W pewnej wsi koło Raciborza działy się w szkole dziwne, oj dziwne rzeczy. Opowiadano o tym w całej okolicy. Podobno było to właśnie tak…
Nauczyciel, który mieszkał w budynku szkolnym, hodował cztery świnie. Gdy pewnego ranka służąca poszła je nakarmić, zauważyła, że wśród nich jest jeszcze jedna, piąta, okropnie brzydka, wręcz ohydna. Nikt nie widział jak się znalazła w chlewie. Ponieważ nikt się po nią nie zgłosił, została w chlewie nauczyciela. Wtedy właśnie zaczęły się owe niesamowite wydarzenia. Cztery świnki przestały jeść, a znajda jadła i jadła nieustannie. Rosła z godziny na godzinę, była coraz większa. Po kilku dniach cztery świnki zdechły, a nowa była tak wielka, że swym cielskiem wypełniła cały chlew…*
Tak oto zaczyna się jedna ze śląskich opowieści zamieszczonych w tomie Śląskie Opowieści z dreszczykiem, które ukazały się na rynku w 2011 roku, nakładem opolskiego wydawnictwa Nowik. Opowieści zamieszczone w tej niewielkich rozmiarów książeczce pochodzą z miesięczników „Oberschlesien” i „Der Oberschleisier”, głównie ze zbiorów wydanych w 1926 roku we Wrocławiu przez Richarda Kühnaua pt. „Oberschlesische Sagen” (Górnośląskie opowieści). Dodatkowo w tomie znajdują się także opowieści, które powstały stosunkowo niedawno (kilkanaście lat temu), gdyż jak twierdzi autorka całego opracowania Joanna Rostropowicz: podobnie jak w minionych wiekach, wyobraźnia społeczności śląskiej nie przestała być żywa i twórcza.
Pewnie wszyscy z nas pamiętają opowieści zasłyszane w dzieciństwie, które snuły babcie i prababcie. Niejedna śląska wieś słynie z całych setek takich historii przekazywanych ustnie, z pokolenia na pokolenie. Tematyka, jak śląska kultura, jest bardzo różnorodna. Od opowieści cudownych, wręcz nieprawdopodobnych, po te przerażające, mrożące krew w żyłach. W tomie przewija się cała plejada bohaterów: utopce, które czyhają w odmętach wód, duchy złych ludzi, które nie mogą zaznać spokoju za popełnione grzechy, matki dobre i te o skamieniałych sercach, wreszcie o ludzie, którzy zaprzedali swe dusze diabłu.
Czy te fascynujące opowieści, opowiedziane z niezwykłą prostotą, bez zbędnego ukwiecania i uwspółcześniania na siłę mają w sobie choć nutkę prawdy? Trudno temu zaprzeczać, gdy nasze babcie zarzekają się i biją w serce prawda? Jak pisze autorka opracowania: nie ma na Śląsku miasteczka czy wsi, w których nie byłoby miejsc tajemniczych, owianych dawną legendą. Dlaczego opowieści zamieszczone w tym tomie są tak przerażające? Ano dlatego, że miały za zadanie umoralniać i być przestrogą dla tych, których kusił diabeł. Po lekturze wszystkich czterdziestu opowieści, jestem wręcz przekonana, że musiały doskonale spełniać swoje zadanie. Bije z nich jedna prosta zasada: Każda wina, każdy niecny występek prędzej czy później zostaną ukarane.
Polecam lekturę Śląskich opowieści z dreszczykiem wszystkim, którzy są zainteresowani śląską kulturą, ale i mieszkańcom samego Raciborza. W zbiorze znalazło się kilka opowieści, które rozgrywają się właśnie tu w Raciborzu i okolicach, a ich lektura może rozjaśnić wam niejedną tajemnicę.
*Joanna Rostropowicz, O duchach w szkole w: Śląskie opowieści z dreszczykiem, Opole 2012, s. 56.
Marta Rajchel
Ciekawie brzmi. Na pewno sobie przeczytam.
I znowu… tytuł. Magiczy Racibórz w Śląskich czy śląskich? Jeżeli to jest tytuł, to może dać cudzysłów, a jeżeli nie, to od kiedy przymiotnik pisze się z dużej litery?
Oczywiście jest to tytuł dzieła, ale że bezpośrednio został połączony z tytułem artykułu ze względów estetycznych nie wyodrębniłam tego cudzysłowem, a jedynie pozostawiłam pisownię wielką literą.