Modernizacja wiaduktu na linii Kędzierzyn-Koźle – Racibórz spowodował, że część mieszkańców wsi legalnie nie ma jak dojść nawet do dworca kolejowego.(Zobacz videoreportaż)
Remont wiaduktów w Nędzy od kilku tygodni spędza sen z oczu części mieszkańców miejscowości. Decyzja Zarządu Dróg Wojewódzkich o tym, żeby wreszcie zmodernizować oba obiekty oznacza dla nich olbrzymie perturbacje. Zadanie podzielono na dwa etapy – w pierwszym remontowany będzie wiadukt na linii Kędzierzyn – Koźle – Racibórz. Inwestycja stanowi kłopot zwłaszcza dla mieszkańców wioski położonej po stronie miejscowości oddzielonej torami od centrum i ludzi, którzy mieszkają w budynkach na terenie byłego PGR (czyli tzw. „Trawników”). Modernizacja wiaduktu naraża ich na koszty i właściwie pozbawia szans na normalne funkcjonowanie. Powodem jest brak możliwości przejścia dla pieszych z części wsi oddzielonej od centrum Nędzy torami kolejowymi. Problematyczny jest również dojazd samochodem, objazdy bowiem oznaczają nadłożenie drogi o nawet kilkadziesiąt kilometrów dziennie. W perspektywie czasu oznacza to potężne uszczuplenie dochodów mieszkańców, którzy muszą chociażby dojechać do pracy. Jeśli jednak objazd oznacza wydatki, to brak przejścia dla pieszych przez tory kolejowe de facto skazuje ich na wykluczenie. Po drugiej stronie torów bowiem znajdują się wszystkie ważne dla mieszkańców instytucje – urząd, szkoła, przedszkole, sklepy, kościół. Zostaje dla nich jedna droga – przez tory. Jest to droga niebezpieczna i … nielegalna. Kolej nakłada bowiem mandaty w wysokości 60 zł. za przejście przez tory w miejscu do tego niewyznaczonym.
Remont wiaduktu to olbrzymi problem dla mieszkańców tej części Nędzy, która jest odcięta od centrum wsi przez tory kolejowe. (videoreportaż Mariusza Jankowskiego i Leszka Iwulskiego)
Do tej pory rolę przejścia pełniły właśnie wiadukty. Kiedyś, jeszcze 3 lata temu nad torami wisiała kładka, ale kolej postanowiła ją zlikwidować. Jakie były przyczyny decyzji o demontażu kładki? Kolej powołuje się na to, że była ona w złym stanie technicznym i jej użytkowanie groziło wypadkiem. Mieszkańcy starali się, żeby kładka zostali. Własnym sumptem dokonywali drobnych remontów, a gmina chciała nawet uczestniczyć w kosztach utrzymania tej infrastruktury. Zwyciężyła jednak opinia PKP i kładki znikły. Brak tego przejścia mści się teraz, gdy z uwagi na remont wiaduktu część wsi będzie odcięta od świata. W tej sytuacji mieszkańcy postanowili walczyć o swoje interesy. Zawiadomili lokalne media, sprawą zainteresowali się również politycy (w sprawie interweniował m.in. radny wojewódzki Adam Gawęda). Jako pierwszy o problemie napisał raciborz.com.pl. Determinacja mieszkańców części Nędzy doprowadziła do tego, że inwestor (czyli ZDW) zorganizował spotkanie w kwestii wyjścia z dramatycznej sytuacji. Spotkanie miało miejsce na remontowanym wiadukcie 17 września. Pojawili się na nim przedstawiciel ZDW (Jarosław Kalinik – Kisielów), Polskich Linii Kolejowych (Leon Fila), zainteresowani mieszkańcy, radny powiatowy Franciszek Marcol oraz radny gminny Julian Skwierczyński.
Pociągi sunące przez Nędzę stanowią zagrożenie dla mieszkańców, którzy w wyniku remontu wiaduktu zostaną pozbawieni przejścia dla pieszych.
Pierwsze 15 minut spotkania wyznaczały usprawiedliwione pretensje mieszkańców oraz przedstawienie przez nich położenia, w jakim się znaleźli z uwagi na modernizację wiaduktów. Lokalni politycy szukali przede wszystkim winnych sytuacji, kładąc nacisk na zaniedbania gminy w tej sprawie. Jednak stosunkowo szybko dywagacje o tym czy gmina mogła, czy nie mogła zadbać o istnienie kładki zastąpiła krótka dyskusja między przedstawicielem PLK Leonem Filą i dwoma mieszkańcami gminy. W ciągu 5-6 minut panowie znaleźli tymczasowe rozwiązanie problemu, czyli zgodzili się co do lokalizacji miejsca, w którym najlepiej będzie położyć przejście na poziomie torów. Jarosław Kalinik z ZDW wraz z przedstawicielem wykonawcy po zobaczeniu miejsca ocenił, że jest wykonanie przejścia dla pieszych i rowerzystów w tej lokalizacji jest możliwe. Miejsce to zostało wyznaczone tuż za nastawnią w odległości ok. 100 metrów od wiaduktu na wysokości dwóch semaforów. Zgoda mieszkańców była w tym przypadku nieodzowna, ponieważ początkowo chciano położyć przejście po drugiej stronie wiaduktu, co oznaczałoby, że mieszkańcy raczej ryzykowaliby przejście przez tory, aniżeli szli do dość odległego przejazdu, który byłby w dodatku dość niebezpieczny. Jarosław Kalinik-Kisielów powiedział: – dla nas budowa przejscia to koszt ok. 200 tys. zł. Jeśli mamy to zrobić, to po to, aby było to wykorzystywane. –
W chwilę po uzgodnieniu przedstawiciele PLK i ZDW oraz mieszkańców zadecydowali, że najlepiej będzie, jeśli podjęte wstępne decyzje nie pozostaną jedynie w sferze „na gębę” i spisze się je w formie oficjalnej notatki. Fila poinformował również mieszkańców, że aby przyśpieszyć inwestycję należałoby ją wdrożyć w drodze tzw. projektu wykonawczego. Notatka ze spotkania została sporządzona w Urzędzie Gminy Nędza w obecności Policji, która przybyła na miejsce i bardzo szybko dokonała oględzin miejsca. W urzędzie pojawili się ponadto przedstawicieli inwestora, wykonawcy, PLK oraz zainteresowanych mieszkańców. Gospodarzem spotkania była pani wójt Anna Iskała. Przejście ma mieć kategorię „E”, czyli przejścia publicznego. Będzie ono obsługiwane przez dróżnika w wyznaczonych godzinach (rannych i popołudniowych).
Dla prowadzących inwestycje problem z przejściem wyznacza również kierunek działania w przypadku drugiego wiaduktu, który ma być remontowany po zakończeniu modernizacji pierwszego obiektu. Tym razem ZDW deklaruje, że rozwiązanie pojawi się jeszcze przed rozpoczęciem inwestycji. Problemem dla mieszkańców jest także bardzo długi objazd (w zależności od wariantu wynoszący 15 lub 17 kilometrów) do centrum Nędzy. Oznacza to potężne koszty (jedna z mieszkanek skarżyła się, że może on pochłonąć nawet jedną pensję w domu) i marnotrawstwo czasu (nawet do godziny). Niestety dowiedzieliśmy się, że nie jest możliwe zorganizowanie krótszego objazdu. Prowizoryczna droga biegnąca obok torów, którą wskazywali mieszkańcy jako ewentualną alternatywę, nie wchodzi w grę. Pani wójt Iskała jednoznacznie wskazuje na powody, dla których musi powiedzieć „nie”. Po pierwsze obecny stan tego miejsca nie pozwala na to, by mogło by ono stanowić substytut drogi publicznej. Po drugie nakładają się na to kwestie własności (teren częściowo należy do PKP, Skarbu Państwa i do nadleśnictwa). Po trzecie wreszcie przechodzi ono przez teren rezerwatu Łężczok, co oznacza że trzeba by ingerować w tereny objęte programem „Natura 2000”.
Iwulski Leszek
To kto jest wójtem w Nędzy? Z artykułu bowiem wynika, że Anna Iskała jest jedynie żoną wójta. Świadczy o tym wyrażenie „wójtowa Iskała” powtórzone dwa razy przez autora. Panie Iwulski – może warto czasami zajrzeć do słownika języka polskiego zamiast pisać bzdury?
http://samorzad.pap.pl/palio/html.run?_Instance=samorzad_nowy.pap.pl&_PageID=7&dep=121868&_CheckSum=-842846434 Skoro językoznawcy twierdzą, że forma jest dopuszczalna, to nie będę się z nimi kłócić. Z kontekstu jednoznacznie wynika, że chodzi o osobę sprawującą funkcję publiczną. Jednak jeśli Pana tak razi użycie słowa mogę poprawić je na wyrażenie „Pani wójt”
Autor