„… nawet mu przez myśl nie przechodzi, żeby sprawdzać mój paszport, wklepywać numer w jakiś system. W Turcji głównym, obowiązującym systemem jest wzajemna pomoc…”.
2 grudnia w „Strzesze” przy pełnej sali podróżnik i filozof Leszek Szczasny opowiadał o swojej ostatniej wyprawie do Turcji, w której „obowiązującym systemem jest wzajemna pomoc”.
– W klitce krawieckiej proszę o naładowanie przez noc baterii. Mimo moich oporów właściciel dzwoni na policję. Przychodzi jej szef i idzie ze mną szukać miejsca na nocleg dla mnie! – opowiadał Szczasny. – Nawet mu przez myśl nie przechodzi, żeby sprawdzać mój paszport, wklepywac numer w jakiś system. W Turcji głównym, obowiązującym systemem jest wzajemna pomoc. Pierwsze miejsce jest zaszczane. Idziemy dalej. Przy okazji on wizytuje sklepy, bawi się z bezpańskimi psami. Informuje się tu i tam. Siadamy w parku. Myśli. Eureka! Pustostan przy samym rynku-targu. Każe mi tam zostawić bagaż i iść dalej z nim. Idę dalej z nim, i z bagażem jednak też. Pokazuje mi gdzie jest szalet. Potem siadamy w barze. Wręcza mi wypisaną odręcznie kartkę. Mam ją pokazać, gdyby mnie w nocy ktoś niepokoił. Wracamy do pustostanu. Wchodzimy na piętro. On bierze miotłę i wymiata gruz, w miejscu gdzie mam spać. Nie mogę się powstrzymać od śmiechu za jego plecami. A gdy bierze dwie cegłówki i pokazuje, że mam ich użyć jako zagłówka, to komizm tej sytuacji sięga zenitu. I to właśnie dlatego, że mam poczucie humoru, zostaję w tym (raczej miernym) miejscu na noc… – wciągał w opowieść słuchaczy.
/SaM/
Jeśli jesteś zainteresowany całą opowieścią, możesz ją otrzymać w wersji oryginalnej. Kontakt: [email protected]
Wielka turecka wyprawa Leszka Szczasnego
- reklama -