Michał Potracki, student trzeciego roku socjologii o swoich pomysłach na zatrzymanie młodych ludzi w Raciborzu.
16 kwietnia w auli Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu odbyło się spotkanie studentów uczelni z prezydentem miasta, Panem Mirosławem Lenkiem. Spotkanie, które odbyło się na prośbę studentów uczelni i zasadniczo składało się z dwóch części – pierwszej, w której Prezydent wygłosił wykład, poruszając w nim kwestie, o które wcześniej poprosili go studenci tj. o funkcjonowaniu prezydenta miasta, jego uprawnieniach oraz o sytuacji demograficznej i depopulacji miasta. I to właśnie temat depopulacji miasta, zmniejszania się liczby jego mieszkańców był tematem, który rozgrzał na sali emocje, czego dowodem była ożywiona dyskusja w drugiej części spotkania.
Celem tego tekstu jest również zabranie głosu w tej debacie, o tym jak się wydaje jednym z ważniejszych jeśli nie najważniejszym problemie miasta, którym jest jego postępująca z każdym rokiem depopulacja. Autor tych słów brał co prawda aktywny udział w debacie z Prezydentem, jednakże ograniczony czas jej trwania nie umożliwił zaprezentowania szerszego stanowiska.
Pan Prezydent podczas swojego wykładu wskazywał, że problem spadającej liczby mieszkańców miast nie jest tylko problemem Raciborza, lecz dotyczy wielu miast w Polsce, w tym również tych największych, jak chociażby Katowice. Prezydent wskazywał przy tym nie najszczęśliwsze położenie naszego miasta – z dala od autostrady, innych dużych ośrodków miejskich, a także od stolicy województwa. Zdaniem Prezydenta część mieszkańców wyjeżdża, ponieważ jesteśmy położeni blisko Niemiec, gdzie nie tylko łatwiej znaleźć pracę, ale wiele osób ma tam bliższą lub dalszą rodzinę. Co do młodych natomiast, jak zdaje się uważać Prezydent, trudno po prostu ich zatrzymać ze względu na chęć studiowania w dużych miastach. Oczywiście wiele było w tych słowach prawdy, Pan Prezydent podczas swojego przemówienia starał się być bardzo szczery. Jednakże mimo tej szczerości, trudno jest mi się zgodzić z niektórymi tezami. Tym, czego zabrakło mi podczas wykładu, jest wizja władz Raciborza dotycząca sposobów przezwyciężenia tych niepokojących problemów. Nawet jeśli przyjąć, iż postawiona diagnoza jest w całości prawdziwa, to zabrakło recepty. Wykład Prezydenta odebrałem jako powiedzenie, że niewiele można w zasadzie zrobić w kwestii depopulacji miasta, że trzeba się pogodzić z tym, że Racibórz będzie dosyć małym, kameralnym miastem, co też ma mieć wedle wygłaszającego wykład swoje dobre strony.
W tym miejscu pozwolę sobie jednak wejść w polemikę z włodarzem naszego miasta. Czyniłem to już podczas dyskusji, jednakże dzięki „Eunomii” głos ten będzie mógł dotrzeć do większej liczby odbiorców, niż liczba obecnych w auli PWSZ. Podczas dyskusji z Panem Prezydentem pozwoliłem sobie przywołać postać Augusta Bernerta, który był prezydentem miasta Raciborza w latach 1885–1920. Gdy Bernert obejmował władzę w mieście w 1885 roku, Racibórz miał 19 542 mieszkańców, w 1910 roku, po 25 latach jego urzędowania, było to już 38 424 mieszkańców, zaś w 1925 roku – czyli pięć lat po śmierci Bernerta, a zarazem zakończenia jego pracy w magistracie– było to już 49 076 osób. Ktoś powie: w porządku, ale to było kiedyś, były inne czasy, była rewolucja przemysłowa, poza tym miasto wchłaniało okoliczne wsie i w ten sposób liczba ludności się zwiększała. Zgadzam się i przyjmuję wszystkie te argumenty. Jednakże należy też zauważyć, iż nie wszystkie małe miasta w tamtym czasie się aż tak bardzo rozrastały zarówno pod względem liczby ludności, jak i powierzchni, czego najlepszym przykładem jest chociażby pobliski Wodzisław Śląski czy nawet Rybnik. Każdy zainteresowany może z łatwością zobaczyć w Internecie, że rozwój tych miast nastąpił dopiero kilka czy nawet kilkanaście lat po zakończeniu II wojny światowej. Tak więc pamiętając o tym, iż przełom wieku XIX i XX sprzyjał rozwijaniu się miast, należy podkreślić, że nie bez znaczenia były tutaj działania lokalnych władz. A władza w Raciborzu nie bała się wówczas realizowania celów bardzo ambitnych, takich jak chociażby żmudna praca nakłaniania kolejnych sąsiadujących z Raciborzem wsi do tego, aby zechciały porzucić swą samodzielność i zostać częścią miasta. Praca ta nie była łatwa i przyjemna, Paweł Newerla pisze, iż takie pertraktacje z Starą Wsią (Altedorf) były bardzo długie, ponieważ tamtejsi mieszkańcy obawiali się podwyższenia podatków i świadczeń na rzecz miejskiej kasy. A jednak dzięki determinacji ówczesnych władz miasta udało się przekonać społeczność Starej Wsi do tego, że lepiej będzie, gdy ich wieś stanie się raciborską dzielnicą. 1 kwietnia 1902 roku Stara Wieś została włączona do miasta, dzięki czemu Racibórz stał się miastem wyłączonym z powiatu, gdyż liczba jego mieszkańców przekroczyła 32 500 osób. Władze miasta wyznaczyły sobie cel trudny, być może byli i tacy, którzy nie do końca wierzyli, iż uda się go osiągnąć, jednak determinacja miejskich władz, na których czele, jak już pisałem, stał August Bernert, przyniosła oczekiwane efekty. Racibórz powiększał się, zwiększała się też liczba ludności – o tym też może świadczyć liczba świątyń z cegły wzniesionych w tamtym czasie, które to zastępowały niewielkie często drewniane kościółki, które nie mogły pomieścić coraz większej liczby wiernych. Za zwiększaniem się powierzchni miasta i liczby ludności szły inwestycje – powstawały fabryki cygar (Reiners), mydła (Hoffman). Powstała w tamtym czasie wyburzona kilka lat temu cukrownia, jak i działający obecnie pod nazwą SGL Carbon zakład elektrod węglowych na Płoni. Rozwijała się także kultura oraz szkolnictwo.
Powyższy akapit miał za zadanie ukazanie czytelnikowi faktu, że jedynie stawianie sobie ambitnych celów, takich, które czasem są nawet trudne do wyobrażenia (gdybyśmy powiedzieli mieszkańcowi Raciborza w 1885 roku, że za 35 lat miasto podwoi swoją liczebność, pewnie popatrzyłby się na nas trochę dziwnie) może przynieść duże efekty. W takim też duchu padło z mojej strony pytanie w stronę Pana Prezydenta Lenka o to, czy nie warto by było otworzyć w Raciborzu studiów drugiego stopnia. Wiem, że dzisiaj wydaje się to wielu osobom nie do wyobrażenia (tak jak w 1885 r. niewielu myślało o mającym 50 tysięcy mieszkańców Raciborzu). Wielu powie – jak to ? Otwierać studia II stopnia w sytuacji, kiedy Racibórz się kurczy, a młodzi ludzie stąd uciekają? Tymczasem ja właśnie uważam, że jest to najlepszy moment na rozpoczęcie takiego typu działań, powiem więcej, jeśli chcemy zacząć na poważnie myśleć o zatrzymaniu depopulacji Raciborza, jest to wręcz najwyższa konieczność. Jaki jest jednak związek między istnieniem w mieście uczelni wyższej kształcącej na stopniu magisterskim, a procesami depopulacji miasta i jego, jak to się kolokwialnie mówi, „zwijaniem się”? Ja uważam, iż taki związek zachodzi i to na wielu płaszczyznach. Sam należę do generacji młodych raciborzan, nie tak dawno wszakże, bo trzy lata temu, zdawałem maturę, rozmawiałem z kolegami o studiach, gdzie iść, jaki kierunek wybrać. Wiele osób, moich kolegów i koleżanek, gdy poruszano kwestię PWSZ w Raciborzu, mówiło w sposób mniej więcej taki: „No tak, owszem, jest blisko i w związku z tym jest taniej, bo nie trzeba płacić za stancję…. Ale to tylko trzy lata. Przecież i tak nawet jak tu zaczniemy studia, to po trzech latach będziemy musieli stąd wyjechać, bo jak już robić studia, to z „magistrem” włącznie. Lepiej więc już na samym początku wyjechać do Wrocławia/Katowic/Krakowa, tam się zaaklimatyzować, poszukać już jakiejś pracy, zobaczyć, co i jak, i mieć mniej więcej poukładane życie na następne pięć lat, a nie martwić się znów po trzech latach, co dalej. Nie mówiąc już o imprezach, eventach, czy pracy”.
Wiele osób tak jak powiedziało, tak i zrobiło. Wyjechali z Raciborza i gdy dzisiaj z nimi rozmawiam, mało który z nich ma zamiar tutaj wrócić. Owszem, są wyjątki, jednak są one raczej potwierdzeniem reguły. Oczywiście rozmowy z kilkoma znajomymi nie mogą stanowić o reprezentatywności takiego stanowiska – tutaj potrzebne byłyby szersze badania wśród raciborskiej młodzieży szkół średnich, którą należałoby zapytać o to, jak postąpiłaby, gdyby w Raciborzu były studia II stopnia. Trzeba też spojrzeć na studentów obecnie studiujących na PWSZ w Raciborzu. Sam będąc jednym z nich, rozmawiając ze swoimi koleżankami i kolegami czy to z roku czy z innych kierunków, słyszę, że to wielka szkoda, że w Raciborzu nie ma drugiego stopnia i że już za chwilę trzeba będzie stąd wyjechać. Takie podejście znów domaga się przeprowadzenia pewnych badań, może ktoś z obecnych studentów II roku socjologii podjąłby się ich w ramach pracy licencjackiej w przyszłym roku? Jednakże z ogólnej dotychczasowej obserwacji takie opinie nie wydają się być czymś jednostkowym.
W wypowiedzi Prezydenta zdawało się wybrzmiewać przekonanie, jakoby wszyscy młodzi chcieli stąd wyjechać i że trudno tego młodym zabraniać. Wszak takie są prawa młodości, że młodzi chcą wyjechać z dala od rodziców, posmakować życia w wielkich ośrodkach, jednym słowem – wyszumieć się. Pan Prezydent jednak zdawał się zapomnieć, iż mówił do ludzi, którzy przynajmniej na te trzy lata zdecydowali się w tym mieście zostać – być może zostaliby na kolejne dwa, tyle, że nawet gdyby chcieli, to nie mają zbytnio takiej możliwości – aby uzupełnić swoje studia o magisterium, młody człowiek musi z miasta wyjechać. Co prawda z ust Prezydenta padała wątpliwość co do konieczności robienia studiów drugiego stopnia, gdyż, jak powiedział, nie ma wielkiej różnicy między zarobkami kogoś ze stopniem licencjata i kogoś ze stopniem magistra. Jednakże fakty zdają się przeczyć tym tezom. W Internecie można znaleźć wiele artykułów i analiz, z których jasno wynika, iż osobom z wykształceniem magisterskim jednak mimo trudnych czasów łatwiej znaleźć pracę, wyższe są też zarobki takich osób. Pan Prezydent zdaje się też nie zauważać prostego faktu, że owszem – osoba mająca magisterium może sprzątać ulice czy podawać frytki w sieci restauracji szybkiej obsługi i nie będzie w tym nic uwłaczającego, gdyż każda praca jest potrzebna – wstydem jest jedynie kraść. Jednakże osoba ze studiami wyższymi o wiele łatwiej będzie się odnajdywała w obecnej dynamicznej rzeczywistości, niż osoba nauczona wykonywania jedynie ściśle określonego rodzaju pracy. Spoglądając chociażby na statystyki Powiatowego Urzędu Pracy w Raciborzu, można zauważyć, iż osoby legitymujące się wykształceniem wyższym stanowią jednak najmniejszą grupę (ok. 10%) ogółu zarejestrowanych bezrobotnych, co przyznaje sam dyrektor PUP w Raciborzu.
W dzisiejszych czasach wielu włodarzy miast walczy o studentów. Student bowiem to konkretnie idące za nim pieniądze. Wszak człowiek, który studiuje, musi przecież coś zjeść, czegoś się napić, jeśli pochodzi z oddalonej miejscowości, musi także gdzieś mieszkać. Kilka lat temu, gdy w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej studiowało nieco więcej studentów niż obecnie (co było spowodowane między innymi chęcią uniknięcia służby wojskowej, ale i wyżem demograficznym) wiele osób chociażby z ulicy Słowackiego czy innych położonych w pobliżu uczelni ulic zarabiało całkiem przyzwoite pieniądze na wynajmowaniu pokoi studentom. Większa liczba studentów to też większa ilość rozmaitych inicjatyw przez nich podejmowanych na rzecz mieszkańców miasta. Wreszcie popatrzmy na uczelnie drugiego stopnia z perspektywy tworzenia się nowych przedsiębiorstw. Gdzie jest bowiem lepiej założyć nowy podmiot gospodarczy? Zależy jaki podmiot, z pewnością domy spokojnej starości warto otwierać w miejscowościach, w których żyje duża liczba osób w mocno podeszłym wieku, a zarazem znaczna część ludzi młodych wyjechała do innych miejscowości za pracą. Jednak gdybyśmy chcieli otworzyć dajmy na to nową fabrykę sprzętu RTVAGD, wówczas będziemy rozglądali się za miastem, które posiada odpowiednią liczbę młodych, odpowiednio wykształconych ludzi. Dlaczego dziś w Raciborzu nie pojawi się raczej inwestor chcący wybudować dużą fabrykę Siemensa (a przecież przed wojną Siemens miał u nas swój zakład– dzisiejszy SGL)? Ano między innymi dlatego, że choć mamy w Raciborzu w PWSZ kierunek „automatyka i robotyka”, to wielu absolwentów, ukończywszy go na I stopniu w Raciborzu, wyjeżdża, aby kontynuować go na studiach magisterskich w innym mieście. I to właśnie w tych innych miastach Siemens czy jakakolwiek inna firma będzie bardziej skłonna postawić swoje fabryki. Pojawia się zresztą pytanie o te firmy i fabryki, które dziś funkcjonują w Raciborzu – skąd one za kilka lat będą pozyskiwały specjalistów w obliczu postępującej depopulacji miasta? Czy te fabryki nie będą chciały się zwyczajnie przenieść do miast, które mają większe zasoby ludzkie? Paradoksalnie za kilka lub kilkanaście lat może mieć miejsce sytuacja, że kurczące się miasto nie będzie w stanie zapewnić odpowiedniej ilości odpowiednio wykwalifikowanych ludzi miejscowym zakładom pracy. To zaś może powodować chęć przenoszenia owych zakładów do większych miast, dysponujących bogatszymi w tym względzie zasobami, co jeszcze bardziej pogłębi ucieczkę młodych ludzi z Raciborza. Oczywiście powstanie w naszym mieście uczelni kształcącej na drugim stopniu nie jest panaceum na wszystkie problemy miasta – to trzeba w tym miejscu jasno i wyraźnie podkreślić.
Z powyższych bowiem akapitów mógł się wyłonić obraz, w którym wraz z powstaniem w mieście ośrodka studiów magisterskich całkowicie zaniknie problem depopulacji i wyjazdów młodych ludzi do innych miast. Trzeba więc napisać, iż tak się nie stanie, bowiem zjawisko depopulacji jest o wiele szerszym problemem, nad którego rozwiązaniem nie muszą myśleć tylko władze na szczeblu miejskim czy powiatowym, lecz także wojewódzkim i ogólnokrajowym, bowiem w ostateczności tyczy się ono całego naszego kraju. Można tu pisać o potrzebie rządowych programów skierowanych do osób młodych, ulg podatkowych, programów mieszkaniowych, zmian w obszarze polityki pracy, pobudzania rozwoju gospodarczego. Na nic bowiem zda się i najlepsza polityka miasta, jeśli polityka na szczeblu centralnym nie będzie zachęcała ludzi do pozostania w kraju, zakładania tu nowych firm. Jeśli obecnie w Polsce mamy jedną z najniższych kwot wolnych od podatku, wynoszącą zaledwie 3091 zł, podczas gdy w Niemczech jest to około 34385zł (czyli mniej więcej jedenaście razy tyle co w Polsce), wówczas zrozumiałym się staje, iż wiele osób z naszego powiatu, mając jakąś rodzinę u naszych zachodnich sąsiadów, woli się tam przenieść. Racibórz pod koniec 2014 roku miał 52 190 mieszkańców, a więc kolejny rok z rzędu odnotowano spadek (w 2013 roku mieliśmy 52 744 mieszkańców, w 2012 roku – 53 684 6), ubyło także podmiotów gospodarczych z 3686 w 2013 roku do 3606 w roku ubiegłym. Jeśli chodzi liczbę mieszkańców to niebezpiecznie zbliżamy się do osiągnięcia pułapu poniżej 50 tysięcy. Za kilka lat, jeśli nic się nie zmieni, wskaźnik ten może spaść poniżej liczby z 1939 roku, kiedy Racibórz zamieszkiwało 49.724 osób.
Dane GUS-u mówią, iż w 2030 roku, a więc już za 15 lat, w Raciborzu będzie już tylko 41 115 mieszkańców. Można się z tym pogodzić, powiedzieć – niech tak będzie i w takim tonie odebrałem wykład wygłoszony przez Pana Prezydenta mówiącego o kameralnym mieście. Jednak uważam, iż wszystkie dzwony w mieście powinny dziś zacząć bić na alarm. Nie powinniśmy się przyglądać temu, jak z roku na rok ziszcza się GUS-owska prognoza, lecz powinny zostać przedsięwzięte działania wyprzedzające. Idea powołania w Raciborzu studiów magisterskich jest jedną z wielu idei, nad którą moim zdaniem powinni pochylić się włodarze naszego miasta. Nie rozwiąże to co prawda wszystkich problemów, jednakże może spowodować, iż więcej młodych ludzi niż to ma miejsce obecnie zdecyduje się w Raciborzu zostać, zamiast wyjeżdżać stąd dzień po odebraniu świadectwa maturalnego. Ośrodek taki, jeśli oferowałby atrakcyjne kierunki, mógłby nie tylko zachęcić raciborzan do pozostania w mieście i podjęcia studiów na miejscu, lecz także skłonić osoby z pobliskich miast, takich jak Jastrzębie-Zdrój, Wodzisław czy nawet Rybnik, do przyjazdu do Raciborza.
Ostatnimi laty dokonano wielu zmian w wyglądzie miasta – wyremontowano Zamek Piastowski, który zaczął tętnić życiem (choć tu pochwała należy się władzom Powiatu Raciborskiego), wybudowano Aquapark, położono wiele kilometrów ścieżek rowerowych, zaczęto remontować drogi osiedlowe, zmodernizowano Plac Długosza, wykonano także szereg innych inwestycji. Na pewno w wielu miejscach miasto wygląda obecnie ładniej niż jeszcze kilka lat temu. Jednak to, co także jest zauważalne, to wyraźnie mniejsza liczba ludzi na ulicach. Chodząc kilka razy w tygodniu na uczelnię poprzez Rynek i ulicę Długą, widzę to z całą ostrością. Niegdyś (lecz znowu nie aż tak dawno, by osoba mająca nieco ponad 20 lat tego nie pamiętała) te dwa miejsca w naszym mieście tętniły życiem. Dziś, gdy wracam z uczelni do domu na Ostrogu właśnie przez wspomnianą ulicę Długą, to niejednokrotnie przechodniów, których mijam, można policzyć na palcach dwóch rąk, a czasem wręcz jednej ręki. Na Rynku sytuację ratują co prawda ogródki piwne rozstawiane przez restauratorów w okresie letnim, jednakże w okresie jesiennym czy zimowym większość lokali jest otwarta w trakcie tygodnia z reguły do godziny 22.00 (w weekendy do 24.00). Tak więc jeśli człowiek chciałby się gdzieś spotkać ze znajomymi podczas tygodnia, wówczas zostają jedynie spotkania we własnych domach. Nie leży co prawda w gestii włodarzy miasta mówienie właścicielom restauracji, do której ich lokalne mają być otwarte, jednakże trzeba zauważyć pewną prawidłowość, że im dana miejscowość jest większa, tym też więcej jest lokali otwartych do późniejszych godzin, więcej jest po prostu potencjalnych klientów, w związku z czym restauratorom opłaca się dłuższa praca restauracji. I tu znów można by się odwołać do tego, iż pewnym sposobem na ożywienie centrum miasta byłaby większa liczba studentów. Co bowiem robi student po zajęciach? Oczywiście przygotowuje się na zajęcia następne, jednakże czasem chce też gdzieś wyjść ze swoimi koleżankami czy kolegami z roku, aby budować, jak się to mawia w socjologii, swój kapitał społeczny i kulturowy.
Prezydent może mieć swoje zdanie odnośnie do studiów magisterskich, sensowności ich tworzenia. Jednak władze powinny zdać sobie sprawę, że im więcej będzie młodych osób w Raciborzu, tym dla miasta będzie zwyczajnie lepiej. Być może nie wypada, aby taką rzecz pisał student, jednakże samorządowcy muszą zobaczyć także pieniądze, które za każdym studentem idą. Bo choć szkolnictwo, także to na poziomie wyższym, jest w Polsce bezpłatne, to tak jak pisałem już wcześniej – student musi także gdzieś mieszkać, coś zjeść, czasem gdzieś wyjść. Zostawia więc w mieście w którym mieszka całkiem niemałe pieniądze. Studenci stanowią także kapitał zarówno intelektualny jak i prorozwojowy miasta – organizują liczne wydarzenia kulturalne (juwenalia, wystawy swoich prac, konferencje naukowe), czasem otwierają własne biznesy (akademicki inkubator przedsiębiorczości). Myślę, że zgodzimy się z tym, że gdyby w Raciborzu nie było Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, wówczas to miasto byłoby o wiele uboższe, a procesy depopulacji jeszcze bardziej przyśpieszone. Dlatego patrząc jak wiele wnoszą do naszego miasta studia tylko pierwszego stopnia, uważam, iż studia drugiego stopnia mogłyby tą sytuację jeszcze bardziej poprawić. Podkreślę na końcu jeszcze raz, że studia magisterskie w Raciborzu nie są panaceum na wszystkie kłopoty tego miasta. Problem depopulacji miast, jak słusznie bowiem zauważył Pan Prezydent, nie dotyczy tylko Raciborza, lecz także wielu innych miejscowości w Polsce, w związku z czym wymaga on podejmowania działań na różnych szczeblach, nie tylko tych gminnych. Jednakże nie wyklucza to w żaden sposób tego, iż gminy muszą dziś także mocno się zastanawiać, co należy robić, aby nie tylko zatrzymać swoich mieszkańców, ale i pozyskać nowych. Idea ośrodka studiów magisterskich jest ideą odważną, jednakże tylko takimi ideami można dziś konkurować w walce o mieszkańców. Zrewitalizowane skwery, nowe ścieżki rowerowe – choć ważne, to jednak nie mają dużej siły zatrzymywania czy przyciągania nowych mieszkańców. Tę siłę mają natomiast w bardzo dużym stopniu praca oraz dostęp do edukacji, przy czym oba te aspekty według mojej opinii pozostają ze sobą w ścisłej korelacji. Tam, gdzie działają prężne ośrodki naukowe, tam też zwiększa się liczba nowych miejsc pracy w nowych, często innowacyjnych zakładach, co powoduje przybywanie nowych osób do danego miasta. I choć może cały powyższy tekst zawiera tylko dywagacje niepoprawnego marzyciela, to jednak nikt nie może zabronić nikomu marzyć o mieście, o którym powstawały kilkadziesiąt lat temu prace dyplomowe, kreślące jego rozwój do 120 tysięcy mieszkańców.
Michał Potracki, III rok socjologii
Artykuł zaczerpnięto z miesięcznika Eunomia nr 4 (80) kwiecień 2015
Prezydent tego i tak nie zrozumie.
Udało się doczytać do końca 🙂 No i pięknie, mądry chłopak.. może tak prezydent i cała reszta zaczęliby korzystać z pomysłów mieszkańców?
Bardzo ciekawy tekst a pomysł żeby utworzyć w Raciborzu studia magisterskie wcale nie wydaje się być pomysłem złym
Nie czytałem do końca, ale nie jest tajemnicą, że Lenk przypomina trochę Komorowskiego, zupełnie nie rozumie co się dzieje do okoła i podsuwa banalne odpowiedzi na trudne pytania. Brak mu fantazji i odwagi. Taki ot zwykły urzędnik z Ocic. Racibórz nigdy się nie wybije z takimi ludźmi u steru, nie łudźmy się.