Jaki był stan rudzkiej kolejki wąskotorowej na początku 2009 r., a jak ta sytuacja wygląda dziś? Tego dowiedzieć się mogli radni oraz władze podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Kuźni Raciborskiej. Zobacz video.
Osobą, która zreferowała przemiany, jakie nastąpiły na terenie Zabytkowej Stacji Kolei Wąskotorowej w Rudach przedstawił Jarosław Łuszcz, który od stycznia 2009 r. pełni tam funkcję naczelnika obiektu. Swe wystąpienie zaczął od zaprezentowania tła wydarzeń, a więc tego, jak doszło do przejęcia stacji przez Miejski Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji. – Wszystko zaczęło się pod koniec 2008 r., kiedy burmistrz wraz z radnymi poprzedniej kadencji podjęła odważną decyzję przejęcia przez gminę majątku stacji i rozpoczęcia samodzielnego zarządzania całym obiektem. Po 17 latach zarządu przez różne towarzystwa czy stowarzyszenia działamy sami – mówił Łuszcz. – Ja zaproponowałem, że podejmę się zadania przywrócenia kolejce dawnej świetności i teraz chciałbym pochwalić się tym, co udało się zrobić przez prawie trzy lata.
Początki – jak zaznaczył naczelnik stacji w Rudach – były bardzo trudne. – Zaczęliśmy skromnie, z bardzo niskim budżetem. Do dyspozycji miałem dwóch pracowników zarządzająco-biurowych, czterech etatowych mechaników-maszynistów oraz dwóch wolontariuszy – sympatyków kolejki. W sezonie 2009 r. dysponowaliśmy jedną lokomotywą – odkupioną w dodatku od komornika w grudniu 2008 r. oraz dwoma wagonikami – kontynuował Jarosław Łuszcz. – Dziś tych wagonów mamy sześć i tyle samo lokomotyw – dodał. Kolejka w 2009 r. gościła około 5 tys. turystów. W roku 2010 z przejazdu skorzystało już blisko 18 tys. osób. W tym roku natomiast (stan na 31 sierpnia 2011 r.) skansen odwiedziło ponad 20 tys. turystów. – Nie nadążamy za popytem. Mamy znakomity produkt turystyczny, który promuje naszą gminę już nie tylko w Polsce, ale i za granicą – mówił Łuszcz.
Mówiąc to, naczelnik zaprezentował foldery oraz ulotki dotyczące kolejki, które w przyszłym roku będą drukowane w trzech językach: polskim, niemieckim i angielskim. Ważnym akcentem wystąpienia J. Łuszcza było to, że miał on na sobie specjalną koszulę z logiem Zabytkowej Stacji w Rudach.
Ważnym elementem jest też to, że od 2009 r. udało się nakłonić do współpracy poszczególne gminy, na terenie których kolejka się znajdowała. Są to m. in. Gliwice, Pilchowice czy Rybnik. Docelowym zamierzeniem – o czym wspomniał J. Łuszcz – jest odbudowa zniszczonego w wielu miejscach torowiska i realizacja przewozów nie tylko turystycznych, ale i pasażerskich – poza sezonem. – To rodzi się w bólach, ale myślę, że w przyszłym miesiącu zostanie ogłoszony przetarg na studium wykonalności odbudowy torowiska i dobudowy do Rybnika. Władze tego miasta poszły już nawet tak daleko, że wpisali to w plan zagospodarowania przestrzennego od Paproci do Stodół – nad sam zalew – podkreślił naczelnik rudzkiej kolejki. – Najprawdopodobniej jeszcze w tym roku będziemy wiedzieć, jakich pieniędzy będzie wymagała ta inwestycja. Myślimy oczywiście o pieniądzach unijnych, bo to są takie kwoty, których żadna gmina czy miasto nie będzie w stanie sama udźwignąć – dodał.
Jarosław Łuszcz zwrócił również uwagę na funkcję, jaką mogłaby pełnić kolejka po rewitalizacji szlaku. – Dziś dostać się do Gliwic czy Rybnika innym środkiem transportu niż własny samochód jest trudno. Po odbudowie torowiska, kolejką w 25 minut będziemy mogli dostać się z Rud do Gliwic i to pod samą Politechnikę. Myślę tu przede wszystkim o uczniach czy studentach. A jeśli nie zacznie się w Polsce budować sieci dróg, to ten transport będzie coraz trudniejszy – mówił.
W trakcie wystąpienia naczelnik wspomniał też o pracach w budynkach, jakie zostały poczynione w ciągu dwóch i pół roku. – Prawie 20 lat całkowitego zastoju doprowadziło budynki do ruiny. Nakłady finansowe są więc ogromne. Staramy się to robić własnymi siłami. Do współpracy – kontynuował – pozyskaliśmy wielu sympatyków, w tym zacne firmy czy też osoby, które kiedyś na tej stacji pracowały. Do wykonania jest gigantyczna praca. Kolejka musi posiadać świadectwo bezpieczeństwa. To są olbrzymie sumy i gdyby nie te firmy, które realizują wiele rzeczy po kosztach, to nie bylibyśmy w stanie przeprowadzić tego przez najbliższe parę lat – podkreślił.
Rosnąca liczba turystów przyczynia się do zysku, jaki ta kolejka generuje. – Zakładaliśmy, że w tym roku kolejka zarobi około 80 tys. zł. W czerwcu i lipcu trochę pogoda nam pokrzyżowała plany, odwoływano wycieczki; w sierpniu pojawił się długo oczekiwany parowóz. Te założenia już przekroczyliśmy. Na 31 sierpnia kolejka zarobiła 92 tys. zł. Podejrzewam, że do końca roku kwota ta wzrośnie do ponad 100 tys. – mówił nie kryjąc dumy pan Jarosław dodając, że czasami – ze względu na ogromną ilość turystów – dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji. Bywa, że na 15 minut przed odjazdem pociągu nie ma już biletów. W wagonach siedzi 130-150 osób, a reszta musi czekać kolejną godzinę na następny kurs.
– Odbieramy mnóstwo telefonów i e-maili, gdyż jesteśmy jedną z niewielu takich atrakcji w Polsce, która ma się naprawdę dobrze – mówił dalej naczelnik. – Pytają się nas, jak my to robimy. Jesteśmy bowiem jedyną gminą w Polsce, która tą atrakcję odratowała, a w dodatku nie nadąża za popytem. Nie ma tygodnia, by u nas nie gościła prasa, radio czy telewizja. Mam nadzieję, że dzięki Państwa pomocy (a myślę tu o kolejnej dotacji) ta kolejka jeszcze bardziej się rozwinie, przyniesie jeszcze większe zyski. To – prócz sprzedaży biletów – kolejne miejsca pracy, punkty usługowo-handlowe oraz podatki dla gminy – zakończył Jarosław Łuszcz.
Elementem, który wzbogacił wystąpienie naczelnika rudzkiej wąskotorówki była 14-minutowa prezentacja filmowa, ukazująca obraz przemian, jakie nastąpiły pomiędzy styczniem 2009 a sierpniem 2011.
Po prezentacji, którą nagrodzono oklaskami, głos zabrał przewodniczący rady Manfred Wrona. – Gdy widzę w czymś jakiś sens, to oddaję się tej pracy w całości i bez granic. W pewnym momencie zauważyłem, że ta kolejka wjechała na właściwe tory. Tu mogliśmy zobaczyć te zmiany. Ale to jest tylko film, a proza życia jest jednak bardziej brutalna – powiedział na wstępie, po czym dodał: – Dlaczego ta kolejka jest inna? Bo po raz pierwszy od wielu lat nikt stamtąd niczego nie wywozi i przywozi tylko po to, żeby to przerobić. Nie jest już tam prowadzony jakiś tajemniczy biznes pod przykrywką prowadzenia tej kolejki.
Przewodniczący zwrócił również uwagę na fakt, że jeszcze do niedawna rudzka wąskotorówka kojarzyła się wyłącznie z czymś złym. Trudno – zdaniem M. Wrony – było namówić kogoś, by przyszedł pomóc. – Dopiero podczas tegorocznej Industriady udało się ludziom pokazać, że jest znacznie lepiej – dodał, apelując jednocześnie, by prostować te fałszywe opinie.
Podczas obrad przewodniczący zastanawiał się, jaka może być przyszłość tej kolejki. – Co przyniesie porozumienie gliwicko-pilchowicko-kuźniańsko-rybnickie? A może jeszcze raciborskie? Bo Racibórz zawsze był na "nie". Ale teraz, gdy przyjechali i zobaczyli… A może przez Nędzę ona pojedzie? A może zahaczy o Łężczok? Nowy wariant jest taki, że może kolejka odnogą dojedzie pod Zespół Klasztorno-Pałacowy? – pytał przewodniczący.
M. Wrona przywołał też wspomniane wcześniej studium wykonalności projektu odbudowy. – Nie wiemy, ile to będzie kosztować. Trzeba będzie z pewnością jakieś przesunięcia w budżecie robić, a tyczyć się to będzie wszystkich sygnatariuszy. Wtedy będziemy wiedzieć czego chcemy, czy to możliwe i za ile. Bo nawet – ciągnął swój wywód przewodniczący rady – gdyby ta kolejka jeździła dzień i noc przez wszystkie soboty i niedziele to i tak na wydatki, które są tam potrzebne jeszcze dziś nie zapracuje – dodał.
Jedyną nadzieją – jak zaznaczył – będzie dążenie do ogłoszenia odpowiedniego projektu w rozdaniu finansowym na lata 2013-2020. – Niewiele się pomylę, jeśli powiem, że na początek potrzebny będzie wydatek rzędu 10 mln zł – powiedział M. Wrona. – Może nie uda się tego zrobić w takim zarysie, jak mamy zamiar, ale jak byśmy to zaprzepaścili, to byłoby źle. Oby nam albo naszym następcom się to udało – zakończył przewodniczący rady.
Kilka słów na stojąco dodała również burmistrz. – Z kolejką związana jestem od 2003 r., gdyż wtedy – jako zastępcy burmistrza – ta działka była mi powierzona. Pamiętam, co się tam wtedy działo. Pomieszczenia na piętrze wyglądały strasznie, pamiętam, jak wyłączali prąd, jak ówczesny burmistrz uciekał, szczuty psami przez dzierżawcę kolejki i to, kiedy w eskorcie policji wraz z panią Pabian wchodziliśmy na teren stacji, by wyprowadzić stamtąd rzekomych wolontariuszy – mówiła Rita Serafin. – I podejrzewam, że nie pobito nas wtedy tylko dlatego, że byłyśmy kobietami – dodała burmistrz.
R. Serafin w telegraficznym skrócie przywołała także liczne przesłuchania w prokuraturze, rozprawy na sali sądowej, pisma dotyczące przestępstw, do jakich dochodziło na stacji czy licytację zabytkowego taboru.
– Dzisiaj, bogaci o te doświadczenia, wypracowaliśmy tą decyzję w ciągu 2-3 lat i mamy taki stan – powiedziała burmistrz. – Puentą naszej sesji powinno być to, że te wszystkie miejsca, o które my się troszczymy, nie różnią się może wyglądem, ale różnią się ludźmi, którzy tym kierują. Czym się różni stacja w Rudach od tych, które pozostały w Polsce, a właściwie od tych, które już dziś nie istnieją? Przecież one miały takie same szanse, jak nasza. Niektóre miały nawet większe, bo nie zostały tak zdewastowane, okradzione z tego, co tam było – dodała. – Dziś jednak widać, że ta determinacja i odpuszczenie sobie innego zadania na rzecz kolejki właśnie, spowodowała, że możemy oglądać taki film. Że możemy gościć kilkanaście tysięcy turystów rocznie. I po tym, co zobaczyliśmy, można powiedzieć jedno: siła napędową tej kolejki – oprócz władz i rady – jest właśnie pan Jarek. I to nie jest schlebianie, ale czysta prawda. Jestem pewna, że droga, którą obraliśmy, okazała się jedyną słuszną. A liczba osób odwiedzających ten obiekt oznajmia, że warto – zakończyła burmistrz Serafin.
/BaK/
To niesamowite jak wielka prace wykonali pracownicy i wolontariusze Stacji Rudy przez te 3 lata. Wielkie dzięki za to!!!!