21 listopada odbędą się wybory samorządowe w Polsce. Dla demokratów to chyba najważniejszy moment w życiu politycznym kraju. Właściwie nie tyle wybory ogólnokrajowe, co właśnie samorządowe.
Żeby to zrozumieć, trzeba by przez moment zastanowić się nad istotą demokracji i samorządu. Jeśli chodzi o demokrację, to już dzieci nawet w szkole podstawowej wiedzą, co to jest. Można zatem powiedzieć, iż prawie wszystkie dzieci zgodnym chórem są w stanie przedstawić najprostszą jej definicję, jako rządy ludu. Nieco gorzej jest już z samorządem. Etymologicznie rzecz biorąc można by powiedzieć, że samorząd oznacza, rządzić się samemu, czyli samemu decydować o sobie i to wewnątrz własnej struktury, jak i na zewnątrz w stosunku do innych podmiotów. W sytuacji, gdy obok samorządu mamy do czynienia z państwem, powstaje pytanie o wzajemny stosunek pomiędzy tymi dwoma podmiotami, ponieważ mamy tu do czynienia z dwoma ośrodkami władzy.
Kandydat KWW „Porozumienie Samorządów” do Rady Powiatu,
Lista 24, okręg 3 pozycja 1
Rodzi się zatem pytanie, czy te podmioty się uzupełniają, czy też wykluczają? By tę relację zrozumieć, należałoby cofnąć się nieco w głąb historii. Powszechnie wiadomo, że już średniowiecze obfitowało w różne formy samorządności. Występowały m. in. samorządy terytorialne, pracownicze, gospodarcze, mieszkańców, zawodowe, sędziowskie, itp.
Pojawia się tu pytanie, dlaczego właśnie w średniowieczu? A dlatego właśnie, że w średniowieczu struktury państwowe, ogólnokrajowe nie były jeszcze dostatecznie rozwinięte, by zapewnić mieszkańcom wolność i bezpieczeństwo. Właściwą podstawą ideologiczno – dogmatyczną samorządów był problem wolności. Samorząd miał w ówczesnych czasach zapewnić obywatelom wolność, większą wolność. W średniowieczu władza państwowa, w tym wypadku królewska, daleka była od późniejszej omnipotencji państwa nowoczesnego. Monarchia nie była w stanie w wystarczający sposób zapewnić wolność i bezpieczeństwo na wszystkich ziemiach królestwa. Rolę tę po części przejmowały właśnie samorządy. Człowiek przynależący do pewnej samorządowej struktury, np. do cechu czy do gildii, czuł się o wiele bardziej bezpiecznym, ponieważ był w grupie, w której nie czuł się właśnie tak osamotniony, jak poszczególna, odosobniona jednostka. W toku dziejów jednak ten stary spetryfikowany system społeczny został zburzony, a problemy wolności i bezpieczeństwa człowieka pozostały. Przełomu tego dokonała rewolucja francuska i można tylko żałować, iż ten zrównoważony dotąd system relacji pomiędzy samorządem a państwem został zniweczony. Szala przechyliła się całkowicie w stronę omnipotencji państwa. Samorządy straciły swoją naturalną podstawę bytu, gdyż państwo przejęło większość zadań samorządów, a te zachowały się jedynie w szczątkowej formie. W ostatnich czasach aczkolwiek mamy do czynienia ze zjawiskiem odradzania się samorządów. Po części związane jest to zjawisko z systemem politycznym. Powszechnie wiadomo, iż w systemach totalitarnych, hołdujących omnipotencji państwa, brak jest miejsca na samorządy, gdyż są to sfery życia społeczno – politycznego wyjęte z kompetencji państwa. Samorządy umniejszają zakresy działania państwa w ogóle, a państwa totalitarnego w szczególności. Można tu zatem mówić o dwóch fenomenach politycznych, które się wzajemnie wypierają, które rywalizują ze sobą. Jeżeli pomniejszamy kompetencje samorządu, zwiększamy tym samym zakresy działania i odpowiedzialności państwa i odwrotnie. Ale w dobrze skonstruowanym i funkcjonującym państwie chodzi o znalezienie takiego modusu vivendi, by te dwa fenomeny nie wypierały się właśnie ani nie rywalizowały ze sobą, a wręcz współpracowały i harmonizowały ze sobą, by powstała tego rodzaju wzajemna zależność i taki rozdział kompetencji, który by zapewniał wzajemne uzupełnienie i zapotrzebowanie, a to wszystko dla dobra człowieka i obywatela. We współczesnym prawie używa się raczej określeń technicznych, takich jak centralizacja i decentralizacja. Centralizacja charakteryzuje zawsze systemy totalitarne hołdujące zasadzie omnipotencji państwa, natomiast samorządność jest typową cechą decentralizacji. W rozwiązaniu problemów tej relacji pomiędzy państwem a samorządem może w dużej mierze pomóc rozstrzygnięcie pytania o charakterze dogmatycznym, a mianowicie, co było pierwotniejsze? Jest to pytanie o tzw. uprzedniość historyczną.
Jest dużo zwolenników teorii mówiącej o tym, że najpierw był samorząd, a następnie państwo. Inny zaś pogląd twierdzi, że najpierw było państwo i z jego woli powstał samorząd. Ten pierwszy pogląd w rozwinięciu mówi o tym, że najpierw był człowiek i rodzina, a następnie powstawały większe grupy ludzi, ze względu na pokrewieństwo bądź terytorium, takie jak gmina, region i w końcu państwo. Czyli samorząd jest czymś pierwotniejszym w odniesieniu do państwa. Ale człowiek ma róże problemy w życiu do rozwiązania. Niektóre przerastają jego możliwości, a może je rozwiązać większa grupa ludzi bądź struktura terytorialna. W sytuacji, gdy odpowiedni podmiot musi zwrócić się do podmiotu wyższego rzędu o pomoc, mówimy o zasadzie pomocniczości. Zapotrzebowanie na państwo jest zatem procesem oddolnym i poniekąd naturalnym. Jeżeli rodzina nie daje sobie radę, przejmuje to zadnie gmina, a jeżeli ta nie podoła, to region, itd. aż do państwa. Jedynie państwo może rozwiązywać niektóre zadania przerastające kompetencje innych, stąd właśnie teoria o omnipotencji państwa, która w skrajnej formie dochodzi do eliminacji samorządu.
Drugi zatem, wspomniany wyżej, pogląd mówi o uprzedniości państwa w stosunku do samorządu. Pogląd ten bazuje na teorii umowy społecznej. Podstawą tej teorii jest następująca konstelacja. Z jednej strony mamy monarchę, czyli państwo, a z drugiej, poszczególnego indywidualnego człowieka i pomiędzy tymi dwoma podmiotami dochodzi do umowy na temat wzajemnych praw i obowiązków. W tym układzie nie ma konfrontacji władzy z grupą ludzką, a jedynie z jednostką, stąd też nie ma mowy o samorządzie, który zakłada istnienie zorganizowanej grupy społecznej. Od teorii umowy społecznej prowadzi prosta droga do zanegowania samorządu i zasady samorządności. Obowiązuje zatem tylko to wszystko, do czego się strony w swojej umowie zobowiązały. Samorząd nie wstępuje tu, używając języka prawniczego, jako samodzielny podmiot umowy bądź strona trzecia porozumienia. W rozwoju historycznym jednak dominowały różne koncepcje na temat relacji państwa do samorządu.
Obecnie przeważają koncepcje bardziej liberalne dopuszczające większy zakres działania dla samorządów. Ma to istotny związek z powszechnym przekonaniem o dominacji demokratycznego systemu organizacji państwa i społeczeństwa. Demokracja w swej istocie zakłada pluralizm, czyli respektuje odmienność i różnorodność poglądów. Nie można zatem sprowadzać wszystkiego do monizmu poglądowego, który w naszym przypadku ograniczyłby się do uznawania, albo omnipotencji państwa, albo do dominacji samorządności w życiu społeczno – politycznym. Właściwym spojrzeniem wydaje się być uznawanie zasadności istnienia obydwu tych koncepcji w odpowiednio racjonalnej zależności, gwarantującej optymalne zapewnienie realizacji ludzkich interesów w kierunku urzeczywistnienia postulatu dobrobytu i bezpieczeństwa.
Mając to na uwadze przystępujemy przeto do wyborów samorządowych, demokracja bowiem nakłada na nas ten obowiązek odpowiedzialności za realizację ww. postulatów. Demokracja również wymaga od nas uwzględnienia zobowiązania do zachowania odpowiednich racjonalnych proporcji pomiędzy rozdziałem kompetencji przypadających, z jednej strony na państwo, a z drugiej na samorząd.
Przystępujemy również do wyborów samorządowych w pełnej świadomości faktu, że w opinii publicznej ocena osiągnięć obecnej, rządzącej w Raciborzu koalicji, jest dość mizerna. Administracja ta twierdzi, iż dokonała wielkich czynów i dzieł. Według jej własnej oceny dokonała bardzo dużo, tak dużo, że z pewnością zasługuje na kontynuowanie sprawowania przez nią dalszej władzy. Ale tu właśnie występują zasadnicze różnice zdań. Są przecież tacy, którzy twierdzą, że stara władza właśnie nie zasługuje na dalszą kadencję, gdyż będzie to stracony czas. Oni już więcej prochu nie wymyślą. Są bowiem ekipą już od wielu lat rządzącą i w dużym stopniu zużytą. Trzeba ją wymienić i zastąpić nowymi ludźmi, podobnie jak stare miotły, które wymienia się na nowe, bo nowe zawsze lepiej zamiatają. W tym stwierdzeniu jest dużo trafnego spojrzenia na rzeczywistość. Niedługo bowiem będziemy, w odniesieniu do niektórych stanowisk, mówić o powrocie do tak powszechnie wyśmiewanej monarchii. Demokracja natomiast, w przeciwieństwie do dożywotności rządów monarchicznych, zakłada kadencyjność sprawowania władzy, mając przy tam na uwadze zmienność i wymienialność ekipy rządzącej, stąd też postulaty ograniczenia sprawowania władzy tylko do dwóch kadencji, co jest również i naszym gorącym życzeniem. Skoro w przypadku najwyższych urzędów w państwie mamy tego rodzaju ograniczenie, jak np. dwukadencyjność urzędu prezydenta, to dlaczego te niższej rangi mają korzystać z przywileju wielokadencyjności, w dodatku w sytuacji mniejszych kompetencji własnych i słabszej bazy intelektualnej. Nie jest przecież tak, iż demokracja daje gwarancją wyboru najlepszych i najzdolniejszych ludzi – jak nam to, wbrew prawdzie, środki masowego przekazu wmawiają, często dzieje się wręcz przeciwnie. Kampania wyborcza przypomina często targowisko kłamców i obiecywaczy, które z reguły opuszcza ten jako zwycięzca, który sprawnie, dzięki wyrachowanym kłamstwom, wprowadził swoich wyborców w błąd. W kampanii wyborczej trwa poniekąd rywalizacja pomiędzy pozbawionymi wszelkich skrupułów cwaniakami, którzy interpretują politykę według własnych egoistycznych interesów mających ich doprowadzić do przysłowiowego koryta, a idealistami, którzy często na pierwszy plan wysuwają interes ogólnopaństwowy czy ogólnonarodowy, a dopiero na końcu swój własny. I ci właśnie często przegrywają dzięki swej szczerości i prawdomówności, prawda bowiem jest często mało atrakcyjna, natomiast kłamstwo wiele obiecujące. W efekcie władza w dużej mierze dostaje się do rąk szarlatanów i wszelkiej maści mafiosów. I w ten sposób kręci się karuzela wyborcza od wyborów do wyborów. A my naiwnie czekamy na cud, że wreszcie porządni ludzie, a tacy bez wątpienia są, dostaną się do władzy. I tak od kadencji do kadencji musimy żyć pełni rozgoryczenia, rozczarowani i gniewu.
Ale, co i jak tu zmienić? Jednym ze sposobów na takich oszustów wyborczych byłaby z pewnością znana już w średniowieczu kara banicji (por. Samuel Zborowski). Właśnie w przypadku takich wielkich kłamstw i oszustw wyborczych powinna istnieć możliwość ukarania takiego jegomościa nakazem opuszczenia na jakiś okres czasu bądź na zawsze kraju. Inaczej nie widzimy szans na zmianę obecnej sytuacji, a szczególnie na jej poprawę. Polska, jeżeli nie zastosuje właśnie radykalniejszych środków, będzie nadal kuleć i potykać się o własne nogi aż do końca świata!
Wyciągnijmy zatem odpowiednie wnioski i wybierzmy ludzi kompetentnych, przede wszystkim uczciwych i sumiennych w podejściu do pracy i do swoich obowiązków. A co najważniejsze, idźcie Państwo do wyborów, bo jeżeli nie, to ktoś perfidny to wykorzysta i ubierze się w szaty legalności wyboru większościowego, mimo że wybrała go jedynie zdecydowana mniejszość, właśnie tej niewielkiej liczby uczestniczących w wyborach. A ideałem demokracji jest przecież, by wszyscy obywatele uprawnieni do głosowania wybierali, a nie tylko ci, którzy przyszli na wybory. Nie idąc zaś na wybory sami sobie szkodzicie i tracicie przez to prawo do krytyki rządzących, gdyż to Wy umożliwiliście im zdobycie władzy.
W świadomości tych wszystkich imponderabiliów chcielibyśmy zaapelować do Państwa o obdarzenie zaufaniem naszego Komitetu Wyborczego „Porozumienie Samorządów”, bo są wśród nas ludzie wykształceni, na wysokim poziomie intelektualnym, dysponujący wiedzą fachową. Rządzenie wymaga bowiem prawników, ekonomistów, inżynierów, a nie traktorzystów, nauczycieli WF-u, którzy najmniej nadają się do rządzenia. Wybierajcie zatem Państwo przedstawicieli naszego ugrupowania, w tym „Dobra Ojczyzny”, Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Sybiraków, Kresowian, Emerytów i Rencistów, przedstawicieli KiK-u, jest to bowiem szerokie spektrum społeczne ludzi fachowych, znających się na rzeczy i dających gwarancję lepszego rządzenia.
Józef Sadowski