„Górny Śląsk jest przykładem społeczeństwa obywatelskiego”

"Górny Śląsk jest znakomitym przykładem, jak się buduje społeczeństwo obywatelskie" – z Księdzem Biskupem prof. dr. hab. Janem Kopcem, nowym Ordynariuszem Diecezji Gliwickiej rozmawia dr Janusz Nowak (część 2).

Wywiad z ks. Biskupem Janem Kopcem – część 1

- reklama -

 

Dr Janusz Nowak: Księże Biskupie, jako wybitny historyk, znawca dziejów Kościoła, ma Ksiądz Biskup na pewno swoją opinię na temat postrzegania przez wiernych historii Kościoła na Śląsku. Na ile, według Księdza Biskupa, ta świadomość wielowiekowej obecności Kościoła katolickiego na tych ziemiach ma wpływ na współczesne funkcjonowanie poszczególnych parafii i społeczności lokalnych?

Ks. Biskup Jan Kopiec: To bardzo interesujące pytanie dla historyka, ponieważ nauczyliśmy się  oglądania procesów dziejowych zwykle w długich odcinkach czasowych i potrafimy już dzisiaj z reguły właściwie określać oddziaływanie tego, co kiedyś było, na zjawiska współczesne. Teren diecezji gliwickiej, jak i niemal całego Górnego Śląska, jest dla badacza dziejów wyjątkowo ciekawy bo prawdę mówiąc – do końca XVIII wieku to była kraina połączona z wszystkimi innymi w miarę jednolitym systemem gospodarki zarówno wiejskiej, jak i licznych małych miasteczek. Górny Śląsk nigdy nie wytworzył do końca XVIII wieku potężnych organizmów miejskich, podobnych do takich choćby miast Dolnego Śląska, jak Wrocław czy Legnica. Tego Górny Śląsk nie miał. Rozbudowa miast na tym terenie to dopiero dzieło XIX i XX stulecia. Jestem przekonany, że każdy historyk, który zajmuje się Górnym Śląskiem, ma tego świadomość, bo jest to dzisiaj niejako fundamentalna prawda, od której się rozpoczyna wszelkie rozważania: że mianowicie oblicze tej ziemi, tego regionu, jest obliczem ukształtowanym w ciągu dwóch ostatnich wieków, a więc kilku zaledwie pokoleń, które musiały stoczyć wewnętrzną, bardzo przy tym konkretną, walkę o to, aby poradzić sobie w nowych warunkach, związanych z industrializacją, potężną urbanizacją, całkowitą niemal zmianą modelu życia – z rolniczego, agrarnego w życie ludzi ciężko pracujących w przemyśle. Za tym szły oczywiście głębokie zmiany w zakresie funkcjonowania rodziny, społeczeństwa, bo już wtedy ten dawny, spokojny system różnego rodzaju odniesień nie wystarczał. Znany jest powszechnie fakt, że Kościół na Górnym Śląsku odegrał ogromną rolę, towarzysząc społecznościom lokalnym w tych rozlicznych przemianach. Jeśli patrzymy na sytuację Kościoła na Górnym Śląsku zwłaszcza pod koniec XIX wieku, a więc w okresie Cesarstwa Niemieckiego, po zjednoczeniu Niemiec, to wyraźnie widzimy, ile  musiał on podjąć wyzwań, aby nie stracić kontaktu, więzi z ludźmi. Bo to przecież nie tylko presja raczej nieprzychylnego Kościołowi katolickiemu państwa, ale w dodatku poddanie Górnego Śląska tym różnym „ciśnieniom” narodowościowym, które nie sprzyjały zbudowaniu jakiegoś poczucia stabilizacji, poczucia, że jesteśmy u siebie gospodarzami. Była to ciągle jakaś rozpaczliwa wręcz walka o to, aby z własnej ojcowizny nie dać się zepchnąć. Dotykamy tutaj problemu, który pozostanie na zawsze pozytywną, jasną płaszczyzną zaangażowania się Kościoła, tego Kościoła, który nie wziął strony tylko potężnych posiadaczy, ale wziął stronę przede wszystkim robotników. Znamy wiele przykładów osób duchownych, od księdza Szafranka w Bytomiu, poprzez księdza Bonczyka i dziesiątki innych, dla których priorytetem było współodczuwanie z górnośląskim ludem, śpieszenie mu z wieloraką pomocą. Warto tych znamienitych kapłanów przypominać. Historycy już doszukali się bardzo wielu prawidłowości, mechanizmów duszpasterskich, jakie ukształtowały się na Górnym Śląsku: ludzi gromadzić, mówić im, że mają swoją ojczyznę tutaj, a skoro tak, to trzeba   w tej ojczyźnie znaleźć dla siebie przestrzeń wolności i działania. To dawała ludziom religia. Owocem tej postawy jest budowanie świątyń, tworzenie nowych parafii, które podejmowały bardzo szeroką gamę zadań. Na Górnym Śląsku już w XIX wieku Kościół katolicki śmiało wychodził z przysłowiowej kruchty. Tworzono biblioteki i czytelnie parafialne, zespoły teatralne i chóralne, kółka różańcowe, związki matek, ojców, świetlice. Powstawało wiele innych jeszcze form angażowania wiernych w działalność religijną oraz społeczno-kulturalną.

Dr Janusz Nowak: Znakomita lekcja tego, co dzisiaj nazywamy animacją społeczno-kulturalną.

Ks. Biskup Jan Kopiec: Tak, Kościół był m.in. tutaj, na Górnym Śląsku, pionierem w tym zakresie. Umożliwiał każdemu wypowiedzenie się zgodnie z jego własnym duchowym kształtem. Trzeba podkreślić, że jest to osiągnięcie, które jeszcze dzisiaj owocuje. Na terenie całego Górnego Śląska, w tym i na tej cząstce, którą stanowi diecezja gliwicka, mnóstwo parafii i kościołów powstało właśnie w tym czasie – od drugiej połowy XIX wieku do dzisiaj. Akurat na tym obszarze większość osiągnięć, począwszy od gazetek parafialnych i lokalnych, poprzez zbiory dokumentów, książek, kroniki, samych lokalnych historyków, kronikarzy, do własnej szkoły, własnego zakładu pracy – to się wszystko wzięło z tamtego czasu. Chodziło wszak o to, aby ludziom powiedzieć, że są gospodarzami w swoich miasteczkach, osiedlach i wioskach. Jestem przekonany, że tą cenną spuściznę trzeba mocno podsycać również w dzisiejszych mieszkańcach, by nie wyobcowali się, by nie szukali bardzo łatwych rozwiązań, lecz by pamiętali, że wyrastają z określonej formacji i duchowej, materialnej, społecznej, ale także politycznej. Jeżeli mówimy o wielu innych rejonach dzisiejszej Polski, to akurat Górny Śląsk jest znakomitym przykładem, i to od dawna, jak się buduje społeczeństwo obywatelskie.

Dr Janusz Nowak: Wspomniał Ksiądz Biskup o konieczności pielęgnowania takiego sposobu myślenia o wspólnocie parafialnej, który ma związek z tworzeniem społeczeństwa świadomego wspólnych celów. Czy widzi Ksiądz Biskup w związku z tą dbałością o kontynuację jak najlepiej pojętej tradycji jakieś zadania dla katechetów?

Ks. Biskup Jan Kopiec: Odkrywam w Pańskim pytaniu bardzo delikatną, ale niezwykle przy tym ważną kwestię. Wszystko będzie mogło być zrealizowane pod warunkiem, że wychowamy społeczeństwo, które będzie doceniało i rozumiało te istotne wartości. Nawiążę raz jeszcze do problemu, o którym już mówiłem: do uświadomienia sobie, skąd wyrastamy, z jakich warunków, z jakich wartości. W tym wymiarze widziałbym katechizację jako integralną część całej struktury edukacyjnej społeczeństwa. Nie przyjmowałbym usprawiedliwienia, że na lekcjach historii mówimy co innego, na lekcjach języka ojczystego też co innego, na katechizacji wreszcie mówimy również coś innego. Oczywiście na lekcjach tych poszczególnych przedmiotów nauczyciele naświetlają różne, często odmienne,  aspekty, jednak powinniśmy się raczej spotykać, aby znajdować płaszczyznę porozumienia i nie uciekać od tego ważnego odniesienia do wartości, które jako społeczeństwo dziedziczymy. Nie ukrywamy, że oprócz głoszenia prawd wiary, formowania duchowości, katechizacja mocno uwzględnia wszelkie badania i refleksje nad własnym środowiskiem. Pamiętam jeszcze z moich młodych lat, że w szkole tych elementów, o których mówimy, było bardzo niewiele, ale teraz rozumiem, że to przecież były lata 50., w których przyznawanie się do lokalnej historii było niedobrze widziane. Dzisiaj jesteśmy świadomi, że tylko powiedzenie prawdy o przeszłości, powiedzenie – jak rzeczywiście było, przyczyni się do pogłębienia tożsamości kulturowej. Układając programy katechizacji, mocno akcentujemy, aby stworzyć pewien margines wolności w formułowaniu treści i problemów, które chcielibyśmy przekazać młodemu pokoleniu, by nie wstydziło się ono lokalnej historii, ale by zobaczyło, iż żyjące przed nami generacje potrafiły się zdobyć na bardzo wiele dojrzałych decyzji. My dzisiaj szukamy często po omacku i słyszymy z wielu różnych stron swoistego rodzaju narzekania, że nasze społeczeństwo nie jest zainteresowane ani historią, ani czymś bardziej trwałym, stabilnym. Szukamy każdego dnia nowych podniet, nowego obiektu zainteresowania. Tymczasem powrót do historii jest wskazaniem, co w owych dziejach jest tak cennego, że warto to podtrzymać (nie wszystko bowiem warto podtrzymywać, historia jest nauczycielką życia i ona nam niejednokrotnie powie, że popełniono w przeszłości mnóstwo błędów, których trzeba się umieć ustrzec). Należy eksponować to, co jest trwałe i to, dzięki czemu przetrwaliśmy jako społeczeństwo. Osobiście widzę w katechizacji dobre narzędzie w dziele odkrywania i pielęgnowania korzeni kulturowych. Oczywiście wszystko zależy od ludzi, od realizatorów, a więc katechetów, ale także od środowiska rodzinnego i, powiedzmy bardzo szczerze, od środowiska konkretnej szkoły. Jeśli znajdziemy tam jakieś wsparcie, przejawiające się tym, że nauczyciel historii, polskiego, ale również  biologii, geografii podejmie z katechetą dyskusję, dotyczącą spojrzenia na pewne zjawiska z punktu widzenia tych różnych dyscyplin,  to w efekcie osiągniemy jakąś wspólną perspektywę. Gdyby tak holistycznie spoglądać na adresowanie naszego przekazu, można by spodziewać się w przyszłości ukształtowania człowieka, którego świadomość byłaby pogłębiona przy pomocy tych bardzo ważnych wartości.

Dr Janusz Nowak:
W ciągu wielu lat dał się Ksiądz Biskup poznać jako gorący orędownik beatyfikacji świątobliwej Eufemii (Ofki). Czy ten oczekiwany przez raciborzan akt wyniesienia na ołtarze znakomitej Córy pradawnego śląskiego miasta jest możliwy?

Ks. Biskup Jan Kopiec: Beatyfikacja jest oczywiście aktem kanonicznym, to nie tylko sama chęć i nie tylko odniesienie się do jakiegoś subiektywnego przekonania o świętości – w tym wypadku Eufemii (Ofki). To jest dzieło Kościoła, które musi być otoczone troską, aby uniknąć właśnie subiektywizmu. W przypadku świętości zdobycie pełnej obiektywizacji jest, rzecz jasna, bardzo trudne. Należy ciągle zabiegać o beatyfikację Przeoryszy raciborskich dominikanek. Nie ukrywam, że patronuję wielu staraniom w tym względzie i z tej perspektywy sądzę, że potrzebna jest dogłębna analiza okoliczności, realiów pierwszej połowy czternastego wieku, analiza, która pokazałaby Eufemię jako wybitną przedstawicielkę swojego pokolenia. Mniej ważne jest to, że akurat była księżną i dzięki temu miała szersze możliwości działania niż zwykły, szary człowiek. Ale z drugiej strony właśnie ten fakt, że była księżną, sprawiał, że miała większe możliwości pokazania się i zademonstrowania, jak powinna kształtować swoje życie i swoją drogę do świętości taka osoba jak Ona: z jednej strony księżna, a z drugiej reprezentantka Kościoła, zakonnica. Potrafiła sama dojrzewać do tego, aby zaakceptować wolę Jej ojca, który przeznaczył Ją do życia klasztornego, gdyż takie były ówczesne uwarunkowania obyczajowo-kulturowe. Wiemy o Ofce, że była niewiastą niezwykle uporządkowaną w sensie prowadzenia takiego życia, w którym każdy z elementów był harmonijną częścią całości funkcjonowania klasztoru, ale i Jej osobiście. Pobożność Eufemii była uformowana według świeżych wówczas prądów mistycznych, zwłaszcza devotio moderna: a więc akcentowanie osobistej więzi z Bogiem, indywidualna lektura Pisma Świętego, lektura świętych tekstów, od najstarszych, jak pisma Pachomiusza, Benedykta, ojców Kościoła. To Ją kształtowało, czyniło z Niej mistyczkę. Z drugiej strony świadomość, że klasztor, którego była przeoryszą,  był miejscem, które miało promieniować oraz dawać ludziom, w tym przypadku mieszkańcom Raciborza i okolic, przeświadczenie, że są pewne wartości, którym należy poświęcić więcej czasu. Na tej postawie rozumiemy, dlaczego tak intensywnie zabiegała o materialne fundamenty funkcjonowania klasztoru. Rozumiemy, skąd płynęła Jej troska, aby dobra klasztoru nie zostały rozkradzione, czy rozdrobnione. Nie chodziło bowiem o to, aby konwent jedynie obfitował w dobra, ale żeby dzięki owym materialnym środkom zakonnice mogły posługiwać ludziom. Myślę, że w tym przypadku fenomen Ofki jest niezwykle piękny i dlatego wszystkie usiłowania, aby doprowadzić do Jej beatyfikacji, były i są bardzo cenne. Wiemy, że w przeszłości kilkakrotnie podejmowano próby zainicjowania i przeprowadzenia procesu beatyfikacyjnego. Wiemy również, że owe usiłowania napotykały na przeszkody. Jestem przekonany, że Ofka zasługuje na to, aby wydobyć Ją z cienia i pokazać, właśnie poprzez akt beatyfikacji, jako wzór świętego życia również, a może zwłaszcza, dla ludzi współczesnych. Mogę zdradzić, że jeden z księży przygotowuje właśnie rozprawę doktorską pod moim kierownictwem na temat samej historiografii, czyli na temat dorobku piśmienniczego, jaki w ciągu wieków powstał na temat Ofki. A więc wszelkie świadectwa, zapisy, dokumenty.

Dr Janusz Nowak: Coś w rodzaju stanu badań?

Ks. Biskup Jan Kopiec: Tak, wszystko co na temat Eufemii kiedykolwiek napisano. Po tej pracy obiecuję sobie bardzo wiele, bo dopiero teraz widać, że Ofka była nieprzeciętną przedstawicielką ówczesnego Kościoła oraz społeczeństwa. To uwidacznia się we wszystkich analizowanych przekazach. Prześledzenie mnóstwa źródeł śląskich pochodzących z Raciborza, Wrocławia, Opola, Opawy, ale i Krakowa, Pragi i jeszcze innych miejsc, pokazuje, jak dużo powstało tekstów o Ofce. Teraz trzeba doprowadzić do tego, aby móc Kościołowi pokazać, że z takiego dziejowego dorobku można wnioskować, że Eufemia zasługuje na wyniesienie Jej na ołtarze. Dzisiaj taki proces, który skrótowo nazywamy historycznym, jest możliwy. Wiele osób na tej zasadzie – ukazania trwałości czci, jaką się cieszyły te osoby wśród wiernych – zostało beatyfikowanych i kanonizowanych zwłaszcza za pontyfikatu bł. Jana Pawła II.  Mogę zapewnić, że mimo iż Racibórz nie leży w diecezji gliwickiej, będę usilnie orędował i wspierał każdą inicjatywę dotyczącą beatyfikacji świątobliwej Eufemii.

Dr Janusz Nowak: Wolą Sejmu RP rok 2012 został ogłoszony rokiem księdza Piotra Skargi. Co w przekonaniu Księdza Biskupa ma nam  – społeczeństwu polskiemu, Kościołowi w Polsce, nam wszystkim – do powiedzenia dzisiaj ten wybitny kaznodzieja, autor „Żywotów świętych”, człowiek bardzo wszechstronny?

Ks. Biskup Jan Kopiec: Wrócę do tego, o czym mówiłem przy Eufemii. Działalność Piotra Skargi trzeba ujmować w kontekście uwarunkowań jego czasu. Czasu bardzo trudnego, cechującego się zachwianiem, ze względu na reformację, trwałych, wydawało się, średniowiecznych pojęć, wartości, kategorii. Temu trzeba było umiejętnie zaradzić i tamto pokolenie radziło sobie, jak potrafiło. Dzisiaj ich oskarżamy o kontrreformację, nietolerancję, ale przyznajmy szczerze, bądźmy uczciwi – poszukiwali oni jakiegoś odniesienia do tego, co należy do dziedzictwa Kościoła katolickiego. Piotr Skarga jest, jak sądzę, obrazem człowieka niezwykle kompetentnego, posiadającego imponującą formację intelektualną, człowieka, który stale się uczył, przyswajał sobie wiedzę i stąd na przykład autorstwo znakomitych „Żywotów świętych”. Jeśli sobie dobrze uświadomimy, czym była kwestia kultu świętych w okresie sporów pomiędzy przedstawicielami reformacji i Kościołem katolickim, to zrozumiemy, dlaczego taki kierunek ksiądz Skarga obrał. Z drugiej strony każdy, kto uczciwie bada biografię i dzieła ks. Skargi wie, że akcentował on, iż katolik nie może żyć w izolacji od swojego środowiska, od innych. Przeciwnie, jest powołany do tego, aby bliźnim wielorako i na różne sposoby służyć. Tym najważniejszym dla każdego człowieka jest ojczyzna. Niezależnie od tego, w jakiej ona w danym okresie jest kondycji, to jednak jako matka, jak podkreśla ks. Skarga, wymaga troski i opieki ze strony swoich dzieci. Dla Piotra Skargi ten gorący patriotyzm, to poczucie ważności ojczyzny, było dominujące. Oczywiście tamte pokolenia, które żyły w warunkach kraju wielonarodowego, wieloreligijnego, wielokulturowego, musiały znajdować drogę do jakiegoś, nie powiem, kompromisu, ale jednak jakiegoś modus vivendi, który byłby do zaakceptowania. Skarga był bardzo uczciwy i jednoznacznie podkreślał, że tym rozwiązaniem dla Polski, które on podziela i preferuje, jest Kościół katolicki. Dla pomyślności Kościoła katolickiego czynił wszystko. Gdyby żył dzisiaj, może by inaczej do niektórych kwestii podszedł. Nie można mu odmówić jednego – gorliwej troski, aby w oparciu o katolicyzm, o przekonania formowane w Kościele katolickim, działać dla dobra ojczyzny. To był chyba główny cel działania księdza Skargi. Jeżeli sobie uświadomimy, ile dał on impulsów dla szkolnictwa ówczesnego w Rzeczpospolitej, był przecież pierwszym rektorem Akademii Wileńskiej, uczestniczył we wszystkich inicjatywach jezuickich, jakie podejmowano w Krakowie, w Poznaniu, Warszawie i w innych miastach, to przekonamy się jaki nieprzeciętny talent posiadał i jak bardzo pragnął go poświęcić dla dobra Kościoła i ojczyzny.

Dr Janusz Nowak: Księże Biskupie, serdecznie dziękuję za to, że zechciał Ksiądz Biskup przekazać niezwykle ważne i cenne refleksje nie tylko Czytelnikom „Eunomii”, ale wszystkim, którzy głębiej próbują odczytać i swoją wiarę i swoje miejsce w społeczeństwie. Pragnę jeszcze raz wyrazić nasz ogromny szacunek dla Księdza Biskupa, radość z tego powodu, że Ksiądz Biskup jest z nami, z naszą raciborską wspólnotą uczelnianą. Wierzymy, że będzie tak nadal i oczekujemy na kolejne spotkanie z Księdzem Biskupem w Raciborzu. W imieniu Pana Rektora, całej społeczności PWSZ i własnym życzę Księdzu Biskupowi, aby to duszpasterzowanie w trudnej, jak sam Ksiądz Biskup stwierdził, diecezji przynosiło taką ludzką radość i satysfakcję, że sprawy – dzięki Bożej woli i łasce – idą ku lepszemu.

Ksiądz Biskup Jan Kopiec:
Ja również serdecznie dziękuję. Proszę Panu Rektorowi przekazać moje gorące podziękowania i pragnienie, abyśmy mogli często się spotykać w murach gościnnej raciborskiej uczelni. Szczęść Boże!

 

Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 3 (52) / marzec 2012

 

 

 

   Eunomia nr 3 (52) / marzec 2012

 

       Czytaj również:

          – inne artykuły zaczerpnięte z Eunomii

          – inne artykuły związane z PWSZ w Raciborzu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

      Czytaj pełne wydanie

 

 

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj