W ateizującym się społeczeństwie święta opatrzone synonimem „Boże” według wszelkich reguł powinny tracić swoją popularność, a nie się ateizować jak to ma miejsce obecnie.
Na przykład według badań opinii publicznej przeprowadzonych podczas tegorocznych świąt wielkanocnych tylko 30 % respondentów obchodzących te święta potraktowało je jako poważne święto religijne, dla pozostałych 70% święta te to forma zabawy i czas wypoczynku, chęć podtrzymania tradycji. Oczywiście taki czas formalnego wypoczynku – państwo mogłoby inaczej zorganizować swoim obywatelom w oderwaniu od kontekstu śmierci Jezusa. Pozbawiony faktycznego sensu wizerunek świąt męki Pana na krzyżu raczej rani, tych którzy szczerze Go kochają. Podobne uczucia towarzyszą chrześcijanom podczas świąt Bożego Narodzenia, które trafniej już byłoby obecnie nazwać świętem Zielonego Drzewka lub Mikołaja niż Boga. Niewielu jest też tych, który w tym czasie szczerze radują się nawiedzeniem ziemskiego padołu przez Jezusa. Podobnie jak ludzie, którzy mają uświadomioną lub nieuświadomioną niechęć do wszelkich prawdziwych treści tego święta, tak i Bóg na łamach Pisma świętego objawia swoją niechęć do wyjętych z kontekstu świątecznych „radości”.
„Gdy przychodzicie, aby zjawić się przed moim obliczem, któż tego żądał od Was, abyście wydeptywali moje dziedzińce? …Kadzenie, nowie i sabaty mi obrzydły, zwoływanie uroczystych zebrań – nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości. Waszych nowiów i świąt nienawidzi moja dusza, stały mi się ciężarem, zmęczyłem się znosząc je. A gdy wyciągacie swoje ręce, zakrywam moje oczy przed Wami, choćbyście pomnożyli wasze modlitwy, nie wysłucham was, bo na waszych rękach jest pełno krwi.” (Iz.1.10-).
Kontekstem świąt Bożego narodzenia jest oczywiście osoba Jezusa Chrystusa. Nie rodzinna atmosfera i składanie sobie podarków – śpiewanie tradycyjnych kolęd i gotowanie pierogów – ale zbliżenie się do pamiątki Jego przyjścia na ziemię i konsekwencji tego faktu, dla każdego świętującego. Boże dziecię nie przyszło bowiem na tą ziemię aby się zabawić w gronie „świętej rodziny” lub pobiegać za motylkami – radośnie po łące, ale urodziło się na śmierć – urodziło się na to, aby niewinny baranek został złożony w ofierze za nas i za nasze wykroczenia. Serce chrześcijanina powinno się radować więc – Dziękuję Ci Boże, że wysłałeś Jezusa – aby za mnie umarł, i niszcząc grzech w moim życiu wyzwolił mnie z mocy grzechu i śmierci! Dziękuję, że wyrwałeś mnie z mocy piekielnego ognia! Oczywiście niewielu z nas może wznieść do nieba taką radosną modlitwę, ponieważ niewielu obchodzących to Boże święto, w ogóle myśli wystarczająco poważnie o osobie Jezusa i rozumie sens Jego narodzenia w stajni. Jeszcze mniej osób ten fakt obliguje w jakiś sposób tzn. np. rozumie, że jeśli jest to Boże święto i w nim uczestniczy, to Bóg oczekuje czegoś od tego kogoś. Np. Jezus powiedział kiedyś o Ojcu: „Jeśli więc składałbyś swój dar na ołtarzu (załóżmy, że msza jest takim darem) i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie. Zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i pojednaj się ze swoim bratem, a potem przyszedłwszy, złóż dar swój..” (Mat.5.24).
Bóg mówi jeszcze dalej o swoich świętach:
„Obmyjcie się i oczyście się, usuńcie wasze złe uczynki sprzed moich oczu, przestańcie źle czynić! Uczcie się dobrze czynić, przestrzegajcie prawa, brońcie pokrzywdzonego, wymierzajcie sprawiedliwość sierocie, wstawiajcie się za wdową!” (Iz.1.16,17). Bóg nie mówi do człowieka – wystarczy tylko, że nie będziesz robił źle – ale mówi – ucz się czynić dobrze!
„Ratuj wydanych na śmierć, a tych, których się wiedzie na stracenie zatrzymaj. Jeśli mówisz : nie wiedzieliśmy, to ten, który bada serca, przejrzy to…„. (Przyp.23.10-11).
Jeśli więc, dalej, święta Bożego Narodzenia miałyby być dla nas – Boże, skoncentrowane na Jezusie, uzmysławiające, że oto Bóg przyszedł na Ziemię – do nas – to powinny one obudzić nas z letargu, wstrząsnąć nami, wyprowadzić z wszelkiego kompromisu nasze dusze, być dniem, w którym odwracamy się od wszystkiego, co rani i razi naszego Boga i na nowo pomaga nam przyjść przed Jego oblicze. Powinniśmy zmusić własnego rozbieganego ducha do postawienia fundamentalnych pytań i dania sobie podstawowych odpowiedzi – co za święta obchodzę, i kim jest dla mnie Jezus?
Po co biorę udział w jakimś przedstawieniu, jeśli nie znaczy ono nic dla mojej osoby? I jeśli nie znaczy to, czy nie obrażam Boga chrześcijan dewaluując to święto i pozbawiając je swojej rangi uczestnicząc w nim bez pojęcia o tym, co robię?
Pan Jezus powiedział do ludzi „Obyś był zimny albo gorący, przeto zaś, że jesteś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich” (Ap.3.15) . W taki sposób Bóg postrzega duchowy kompromis pomiędzy diabłem i Bogiem, pakt, który tak często zawieramy w swoim życiu mieniąc się równocześnie wierzącymi.
Oby te święta były dla nas czymś więcej niż tylko zasłużonym wypoczynkiem w gronie rodzinnym, i oby zmusiły nas do refleksji – On zrobił dla mnie wszystko, nie oszczędzając i posyłając dla mnie nawet swojego Syna, a ja co dla Niego robię? Kim On właściwie jest dla mnie? Czy naprawdę wierzę w Jezusa – Syna Boga?
Magdalena Trojanowska
Dlaczego nie ma Mandaryny??
Martusiu wruć do mnie! Proszę!
Nie wróce bo teraz pracuje nad nowym playbackiem do najbliższego koncertu.