Jak zwierzę koncertowe

W sobotni wieczór, w czasie gdy w Katowicach rozgrywała się największa katastrofa budowlana w historii kraju, na deskach Domu Kultury „Strzecha” występował ze swoim kwartetem Marek Napiórkowski.

Koncert ten był już przedostatnim występem z trasy, na której muzyk promował wydaną w zeszłym roku, autorską płytę zatytułowaną „NAP”.

Napiórkowski. Jeden z najbardziej utalentowanych i wszechstronnych gitarzystów w Polsce. Prowadzi wlasny kwartet, jest współliderem zespołu Funky Groove, który przez czytelników „Forum Jazz” został dwukrotnie wybrany elektryczną grupą roku, a sam Napiórkowski od kilku lat zajmuje drugie miejsce w kategorii gitary.
Grał i nagrywał m.in. z: Patem Metheny, Mino Cinelu, Adamem Holzmanem, Anną Marią Jopek, Tomaszem Stańko, Klausem Doldingerem, Urszulą Dudziak, Tomaszem Szukalskim, Janem „Ptaszynem” Wróblewskim, Januszem Muniakiem, Krzysztofem Ścierańskim, Henrykiem Miśkiewiczem, Wojciechem Karolakiem, Ewą Bem.
A w Raciborzu wystąpił z Piotrem Wyleżołem (piano), Robertem Kubiszynem (gitara basowa) oraz gościnnie za perkusją zasiadł Grzegorz Grzyb.





Zostałem muzykiem tylko i wyłącznie z miłości do muzyki. Przez bardzo długi czas nie przypuszczałem, że zostanę zawodowym muzykiem. Bardzo długo czułem się amatorem. Wydawało mi się, że jest to tak fantastyczny sposób na spędzenie życia, że musi być dany wyłącznie wybranym. W pewnym momencie okazało się, że ja również mogę uprawiać ten zawód i misję muzyka – mówi Napiórkowski. Trzeba przyznać, że ta misja wychodzi mu genialnie. Jest zwierzęciem koncertowym. Czuje się, że bardzo udziela mu się atmosfera jakiejś wymiany i tego „tu i teraz”, tego co się dzieje. Właściwie to jego gitarę słyszało tak wielu ludzi, nie zdając sobie z tego sprawy. Artysta towarzyszy nagraniom wielu najpopularniejszych muzyków w kraju.




Koncert, muzyka bardzo niebanalna z potężnymi jazzowymi fundamentami, choć czasem jazzowo – elektronicznymi. Napiórkowski poskramiał dźwięki, które w brzmieniu jego gitary były jak dzikie zwierzęta. Próbowały mu się wyrywać z ogromnym impetem, ale to on był panem sytuacji. To on je w końcu stwarzał, na chwilę pozwolał odfrunąć, by potem ponownie złapać i skleić w jedno mitrzostwo. Czuć w tym było jego osobisty, charakterystyczny styl a to niezwykle istotne, bo właśnie w tym znajduje się wartość muzyka.

Raz częstował nas mocnymi, funkowymi kompozycjami, brzmieniami jak rozpalone noce, jak „złoty pot gdy kochamy się” (cyt. A.M.Jopek), a raz niezwykłymi balladami z akustycznymi gitarami niczym preludium do miłości w najlepszym wydaniu. Obie formy niezwykle porywające i podniecające…

/SaM/

- reklama -

3 KOMENTARZE

  1. Zgadzam się. Na koncerie byłem. Mistrz-trzeba oddac to okreslenie Napiórkowskiemu. Tak samo dobry w zwierzęco mocnch kawałkach, tak samo w lekkim brzmieniu. I w jednym i drugim czuć, że wie o czym gra. Ps. Robiących zdjęcia widziałem tylko dwie osoby. Czy /SaM/ to facet z ultrakrótkimi włosami;-) czy dziewczyna w golfie (chyba różowym?)?

  2. Kurcze a nie wolno było cykać fotek? To właśnie ja jestem sprawcą, tzn. mój aparat którym posługiwała sie moja coolezanka-zdjęciowa maniaczka.

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj