnym Śląsku mnóstwo (większość spośród ponad 90 bomb ekologicznych w Polsce zlokalizowana była w naszym regionie). Teraz pozostały jedynie dwie (chociaż oczywiście można powiedzieć, że o dwie za dużo): część składowiska po Zakładach Chemicznych w Tarnowskich Górach oraz teren skażony w Jaworznie. Spory fragment składowiska w Tarnowskich Górach został odizolowany od otoczenia poprzez przykrycie go betonowym sarkofagiem. To był jedyny sposób zminimalizowania szkodliwości substancji chemicznych (w istocie jest to cała tablica Mendelejewa), które „nasyciły” teren składowiska. Fundusz wydał na ten cel ponad 60 milionów złotych (więcej niż Skarb Państwa). Kłopot formalno-prawny jest nadal z drugą częścią tarnogórskiego składowiska, ponieważ trafiła ona w ręce prywatne, a środki unijne nie mogą być przeznaczane na poprawę jakości gruntu będącego własnością podmiotów prywatnych. Pojawiła się jednak nadzieja na przezwyciężenie tej przeszkody prawnej i zaplanowaliśmy 100 milionów złotych z nowego budżetu unijnego na likwidację poważnego zagrożenia ekologicznego (szkodliwe substancje ze składowiska w Tarnowskich Górach mogą przenikać do rezerwuaru wody, która jest strategicznym zapasem wody dla Śląska). Składowisko w Jaworznie, należące do zakładów „Organika Azot”, będzie usuwane z pieniędzy pochodzących z międzynarodowego grantu. Przygotowany jest projekt tego przedsięwzięcia. W ten sposób będziemy mogli zamknąć temat bomb ekologicznych na Śląsku.

Dr Janusz Nowak: Na czym obecnie polegają główne problemy ekologiczne w naszym regionie?

Gabriela Lenartowicz:
Przede wszystkim tzw. niska emisja. Poradziliśmy sobie z zagrożeniami związanymi z wielkim przemysłem i w tej chwili spełniamy w tej dziedzinie wszystkie standardy, natomiast jakość powietrza, a ściślej mówiąc poziom pyłu zawieszonego w miastach budzi poważny niepokój. Niska emisja, która w naszym kraju oznacza to, co wydobywa się z palenisk domowych (nie zaś, jak w krajach zachodnich, spaliny samochodowe, które u nas nie stwarzają znaczącego zagrożenia ekologicznego), jest dla nas istotnym wyzwaniem, z którym borykamy się obecnie. Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku status paliwa uzyskały u nas tanie miały i muły, które tak naprawdę są odpadami, zawierającymi mnóstwo szkodliwych substancji i emitującymi podczas spalania ogromne ilości owego pyłu zawieszonego, którego nie widać, ale który jest wszechobecny. Mamy w tym zakresie znaczące przekroczenia. Rozwiązanie tego problemu jest jedno – systemowe. Idziemy w kierunku propagowania spalania takich paliw (np. ekogroszku) i w takich kotłach, które emitują do atmosfery jak najmniejsza ilość szkodliwych substancji, a jednocześnie są wygodniejsze w użytkowaniu, chociaż, niestety, drogie. Ponadto nasze działania idą w stronę finansowania ze środków unijnych głębokiej termomodernizacji tych budynków, które posiadają domowe paleniska oraz podłączenia ich do sieci ciepłowniczej, bowiem energia cieplna płynąca z sieci (nowoczesnej technologicznie) jest o wiele bardziej ekologiczna. Oczywiście w tych działaniach musimy pamiętać o tym, że w starych kamienicach mieszkają z reguły osoby niezamożne, których nie stać na bardziej zaangażowaną partycypację w kosztach np. termomodernizacji. Innym kierunkiem naszych działań jest wspieranie innowacji technologicznych – projektowanych w śląskich uczelniach (np. w Politechnice Śląskiej) i realizowanych w zakładach przemysłowych – które zmierzają do tworzenia paliw ekologicznych i w miarę tanich np. z odpadów (a więc z owych mułów, miałów, flotów). Są to np. wszelkiego rodzaju pelety – wysokoenergetyczne, wygodne w użyciu, a dające „czystszą ” energię cieplną. Naszą śląską specjalnością jest też wykorzystanie energetyczne niebezpiecznego metanu ze złóż węglowych.

Dr Janusz Nowak: Wspomniała Pani Prezes o współpracy kierowanej przez Panią instytucji z uczelniami wyższymi. Jak w tym kontekście ocenia Pani możliwości współdziałania z raciborską PWSZ? Jak wiadomo nasza uczelnia nie tylko prowadzi kierunki, związane z szeroko rozumianą ekologią (np. architektura i urbanistyka, socjologia, edukacja artystyczna), planuje powołanie do istnienia takowych kierunków (gospodarka przestrzenna i ochrona środowiska), ale także inicjuje ambitnie pomyślane działania ekologiczne, czego przykładem jest Platforma Innowacji Energooszczędnych, o której pisaliśmy niedawno w „Eunomii”.

Gabriela Lenartowicz: Zaangażowanie raciborskiej szkoły wyższej, w której Konwencie mam zaszczyt zasiadać, w realizację celów związanych z ekologią jest godne podziwu i pochwały. Jeśli chodzi o współdziałanie z Funduszem to oczywiście uczelnia może być beneficjentem naszego dofinansowania w zakresie działań bezpośrednio związanych z ekologią (np. badania nad nowymi technologiami, czy prowadzenie kierunków ściśle powiązanych z celami, jakie stawia sobie kierowana przeze mnie instytucja). Współpraca nasza może mieć i ma charakter także pozastatutowy, dotyczący na przykład tego, o czym już wcześniej mówiłam, to znaczy partycypacji obywateli w procesie decyzyjnym. W tym obszarze szczególnie istotne są działania prowadzone w ramach kierunku socjologia. Z kolei wszystkie kierunki techniczne, „ścisłe” powiązane są z myśleniem o sprawach środowiska. Dzisiaj prowadzi się refleksję o stanie środowiska przy pomocy modeli matematycznych. Ponadto istotne jest spojrzenie na ochronę środowiska także jako na ochronę krajobrazu, o czym też już mówiłam, a tutaj pole do popisu mają studenci i wykładowcy takich kierunków, jak edukacja artystyczna, architektura.

Dr Janusz Nowak: Wielu osobom, również mnie, od dawna imponuje rozmach w działaniu kierowanej przez Panią instytucji. Mam na myśli pewną ekspansywność, ofensywność wizerunkową, która jest zauważalna w mediach lokalnych. Czy jest to efekt doświadczeń Pani Prezes w zakresie dziennikarstwa?

Gabriela Lenartowicz: Chyba nie, trudno mi doszukać się związku z pracą dziennikarską. To jest raczej konsekwencja mojego myślenia o funkcjonowaniu publicznych instytucji. Dysponując pieniędzmi publicznymi, musimy być całkowicie „przejrzyści”, więc czujemy się zobowiązani do dokładnego informowania społeczności, na co idą owe publiczne środki, jak są dystrybuowane. Wiąże się to z budowaniem wspólnoty, ale i z gotowością do poddawania się nieustannej kontroli społecznej. Taka jest moja filozofia: wszystko, co związane jest ze środkami publicznymi, nie może być chowane w kącie, lecz pokazywane, bo przecież jest to nasza wspólna – całej społeczności – duma. Dzięki takiemu naszemu sposobowi działania, Fundusz stał się instytucją zaufania publicznego. Otrzymujemy codziennie mnóstwo listów i telefonów, w których obywatele wyrażają swoją troskę o stan otaczającego ich środowiska. A my nie odsyłamy tych zgłoszeń „według właściwości”, ale staramy się znaleźć metody zaradzenia tym najróżniejszym problemom. Jesteśmy takim cicerone, który zagubionych często obywateli bierze za rękę i prowadzi przez labirynty urzędów i instytucji.

Dr Janusz Nowak: Jest Pani znana jako osoba o wielu zainteresowaniach. Co Panią szczególnie zajmuje pozazawodowo, że tak to określę?

Gabriela Lenartowicz: Najbardziej interesuje mnie, i to od dawna, wspominany kilkakrotnie w tej rozmowie problem relacji: obywatel-państwo, obywatel-instytucja itp. Jak ludzie mogą artykułować swoje potrzeby, jak współpracują ze sobą?

Dr Janusz Nowak: Jak Pani ocenia stan świadomości społecznej, demokratycznej, poziom kapitału społecznego?

Gabriela Lenartowicz: Marnie, niestety. Złożyło się na to mnóstwo przyczyn i długo by o tym trzeba mówić. Teraz najważniejsze jest uruchamianie takich pomysłów, które zbliżą do siebie ludzi, wymuszą współdziałanie w rozwiązywaniu różnorakich problemów społecznych. Każdy z nas powinien nad tym pracować, bo jest to wartość dodana, która tak naprawdę decyduje o rozwoju społecznym, także gospodarczym. My się jako społeczeństwo nie unowocześnimy, jeśli tej pracy nie będziemy codziennie wykonywać, jeśli nie uświadomimy sobie, że każdy z nas jest odpowiedzialny za kraj, za region, jeśli nie przezwyciężymy tego zaklętego kręgu: „my” i „oni”. Mamy wszyscy pod tym względem bardzo dużo do zrobienia. To jest też nowe myslenie o edukacji: nie tylko sukces za wszelka cenę, nie tylko rywalizacja, ale także kształtowanie umiejętności współpracy. W tej chwili pracuje się w świecie zespołowo i my – naród indywidualistów – musimy się tego nauczyć. A oprócz tych zainteresowań bardzo poważnych mam pasje zupełnie banalne. Bardzo lubię gotować, zwłaszcza dla doceniających tę sztukę smakoszy. Mam szczęście, że tę pasję odziedziczyli, żyjący już poza domem rodzinnym, synowie. Wspólne (choć rzadkie) kuchenne misteria są naszym wielkim świętem. Przyznam się na koniec, że pisuję wiersze … To bardzo osobiste teksty, do szuflady, ale mam na koncie nagrodę za jedyny opublikowany wiersz w „kobiecym” konkursie medialnym).

Dr Janusz Nowak: Chętnie pociągnąłbym wątek zainteresowań poetyckich. Będzie okazja do tego w którymś z kolejnych numerów „Eunomii”, a może Pani da się namówić na publikację jakichś tekstów? Bardzo zachęcam.

Gabriela Lenartowicz:
Może się kiedyś odważę.

Dr Janusz Nowak: Serdecznie dziękuję Pani za ciekawą, wielowątkową wypowiedź, która z pewnością zainteresuje naszych Czytelników. Życzę dalszych sukcesów i zachęcam do współpracy z naszym pismem.

Gabriela Lenartowicz: Ja również dziękuję za możliwość podzielenia się rozterkami i nadziejami ze współmieszkańcami tak bardzo mi bliskiej części Śląska. Życzę też uczelni i „Eunomii” wszystkiego dobrego.

 

 

Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 69 / luty 2014

 

Czytaj pełne wydanie>>

- reklama -

14 KOMENTARZE

  1. Czy pani Gabriela widziała „rachityczne drzewa i krzewy w Raciborzu i zeszpecony krajobraz dzięki doprowadzaniu do takiego stanu drzew i krzewów w Raciborzu oraz wycinki w naszym mieście?

  2. ŻENADA
    Zobaczcie ile miejsc handlowych świeci pustkami a przetargi nie dają pespektyw na kontynuowanie jakiejkolwiek działalności gospodarczej w tych pomieszczeniach przez pięć sześć miesięcy. Mądrym jest stwierdzenie, że Racibórz powinien stworzyć własny skuteczny mechanizm zabiegania o inwestorów i promowania naszych terenów inwestycyjnych. Ale to ponad osiem lat gadulstwa bez konkretnych działań- spalcie się ze wstydu. Jeśli nie umiecie powiedzcie to ludziom, młodym wyjeżdzającym, dojrzałym szukającym pracy, uczniom, którym zamykacie szkoły, nie tworzycie dobrych szkół zawodowych. My nie chcemy być niewolnikami-robolami na niskich etatach we własnym mieście, bądź też zmuszani do upokarzającej emigracji za pracą. Panie Prezydencie i szanowni Radni już dość ogłupiania przez raciborskie media i spóźnione programy. Doskonale widzimy, że wszystkie partie polityczne, obecnie to elementy tego samego układu, któremu udało się uzyskać mandat zaufania społecznego. Nie chcemy czekać na konkrety. Chcemy zobaczyć, że utworzony specjalny zespół ds. kontaktów z inwestorami i wdrażany program START UP, to nie tylko element rozpaczy, ale większego wysiłku i dobrego PROGRAMU POLITYCZNEGO, który da młodym ludziom pracę a naszemu miastu rozwój. My Młodzi ludzie świadomi świata, oczekujemy takich polityków, którzy udzielą nam poparcia i wparcia. Nie musimy być głupi ani leniwi, w końcu zaczniemy i będziemy sięgać po ludzi młodych z głębi list, a tych z pierwszych miejsc będziemy niestety skreślać albo przesuwać- powiemy DOWN.
    Jesteśmy mądrym pokoleniem młodych. Pamiętajcie – wszystko jest w naszych
    i waszych rękach!

  3. A ŚWIAT nam nie ucieka[img]upload/small_2ScreenShot192.jpg[/img][img]upload/small_5ScreenShot193.jpg[/img][img]upload/small_2ScreenShot195.jpg[/img][img]upload/small_47ScreenShot003.jpg[/img][img]upload/small_60ScreenShot004.jpg[/img][img]upload/small_50ScreenShot005.jpg[/img][img]upload/small_49ScreenShot006.jpg[/img][img]upload/small_56ScreenShot007.jpg[/img][img]upload/small_39ScreenShot008.jpg[/img][img]upload/small_47ScreenShot009.jpg[/img][img]upload/small_47ScreenShot010.jpg[/img][img]upload/small_42ScreenShot011.jpg[/img][img]upload/small_9ScreenShot045.jpg[/img][img]upload/small_17ScreenShot047.jpg[/img][img]upload/small_16ScreenShot048.jpg[/img][img]upload/small_10ScreenShot128.jpg[/img][img]upload/small_4ScreenShot133.jpg[/img][img]upload/small_4ScreenShot134.jpg[/img][img]upload/small_85ScreenShot002.jpg[/img][img]upload/small_36ScreenShot020.jpg[/img][img]upload/small_21ScreenShot022.jpg[/img][img]upload/small_7ScreenShot126.jpg[/img][img]upload/small_5ScreenShot135.jpg[/img][img]upload/small_37ScreenShot020.jpg[/img], patrzy z….politowaniem na polski ……,,rozwój,,

  4. Nasze miasto może się poszczycić masowymi jak i indywidualnym wycinkami drzew i krzewów.A te które się ostały zamienine są na rachiryczne pocięte straszydła.

  5. A wiesz dlaczego jako tako ciągniemy w kryzycie ?Bo Tuskowi z platformą nie udało sie do końca zniszczyć Polskiej Gospodarki i nie udało mu się wprowadzić waluty Euro .Jak nie daj Boże ją wprowadzi to zarżnie całą Polskę ekonomicznie i Polaków w nędzę wpędzi.

  6. Zaraz jakiś wał napisze,że cudotwórca Kaczyński uzdrowiłby Polskę ha ha ha !Tu już nie ma czego ratować.Równia pochyła i tyle.Ale jeszcze niektórzy zęby ostrzą i wierzą w cuda.W tym kraju nie było i nie będzie dobrej władzy,bo wszystko jest byle jakie.Z dnia na dzień.Z miesiąca na miesiąc.Jeszcze się nie zawaliło,bo jeszcze ktoś jest i płaci ZUS’y i podatki.Dobre jest.Jutro nieważne…Napijmy się…do dna !!!

  7. nie moge sie zgodzic ze niebyło i nie bedzie nie wpadajmy w taki pesymizm
    -prosze zwrocic uwage jak taki korwin mike wybija sie ze slupkow
    – młodzi juz dosc maja PIS PO SLD
    – szukaja nowej oferty i pomysłow

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj