Ostatnie doniesienia o tragicznych wydarzeniach, które skończyły się śmiercią młodych ludzi nie tylko wstrząsnęły światem dorosłych, ale też wywołały lawinę dyskusji na temat kondycji polskiej szkoły. Na tym tle pojawiły się pytania: „Jak uzdrowić szkołę? Co zrobić aby w szkole było bezpieczniej?”.
Rozwiązania proponowane przez ministra edukacji z początku przyjmowane przez opinię publiczną z oburzeniem, obecnie zyskują aprobatę.
Zapytaliśmy dyrektor Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej w Raciborzu Danutę Hryniewicz i specjalistów tej poradni, jakie jest stanowisko pedagogów i psychologów w sprawie kondycji polskiej szkoły i pomysłów ministra na uzdrowienie sytuacji w placówkach kształcących młodzież.
– Nie będziemy opowiadać się za lub przeciw proponowanym przez ministra rozwiązaniom, chcemy natomiast zwrócić uwagę na problemy, które umknęły w tym bardzo emocjonalnym podejściu do problemu – stwierdza dyrektor poradni Danuta Hryniewicz.
– Po pierwsze poza pojedynczymi wypowiedziami nie zwrócono uwagi na rolę rodziny, a to przecież w niej młody człowiek już od urodzenia nie tylko rozwija się fizycznie, ale także psychicznie, nabywa podstawowych kompetencji społecznych. To system rodzinny jest matrycą, która odbija swój wzór na relacjach z ludźmi w ciągu całego życia. To, co młody człowiek wyniesie z rodziny odbija się jak lustrze w funkcjonowaniu społecznym. Mówiąc krócej – jakość psychospołecznego funkcjonowania rodziny przekłada się na jakość funkcjonowania społeczeństwa. Jeżeli przyjmiemy to założenie, to wspieranie rodziny staje się oczywistym obowiązkiem państwa. W tym przypadku chodzi o wsparcie informacyjne, edukacyjne i terapeutyczne, które powinno być kierowane do trzech grup: rodzin funkcjonujących zdrowo w celu podnoszenia jakości pełnionych przez nie ról szczególnie wychowawczej, rodzin z grup ryzyka – w tym przypadku celem byłoby minimalizowanie ryzyka powstawania zaburzeń w funkcjonowaniu dzieci i ich ochrona, rodzin, których dzieci są już niedostosowane społecznie bądź przebywają w placówkach opiekuńczych lub resocjalizacyjnych celem przygotowania ich do przyjęcia dzieci do rodziny i właściwego ich prowadzenia.
Dodatkowo powinny być wprowadzone zmiany w prawie w kierunku możliwości ingerencji w przypadkach niewłaściwego wywiązywania się z obowiązków rodzicielskich (aktualne zapisy tak naprawdę dotyczą tylko rodziców głęboko dysfunkcyjnych).
Nie może być bowiem tak, że rodzic na informację nauczyciela o wagarach dziecka odpowiada: „to nie moja sprawa, to szkoła ma się tym zająć”. Optujemy także za zmianą przepisu prawa stwarzającą możliwość postanowienia oddania dziecka sprawiającego trudności pod „odpowiedzialny dozór rodziców” czyli tych, którzy nie poradzili sobie z wychowaniem dziecka. Być może zmienią się po takim postanowieniu sądu.
Pedagodzy przyczyn zaburzeń zachowania doszukują się również w niepowodzeniach szkolnych. A te biorą się z niedostosowania programów nauczania.
– Dzieci – uczniowie różnią się nie tylko wzrostem, wagą czy kolorem oczu, różnią się także poziomem intelektualnym, możliwościami poznawczymi, duża część z nich ma także różne zaburzenia i odchylenia rozwojowe. Programy nauczania nie są dla nich. Pomoc, którą przewidują rozporządzenia MEN nie jest im udzielana, konsekwencją tego stanu rzeczy są niepowodzenia szkolne – ocenia pedagog Sylwia Szarowska. A przecież wszyscy wiemy, że gdy nie ma możliwości sukcesu człowiek szuka innych możliwości zaistnienia. Stąd prosta droga do zaburzeń zachowania. Dlatego też programy winny być bardziej zróżnicowane, z możliwością dostosowywania ich do możliwości poznawczych dzieci z akceptowaniem ich indywidualnego tempa rozwoju.
– W materiałach ministerialnych nie wspomniano o żadnym systemie wsparcia dla nauczycieli. Dyskusja szła raczej w stronę pokazywania ich niekompetencji i oskarżania za zaistniałą sytuację. Nie twierdzę, że takich nauczycieli nie ma – mówi dyr. D.Hryniewicz, ale trzeba pamiętać także o ogromnej rzeszy zaangażowanych i kompetentnych ludzi w tej grupie zawodowej. To oni od lat zarzucani są ciągle nowymi obowiązkami – przeważnie biurokratycznymi, które dla kontrolujących są łatwe do sprawdzenia, ale przeważnie nie przekładają się na jakość wychowawczego wymiaru szkoły. Szkoła winna mieć zabezpieczoną stałą konsultację pracy wychowawczej i na to winny być ukierunkowane także szkolenia adresowane do nauczycieli.
Psycholog Małgorzata Janiga zwraca uwagę, że w debacie społecznej nikt nie zwraca uwagi na klimat szkoły. To przecież atmosfera panująca w szkole decyduje nie tylko o jakości usług, ale także o tym czy nauczyciele stanowią zespół czy zlepek pracujących indywidualnie osób. Należy podkreślić, że wychowanie w szkole będzie wtedy skuteczne, gdy oddziaływania będą zespołowe.
W swoim programie „Zero tolerancji” minister Giertych wspomina o nowej hierarchii kar.
Ostateczną karą miałoby być skierowanie ucznia do ośrodka wsparcia wychowawczego. Odnośnie propozycji ministerstwa dotyczącej tworzenia szkół dla tzw. trudnej młodzieży terapeutki przypominają, że takie ośrodki w Polsce już istnieją tyle że pod innymi szyldami np. jako ośrodki socjoterapii.
– Należałoby się więc zastanawiać nie nad tym, czy zakłady dla trudnej młodzieży powinny być, ale nad tym jaki ma być cel ich powstania – podsumowuje dyrektor D.Hryniewicz. Czy ma być to tylko izolacja i temu jesteśmy przeciwni, czy ma to być specjalistyczna placówka, w której przebywanie jest konsekwencją zachowania ucznia, ale która równocześnie różne formy pomocy stanowiące szansę zmiany tego zachowania. I to drugie rozwiązanie jest do przyjęcia.
Inny nowatorski projekt ministra edukacji, np. zniesienie koedukacji psycholog M. Janiga uważa za zbyt radykalne posunięcie.
– Może lepsze byłoby poszerzenie oferty szkół o szkoły niekoedukacyjne, a wybór do której szkoły posłać dziecko pozostawić rodzicom – zastanawia się psycholog.
/BSp/