Z ziemi lwowskiej do śląskiej. Spotkanie z Aleksandrą Orłowską w RCK [ZDJĘCIA]

Z ziemi lwowskiej do śląskiej. Spotkanie z Aleksandrą Orłowską w RCK

Aleksandra Orłowska to znakomita tancerka, choreografka i instruktorka tańców ludowych, przez wiele lat związana z Domem Kultury Strzecha.

To był wieczór wzruszeń, wspomnień i radości ze spotkania. Gościem Raciborskiego Centrum Kultury w ramach cyklicznego wydarzenia „W punkt” była Aleksandra Orłowska. – Trawestując słynny cytat, drogę życia naszej bohaterki można zatytułować „Z ziemi lwowskiej do śląskiej” – tym zdaniem rozpoczęła rozmowę prowadząca spotkanie Joanna Maksym-Benczew, dyrektor RCK.

- reklama -

Na początku były kresy. Urodziła się we Lwowie, niedaleko Parku Stryjskiego, jej rodzice poznali się, gdy byli prywatnymi nauczycielami w galicyjskich majątkach szlacheckich, między innymi w rodzinie Małachowskich, tata prowadził też uznaną orkiestrę wojskową. Ślubu udzielił im ksiądz Eugeniusz Baziak, biskup lwowski, później krakowski. Gdy wybuchła wojna, ojciec ruszył ze swoim pułkiem na Częstochowę, w depeszy z Czerwonego Krzyża mała Ola z mamą dowiedziały się, że żołnierze zginęli, na szczęście w 1941 r. okazało się, że tata żyje. Rodzina połączyła się w Małopolsce, nad Wisłą. I to kolejny moment, gdy mała ciekawska Oleńka często nieświadomie obserwuje konspiracyjną działalność rodziców, między innymi tajne nauczanie. Ten niezwykły czas miał jednak wpływ na przyszłość, w 1946 r. ojciec, aby uniknąć represji za zaangażowanie podczas wojny, po propozycji nie do odrzucenia jedzie na tzw. Ziemie Zachodnie. I tak rozpoczyna się śląski etap historii rodziny Orłowskich, w 1947 r. Ola z mamą i młodszą siostrą dołączyły do taty.

Zrujnowane miasto, wypalone ulice, zgliszcza – to pierwsze wrażenia niemal nastolatki, która nie chce tu zostać, w tym Raciborzu. Ale jak się okazało, z każdym rokiem wrastała w miejsce. Po drodze były raciborskie szkoły i matura w Liceum Pedagogicznym. W międzyczasie Stanisław Hadyna chciał porwać utalentowaną dziewczynę z długim blond warkoczem do tworzącego się Zespołu Śląsk, tata zabronił, kazał najpierw skończyć szkołę. Skończyła, ale z ramach buntu wyjechała do Rabki i uczyła gimnastyki w sanatoriach dla dzieci, a dorabiała sobie, śpiewając z jazzującą kapelą. Po dwóch miesiącach zatroskany ojciec zabrał ją z powrotem do Raciborza.

I w tym momencie zaczyna się naprawdę owocna, zawodowa kariera: 33 lata w Młodzieżowym Domu Kultury, niezliczone grupy tańczących dzieci w raciborskich szkołach podstawowych i średnich (dzieciaki z „dwunastki” wystąpiły na Festiwalu Opolskim z samą Zdzisławą Sośnicką). Do początku lat 90. przez instruktorskie ręce przewinęły się tysiące tancerzy w tańcach narodowych, ale przede wszystkim śląskich. W MDK-u poznała męża Horsta zwanego Jurkiem, Piotra Liberę, wśród innych ważnych byli Roman Masarczyk i Paweł Kowol, to dzięki nim Śląsk był coraz bliższy sercu. W roku 2000 pani Ola rozpoczęła swoją przygodę z dziećmi ze szkoły specjalnej i jak sama dobitnie stwierdziła, było to najpiękniejsze, a jednocześnie najbardziej wymagające miejsce. To tu spotkała niezwykle zdolne dzieci i młodzież oraz kreatywne i zaangażowane grono nauczycieli. Z ich wparciem pojawiła się Bajtel Gala, spektakularne widowisko popularyzujące śląski folklor – z dziećmi z raciborskiego Zespołu Szkół Specjalnych udało się trzykrotnie zdobyć główne laury na międzynarodowych festiwalach w Łodzi i w Bielsku.

I następne wyzwanie, praca ze „starszą młodzieżą”, na początku w Uniwersytecie Trzeciego Wieku, grupa, która wówczas powstała, przyjęła w końcu nazwę Strzecha Seniorzy i stała się częścią Zespołu Pieśni i Tańca Strzecha im. Joli Rymszy. W Raciborskim Centrum Kultury pod skrzydłami Oleńki, jak zwykli o niej mawiać, tańczyli układy hiszpańskie, romskie, a nawet z Ekwadoru i świetnie funkcjonują już 17 rok.

Godzinna opowieść minęła jak chwila i zaczęły się podziękowania, uściski, kwiaty, prezenty. W tym ten od organizatorów, zdjęcie Jana Ptaka – pani Aleksandra tańczy w śląskim stroju ze swoim „scenicznym mężem”. Na spotkanie zjechali się przyjaciele, znajomi, współpracownicy z różnych stron, nawet odległych. Rozmowy, wspólne zdjęcia trwały jeszcze długo. A atmosferę umiłowania folkloru podkreślała niecodzienna aranżacja sali kameralnej Domu Kultury Strzecha, ludowe stroje wianki i śląskie chusty na stolikach.

fot. RCK
oprac. /kp/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj