Legenda polskiej piosenki aktorskiej wystąpiła w Raciborskim Centrum Kultury w sobotni wieczór, 16 kwietnia. Widzowie byli zachwyceni, a płyty schodziły jak świeże bułeczki. ZDJĘCIA
Antonina Krzysztoń zadebiutowała w latach osiemdziesiątych na Festiwalu Piosenki Zakazanej w Hali Oliwii w Gdańsku. Po ogłoszeniu stanu wojennego zaczęła występować nieoficjalnie w mieszkaniach prywatnych, kościołach i wybranych klubach studenckich, występowała na wszystkich najważniejszych imprezach z piosenką literacką (m.in. FAMA, Zamkowe Spotkania „Śpiewajmy Poezję”, Festiwal Piosenki Aktorskiej w Krakowie), związana była również kabaretem „Pod Egidą”.
Poza własnymi tekstami opracowywała też wiersze Zbigniewa Herberta i piosenki czeskiego barda Karela Kryla. Współpracowała przy projektach artystów takich jak: Michał Lorenc, Mietek Szcześniak, Leszek Możdżer, Marcin Pospieszalski, Zbigniew Wegehaupt, Wojciech Waglewski, Krzysztof Knittel…
Koncert piękny by był gdyby nie fotograf, który mimo prośby Pani Antoniny zamęczał wykonawców serią zdjęć do samego końca wchodząc i łażąc po scenie. Było to irytujace i dla wykonawców i dla nas widowni. Nieprofesjonalne to było i aż dziwne że nikt z obsługi RCK nie zareagował ;(
Wybierając się na koncert cenionej przeze mnie Antoniny Krzysztoń ufnie zakładałem, że organizujące go RCK jako instytucja kultury potraktuje zarówno Antoninę Krzysztoń i jej zespół jak i (a może przede wszystkim) nas widzów z należnym szacunkiem i umożliwi w należnym skupieniu i właściwym nastroju wysłuchać subtelnych, mądrych i pięknych pieśni zaproszonej artystki – niestety zawiodłem się. Obecny na widowni (bez wątpienia za zgodą kierownictwa RCK) natrętny jak spragniony komar, przelatujący z jednej strony podscenium na drugą ze swym szklanym żądłem ” paparazzi” skutecznie burzył misternie budowany przez panią Antoninę nastrój i zamiast tak oczekiwanego wyciszenia i zadumy budził uzasadnioną niestety irytację. Człowiek mniemający się być fotoreporterem okazał się być ślepym i głuchym nawet na jednoznaczne gesty samej gwiazdy wieczoru – apogeum stanowiło jego (nie można tego inaczej nazwać) wdarcie się na scenę i „atakowanie” artystów pstrykającym żądłem z bezpośredniej bliskości – to wszystko przy całkowicie biernej postawie obecnych tam pracowników RCK.