Demonologia ludowa gminy Nędza

planetorz nedza
Planetorz, demon rządzący chmurami, podobny do człowieka i zalecający się do pięknych, młodych dziewczyn (autor: martaemilia.deviantart.com)

Krystian Okręt, pasjonat i badacz lokalnej historii z Nędzy, tym razem zajął się tematyką demonów, które pojawiają się w tamtejszym kręgu kulturowym.

Każda społeczność, nawet najmniejsza, ma swoją mitologię, której wyrazem jest w szczególności demonologia (z grec. δαίμwν – demon; λογος – nauka), zajmująca się archetypami (ogólnie pojętymi wyobrażeniami) demonów – nadprzyrodzonych istot pośredniczących między światem pozaziemskim a doczesnym ludzi. W naszym kręgu kulturowym pojawiają się demoniczne postacie utopców, zmór, strzyg, myłków, planetorzy czy tajemniczych psów.

Utoplec, demon wodny kojarzony z diabłem, według wierzeń ludowych rodził się z dusz topielców i poronionych płodów, zamieszkujący zbiorniki wodne (rzek Odry, Suminy, stawów łężczockich), który nie tylko topił ludzi, ale w zależności od swego kaprysu także im pomagał i zaprzyjaźniał się z nimi. Adolf Warzok (1915-1997) w swej nieocenionej książce Bojki, błozny i klyty pisze: Utopcy bywali rozmaici: byli złośliwi i zemstliwi, byli wśród nich tak niezaradni, że nie raz musieli służyć człowiekowi, bywali figlarze i nieszkodliwi psotnicy. Mieli niekiedy stałe miejsce zamieszkania i wtedy łatwiej wchodzili w komitywę z mieszkańcami pobliskiej wsi, bywali gośćmi w młynie (…), a bywali i tacy, co to potrafili na grzane piwo przyjść do miejscowej karczmy. Usiłowali wtedy maskować swe nieziemskie pochodzenie, ale końskie kopyto zamiast lewej stopy, wyciekająca z lewej nogawki strużka wody lub też czerwona czapeczka na głowie zawsze zdradzały utopca. Jeśli ludzie nie drażnili utopców, to oni, choć tam czasem kogoś utopili lub wylewem Odry zniszczyli zasiewy, specjalnie nienawistnie do nich się nie odnosili. Nie znosili zaś, kiedy im ktoś jakiegoś wypłatał psikusa lub ich naraził wobec innych ludzi na śmieszność. Wtedy mścili się paskudnie.

- reklama -

Zmora, dusza zmarłej kobiety o nienaturalnie długich nogach i przezroczystym ciele umiejąca się zmieniać w różne zwierzęta (kota, kunę, żabę, mysz). Żywiła się krwią sadowiąc się na  piersiach śpiącej osoby. Wielu moich znajomych opowiadało, że podczas snu coś strasznie ich dusiło: jakiś kot czy coś w tym rodzaju właziło od nóg, powoli się na nich rozciągało i aż do piersi się cisnęło, a potem dusiło. Mimo woli nie mogli się obudzić. Już im się zdawało, że są na jawie, a mimo to nie mogli złapać tchu.

Strzyga, wg Aleksandra Brücknera (1856-1939) to demon kobiecy o ptasich szponach żywiący się, podobnie jak wampir, ludzką krwią. Wysysała ją i latała pod postacią sowy po nocach. Była zwiastunem śmierci. Z moich wspomnień z dzieciństwa pamiętam niesamowite przeżycia, kiedy to wokół sygnaturki (małej wieży) nędzańskiego kościoła, gdzie tuż obok mieszkałem i widziałem z okna,  jak zlatywały się tam nocą sowy (może tam się gnieździły) ze świecącymi oczyma i wydawały przerażające wręcz dźwięki „uhuu… uhuu…”. Nie twierdzę, że były to strzygi, ale jak dziś pamiętam, mało kto wtedy odważał się przejść skrótem przez przyległy cmentarz nocą, gdyż tam straszy. Po wymianie dachu i odnowieniu sygnaturki sowy zniknęły.

Myłek, trudno jest określić tego demona, który ze swej natury mylił ludzi idących nocą. Mogę przytoczyć opowieść mojego ojca: Pewien człowiek wracał nocą do domu przez Łężczok. Na horyzoncie ukazało mu się w pewnym momencie jakieś światełko, więc skierował swe kroki w tym kierunku, sądząc że zbliża się do wsi, w której mieszka. Ale nie zważał na drogę, którą szedł pospiesznie i… to go omalże nie zgubiło, gdyż zabrnął w bażoły (gwarowe – bagna), które o mało co go nie pochłonęły. W końcu zauważył, że znacznie zboczył z traktu i znalazł się w pułapce, jak sam stwierdził, myłka.

Planetorz, demon rządzący chmurami, podobny do człowieka i zalecający się do pięknych, młodych dziewczyn. Planetorze, jak pisze A. Warzok, gonią chmurzyska z Sudeckich Gór w nasze doliny, deszcz nas siecze a potem i Odra wylewa z brzegów. Od wschodu najczęściej na nas śniegiem sypią, a z zachodu przynoszą ciepły deszcz.

Pies, czarny ze świecącymi, zielonymi oczami. Na łąkach pod Łężczokiem, nie opodal jednego ze stawów, rankiem okoliczni chłopi mogli usłyszeć żałosne wołanie: „Pomóżcie mi, topię się!”. Wtedy  też nad brzegiem stawu ukazywał się wielki czarny pies z dużymi, zielonymi oczami, świecącymi niby latarnie. Kto próbował ratować topielca i zbliżał się do brzegu, ten był zgubiony, ponieważ pies wciągał nieszczęśnika do wody – pisze Ewa Wawoczny w swych Legendach i podaniach z powiatu raciborskiego.

Oczywiście przytoczone przeze mnie przykładowe opowieści to tylko namiastka bardzo bogatej demonologii naszej gminy.

Krystian Okręt

Bibliografia
Aleksander Brückner, Mitologia słowiańska i polska, PWN, Warszawa 1985.
Carl Gustav Jung, Psychologia a religia, Wyd. „Wrota”, Warszawa 1995.
Leonard J. Pełka, Polska demonologia ludowa, Wyd. „Iskry”, Warszawa 1987.
Adolf Warzok, Bojki, błozny i klyty, Wyd. Towarzystwo Przyjaciół Opola, Opole 1974.
Ewa Wawoczny, Legendy i podania z powiatu raciborskiego, Wyd. „WAW”, Racibórz  2005.

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj