Raciborzanin wraz z innymi uczestnikami szkolenia trafił do belizeńskiej dżungli, w której wszechogarniające błoto grało pierwsze skrzypce. Niebezpieczeństwo czyhało wszędzie. Jak udało Mu się przetrwać w takich warunkach?
2 października na rynku wydawniczym pojawiła się książka „Przetrwać Belize”. Jest to opowieść byłego komandosa GROM-u, pochodzącego z Raciborza. Książkę można nabyć w cenie 34,90 zł, m.in. za pośrednictwem strony znak.com.pl.
Przetrwać Belize to opowieść byłego żołnierza GROM-u, który ukrywa się pod pseudonimem Naval, o morderczym treningu w dżungli. Biorąc książkę do ręki miałam obawy, że zostanę zasypana wojskową terminologią, która skutecznie zniechęci mnie do lektury. Bałam się również o sam styl, którym będzie napisana książka. Przysiadłam więc na kanapie, żeby krytycznym okiem zajrzeć na pierwsze strony i wsiąknęłam na resztę dnia… Do jednostki GROM-u przysłano propozycję uczestnictwa wybranych żołnierzy w kursie Basic Jungle training, dla tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z poznawaniem dżungli (nie chcę zatem wiedzieć jak wygląda taki trening dla zaawansowanych). W taki właśnie sposób trafił do Belize Naval – doświadczony żołnierz, który brał udział w niejednej zagranicznej misji (Irak, Afganistan, Zatoka Perska), a jego osobę wykorzystano do stworzenia jednej z postaci znanej gry komputerowej Medal of Honor. Do swojej pierwszej podróży do dżungli przygotował się doskonale, jednak nawet ta skrupulatność nie była w stanie przygotować go na to, co zastał w zielonym piekle, które okazało się raczej piekłem brązowym, pełnym cuchnącego błota…
Belize to państwo w Ameryce Środkowej leżące pomiędzy Meksykiem a Gwatemalą. Teren o tyle ciekawy, że niegdyś stanowiący część starożytnej cywilizacji Majów, po których zostało tu wiele pamiątek już odkrytych i tych, które kryje w sobie gęsta dżungla. W XVII wieku Belize stało się brytyjską kolonią i dopiero w 1981 roku uzyskało niepodległość. Przewodniki turystyczne podają, iż nazwa państwa może pochodzić od słowa Majów „beliz”, które oznacza mokre błoto. Nijak się to ma do wręcz rajskich krajobrazów czystych plaż i błękitnej wody… O co mogło chodzić Majom? O tym na własnej skórze przekonał się autor książki, kiedy wraz z innymi uczestnikami szkolenia trafił do belizeńskiej dżungli, w której wszechogarniające błoto grało pierwsze skrzypce. Pierwsze wrażenie dają złudzenie pobytu w gigantycznym ogrodzie botanicznym, którego widoki zapierają dech w piersiach. Autor ostrzega już jednak na wstępie, że nie można dać się całkowicie zauroczyć, bo wtedy łatwo zapomnieć o niebezpieczeństwach czyhających praktycznie wszędzie, poczynając od dotkliwie kłujących palmach po jadowite węże, skorpiony, pająki, zwierzęta drapieżne i wszelkiego rodzaju insekty. Wbrew pozorom to nie te obrzydliwe „potwory” stanowią największe zagrożenie, gdyż korzystając z rad doświadczonych instruktorów (potomkowie Majów) można się ich wystrzec. Autor wspomina, że najgorsze były dotkliwie gryzące mrówki i komary.
Pomysł na to, aby napisać książkę przyszedł autorowi do głowy, kiedy skrupulatnie spisywał na gorąco swoje wrażenia z pobytu w dżungli, chociaż już wcześniej myślał o własnej książce czytając książki Sergiusza Piaseckiego. Przetrwać Belize jest czymś na kształt dziennika z podróży, pełnego cennych rad, które daje doświadczony komandos. Czytelnik dowie się zatem co zabrać ze sobą w podroż do dżungli, jak umiejętnie i praktycznie spakować plecak itd. Mimo, że wyprawa do Belize nie jest wycieczką turystyczną, a wycieńczającym treningiem, to nie można odmówić Navalowi umiejętności zainteresowania czytelnika. Jego styl jest nieco gawędziarski, a wiedzę wojskową, ćwiczenia i szczegóły zaplanowanego treningu dawkuje w taki sposób, aby nie znudzić czytelnika, który nic wspólnego z armią nie ma. Specjalistycznego słownictwa używa tylko wtedy, kiedy musi ( tutaj chyba należą się ukłony w stronę redaktorów, gdyż w tej kwestii mieli ponoć najwięcej pracy przy książce Navala). Zresztą nawet te momenty są bardzo interesujące i całość czyta się z zapartym tchem. Wszystkie przygody towarzyszące żołnierzom podczas zaplanowanych akcji sprawiają, że Przetrwać Belize czyta się jak dobrą powieść sensacyjną. Obserwacje autora buszującego w dżungli, których nie zapomina czynić nawet, kiedy siecze maczetą nieustępliwą roślinność, jego zafascynowanie fauną i florą są dużym atutem lektury. Naval każdego dnia, leżąc już w hamaku na nowo odtwarza w pamięci cały przebyty dzień i stara się wszystko dokładnie zapisać. Dzięki temu my czytelnicy, siedzą wygodnie w fotelu, możemy poczuć namiastkę belizeńskiej dżungli.
W treningu wzięli udział żołnierze z różnych stron świata: Austrii, Norwegii, Kenii, Bangladeszu, Wielkiej Brytanii (to stąd pochodzą instruktorzy, których wiedzę i doświadczenie Naval ceni bardzo głęboko) oraz oczywiście ekipa GROM-u: „Śniady” – dowódca, któremu autor nie szczędzi słów krytyki za brak partnerstwa w podejmowaniu decyzji, Maniek, Karol, Bazyl i Shagy. Mimo ciężkich warunków w zielonym buszu zdążyli nawiązać nowe przyjaźnie i widać było, że ludzi nauczeni są pomagać sobie nawzajem (rannym zabiera się bagaże i przydziela mało forsujące zadania, a kiedy podczas akcji odbijania zakładniczki zaczyna brakować wody, Naval nie waha się oddać swojej ostatniej porcji). Kiedy niedawno Naval był gościem jednej z telewizji śniadaniowych wspomniał, że po takiej wyprawie człowiek docenia wszystko to, co w normalnym świecie ma na co dzień. Żeby w dżungli zdobyć wodę zdatną do picia trzeba się mocno natrudzić, a w domu, człowiek odkręca kurek i już… W książce zresztą Naval podkreśla często jak ważne jest regularne picie wody w tak wilgotnym klimacie lasów równikowych. Człowiek ciągle się poci, a w powietrzu panuje taka wilgoć, że wręcz nie odczuwa się potrzeby picia. Nic bardziej zdradliwego, bo w takiej sytuacji bardzo łatwo się odwodnić.
Przetrwać Belize jest doskonałym pamiętnikiem podróży, który napisany z lekkością, werwą i pasją nie może nie wciągnąć w czeluści błotnistej dżungli. Myślę, że jest również doskonałym dowodem na to, że niemożliwe może stać się możliwe. Sam autor podkreśla w jednym z wywiadów, że ma nadzieję, iż jego książka poruszy młodych, którzy odejdą od komputerów i zamienią wirtualny świat na ten prawdziwy, pełen wyzwań i niespodzianek. Ekstremalne przeżycia są doskonałym sposobem na sprawdzenie samego siebie. Taki trening bowiem oprócz masy fizycznego bólu przynosi satysfakcję, której nie da się opisać. … Z każdym krokiem wydaje ci się, że gorzej być nie może, i za każdym razem jednak jest. Ale ty nie masz wcale zamiaru się poddać i każdy krok jest twoim kolejnym sukcesem. Za każdym razem zapisujesz na swoim koncie wielkie zwycięstwo, a satysfakcja, która z niego wynika, nie da się z niczym porównać.
Polecam gorąco!
/Marta Rajchel/