Klamka zapadła. 9 stycznia prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę reformującą oświatę. Decyzja o likwidacji gimnazjów budzi jednak skrajnie różne emocje.
Zgodnie z założeniami ustawy, od roku szkolnego 2017/2018 uczniowie ponownie uczęszczać będą do 8-letniej szkoły podstawowej. Zlikwidowane zostaną gimnazja, a nauka w liceach ogólnokształcących i technikach wydłuży się o rok. Ponadto funkcjonować będą dwustopniowe szkoły branżowe oraz szkoły policealne. Do szkół wprowadzona zostanie również nowa podstawa programowa.
Zdaniem niektórych, reforma oświaty ma być powrotem do „starej, dobrej szkoły”. Zdaniem innych, zmiany mogą przyczynić się do obniżenia poziomu nauczania w placówkach oświatowych. Opinię jednej z naszych Czytelniczek przedstawiamy poniżej.
Jestem mamą dwójki dzieci, gimnazjalistki i ucznia 5 klasy podstawówki. Reforma, a raczej „deforma” edukacji, dotyka więc moją rodzinę podwójnie.
W gimnazjum córki jest naprawdę dobry poziom nauczania. Dobrze wyposażona placówka, fajna kadra, która w części składa się z młodych nauczycieli, którym nie brakuje pasji i mają dobry kontakt z młodzieżą. Gimnazjum to należy do Zespołu Szkół, razem z podstawówką. Wydawałoby się więc, że nic się nie zmieni… Nieprawda!
Mniejsza liczba uczniów spowoduje zwolnienia wśród nauczycieli. Ostatnio dowiedziałam się, że jedynym przyjętym w wyborze nowej kadry kryterium będzie staż pracy i w związku z tym – stopień zawodowy. Nie obrażając wieloletnich nauczycieli – nie wszyscy z nich są dobrymi pedagogami. Podobnie jak nie wszyscy młodzi nauczyciele nadają się do tej pracy. Natomiast, przyjmując takie kryterium, szkoła moich dzieci straci. I stracą dzieci. Zostanie zwolnionych przynajmniej kilku młodych nauczycieli, którzy swoich starszych kolegów przewyższają wiedzą i podejściem do nauczania, takich, którzy mają nieporównywalnie lepszy kontakt z dziećmi oraz lepsze wyniki w ich nauce. Nikt nas, rodziców, nie zapyta o zdanie. Nie pozwoli ocenić kadry na podstawie obserwacji naszych i naszych dzieci. Po prostu po raz kolejny przy wprowadzaniu reformy głos NAS, rodziców, nie będzie w ogóle brany pod uwagę.
Przez 3 niemal lata nauki córki w gimnazjum nie zauważyłam by padła ona, czy ktokolwiek z jej znajomych, ofiarą przemocy. Nawet, jeśli w większych miastach problemy wychowawcze dzieci w wieku gimnazjalnym są większe, to czy na pewno dobrym pomysłem jest, aby ta trudna młodzież uczyła się razem z 7-letnimi dziećmi? Już teraz słyszy się o zastraszaniu młodszych dzieci, wyłudzaniu od nich pieniędzy, pobiciach. Zmiana struktury nauczania nie zmieni charakteru tej trudniejszej młodzieży, natomiast narazi małe dzieci na niebezpieczeństwo.
Kolejny aspekt, który chcę poruszyć, to wprowadzanie reformy na szybko, bez podstaw programowych i podręczników. To skandal. Nikt nie myśli tutaj o dzieciach. Zarysy podstaw programowych pokazują jedno: jeśli chcesz, by dziecko było dobrze wykształcone, miało pełną wiedzę z zakresu historii, biologii czy polskiego, to ucz je prywatnie. Ponieważ nowa szkoła nie tyle ma rzetelnie nauczyć, co wychować młodego obywatela w duchu patriotyzmu. I nie patriotyzm jest tu problemem, a fakt, że naszym dzieciom nie zostanie przekazana wiedza wolna od politycznych przekonań partii rządzącej.
Odnoszę wrażenie, że reformę oświaty popierają osoby, które nie mają o niej pojęcia, nie zgłębiły tego trudnego tematu, a jedynie liczą na to, że wróci „stara, dobra szkoła, jak za moich czasów”… Nie, nie wróci. Zauważmy też, że dwa roczniki dzieci staną się ofiarami tej zmiany – podwójnie startujący do szkół średnich rocznik zamknie wielu dzieciom drogę do wymarzonego liceum. Takowe być może rzeczywiście skorzystają z oferty szkół branżowych… Szkoda tylko, że z musu, nie z wyboru. Nie wspomnę o kolejnych rocznikach, które będą uczone byle jak, byle czego, bo sposób ich kształcenia zostaje zmieniony nagle, w połowie tego cyklu.
Osobiście uważam, że dla naszych dzieci nadchodzi zła zmiana. I przykro mi, że my, jako społeczeństwo, zwyczajnie nie mamy na to wpływu…
Katarzyna Krentusz
Jak otwierali gimnazja, też były ale sprzeciwy. Teraz jest ich likwidacja i znowu to samo! Wszyscy wiedzą lepiej jak to będzie. Nie dajmy się zwariować. Pożyjemy zobaczymy.
I jak zakładali gimnazja to prawdopodobnie też było źle i dzieci traciły (nie pracowałam jeszcze wtedy jako nauczyciel, więc na 100% tego nie wiem, ale intuicja mi to mówi). Potrzeba było dobrych kilka lat, żeby to wszystko zaczęło działać. I teraz skazujemy kilka roczników na to samo – na dostosowywanie się do nowej sytuacji ich kosztem. To smutne.