Niezliczone bisy, owacje na stojąco, kwiaty… tak kończył się sobotni koncert Janusza Radka w Raciborskim Domu Kultury – kończył się i kończył, bo widownia zachwycona artystą długo nie pozwalała mu zejść ze sceny, a i jemu samemu nie zależało, by szybko rozstawać się z taką publicznością.Krakowski piosenkarz zdobył już spore uznanie na krajowej scenie muzycznej. Warto tu wymienić zdobycie przezeń lauru Spotkań Zamkowych „Śpiewajmy poezję” w roku 1990, Grand Prix, nagrodę dziennikarzy i publiczności na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej w roku 2003, nagrodę dziennikarzy na 40 KFPP w Opolu za wykonanie utworu „Dziwny jest ten świat”. Występował także jako Judasz w „Jesus Christ Superstar” (Teatr Rozrywka w Chorzowie), jako Puk w „Śnie nocy letniej” (gdyński Teatr Muzyczny), jako Śpiewak Podwórkowy w „Operze za trzy grosze” (Operetka Wrocławska). Śpiewał w „Gorączce” (utwory Elvisa Presleya), w „Kombinacie” (utwory Republiki), w krakowskim spektaklu „Opowieści Jedenastu Katów”. Sporo tego…
Janusz Radek – z wykształcenia o dziwo historyk, zajmuje się sztuką w pełnym tego słowa znaczeniu – uzupełnić trzeba: pojmowaną synkretycznie. Jednocześnie aktor, jednocześnie piosenkarz, człowiek sceny… może lepiej więc od razu powiedzieć „sztuki”? Będzie to w pełni słuszne. Obie jego płyty („Królowa nocy” z 2004 roku i „Serwus madonna” z ubiegłego) zaskarbiły mu znaczne grono wielbicieli. Zasłużenie. Dla osoby, która gustuje w muzyce wywodzącej się z jazzowych korzeni, a równocześnie odznaczającej się sporą dozą innowacji, wykonania Janusza Radka są wyśmienite.
Wielbicieli takich można znaleźć w każdej praktycznie grupie wiekowej i społecznej. Widać to było na sali widowiskowej RDK-u w sobotni wieczór. Melomani, ludzie starsi, a nawet i osoby bardzo młode… Wszystkich na Chopina sprowadziło upodobanie do muzyki ambitnej, nieprzeciętnej, opierającej się na popisie wokalnym, nie zaś prowokacji artystycznej czy po prostu chwytliwej melodyce, jak to jest dzisiaj u większości popowych wykonawców. Janusz Radek w swoje piosenki wkłada część siebie. Słychać to zresztą doskonale. Instrumenty – w tym przypadku fortepian, kontrabas, perkusja i skrzypce, stanowią melodyczne tło dla popisów wokalnych krakowskiego artysty. Te z kolei nie są jedynie pracą strun głosowych, ale interesującą, bardzo emocjonalnie przekazywaną interpretacją śpiewanej historii. Z tego też powodu sąd o „wkładaniu duszy” wydaje się być słusznym. Janusz Radek śpiewa całym sobą.
Przez ponad dwie godziny właśnie jego osobą i jego muzyką wypełniony był Dom Kultury. Koncert rozpoczął się od pasjonującej „Ballady o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego”. Był to doskonały wstęp do dalszej części występu. Porywająca, nieco refleksyjna piosenka nastroiła odpowiednio publiczność do dalszych utworów z „Serwus Madonny” i wcześniejszego albumu.
Można było odczuć, iż pierwsza część koncertu – czyli pierwsze trzy kwadranse, stała na niższym poziomie niż część późniejsza. Mimo wielkiej kultury na scenie Janusza Radka, wyśmienitych improwizacji i zachowań jakby żywcem ściągniętych z typowego muzycznego spektaklu, muzyka zdawała się być nieco „bez wyrazu”, bez właściwej sobie ekspresji. Po prezentacji członków zespołu, która równała się chwilowym indywidualnym popisom każdego z nich, sytuacja zmieniła się diametralnie. Nagle każdy z instrumentów zaczął nieść więcej barwy, więcej siły i stanowczo lepiej zespalać się z wokalem. Fakt faktem, nagłośnienie, jak zazwyczaj to ma miejsce w Raciborzu, zawiodło i w efekcie zrozumienie słów piosenek było prawie niemożliwe, ale w ostatecznym rozrachunku koncert przyniósł publiczności niezwykłe doznania.
Owacje na stojąco i kwiaty – tak raciborzanie dziękowali artyście za występ. Nietuzinkowy piosenkarz nie potrafił wprost zejść ze sceny. Kolejne bisy z pewnością nie zaspokoiły potrzeb słuchaczy, ale oczywiście wszystko musi się kiedyś skończyć…
/dw/
Gratuluję refleksu – to było w połowie zeszłego tygodnia…
czy to ten młyn, w którym jest oświata?