O husytach, rycerzu i poniewieranej miłości

Działo się to ponoć podczas wojen husyckich. Był rok 1428. Książę Mikołaj przygotowywał gród raciborski do obrony. Straże wystawiono daleko za miastem. Jeden z rycerzy trzymał straż w kierunku na Opawę.

Husyci woja pojmali i torturami próbowali wydostać informacje na temat obronności grodu. Rycerz był dzielny, nie wyjawił ni słowa, wzywając Najświętszą Panienkę na pomoc. Husyci założyli wojowi na szyję pętlę, chcąc go powiesić na pobliskim dębie. Wtem rozległ się tętent końskich kopyt. Jak wicher wpadł jeździec i husytów pokonał. Rycerz oswobodzony chciał podziękować wybawcy. Kiedy się odwrócił jeźdźca już nie było. Powziął śluby, że podziękuje Maryi i uda się pieszo do Częstochowy. Swą obietnicę spełnił kilka lat później. Długi czas wpatrywał się w cudowny obraz Jasnogórskiej Madonny. Godziny mijały, a oblicze Maryi i Jezusa promieniowało, napełniając rycerza wielką łaską. Znalazł na Jasnej Górze mistrza, który mu taki obraz namalował. Po powrocie powiesił obraz na dębie, przy którym doznał cudownego ocalenia. Wkrótce powstała kapliczka, którą opiekował się ksiądz, ze Starej Wsi.

- reklama -

 

W tym czasie śmiertelnie zachorował hrabia z zacnego węgierskiego rodu. Modlił się do Matki Bożej o uzdrowienie. Pewnej nocy we śnie Maryja poleciła mu udać się do Raciborza, gdzie za miastem odnajdzie na starym dębie kapliczkę. Tam ma zostać odprawiona Msza Św. w intencji jego zdrowia. Tak się też stało. Hrabia po niedługim czasie, odzyskał zdrowie.

 

Wkrótce powstał tu mały drewniany kościółek, a z czasem zbudowano kościół z kamienia. Kroniki parafialne i tradycja opowiadają o licznych cudach, jakie za sprawą Matki Bożej Raciborskiej miały tu miejsce.

 

Do Matki Raciborskiej od setek lat pielgrzymują wierni. Podczas całego roku do jej stóp zmierzają 22-parafie. W ostatnią niedzielę sierpnia pielgrzymuje parafia Wniebowzięcia NMP, Serce Jezusa z Raciborza.

 

O czternastej było jeszcze pochmurno, siąpił sierpniowy deszczyk. Dziesięć minut później, kiedy procesja wyszła z kościoła, wyjrzało słońce, osuszyło drogę – ot przypadek.

 

Po co pielgrzymować? – niektórzy pytają. Po co jeść? – odpowiadają inni. Blisko 600-osobowa grupa ruszyła w krótką, modlitewną drogę. Każdy z niewidzialnym tobołkiem spraw, próśb, skarg i zażaleń. Nie ma modlitw niewysłuchanych –wszystkie wracają, przeczytałem gdzieś. Wracają, tylko kiedy? I czy na czas? A jeżeli się spóźnią? Powtarza się Tomaszowa odpowiedź, „Jeśli nie włożę ręki mojej w bok Jego…”.

 

Kustosz sanktuarium ksiądz Eugeniusz Dębicki „pojechał po bandzie”. Z wielką delikatnością odwołał się w kazaniu do dzisiejszego świata, świata podważającego wartość rodziny. Do XXI wieku krzyczącego za miłością. „Miłość jest niekochana, brak szacunku w rodzinach, męża do żony, dzieci do rodziców, jest moda na związki bez ślubu, bez Boga. A dzieje się tak, mówił proboszcz, bo miłość jest poniewierana, bo krzyż, który jest miłością jest poniewierany, nawet zawodnikom przed meczem zabrania się znaku krzyża. Człowiek może osiągnąć wszystko, jeżeli miłości by nie miał pozostanie niczym”.

 

Wieczorem myślałem o rycerzu, który bronił gród raciborski i nie dał się złamać. Myślałem o życiu, które galopuje tak, szybko, że jeździec go nie dogoni. Albo i dogoni za późno.

 

Ryszard Frączek

- reklama -

3 KOMENTARZE

  1. Łał aż się wzruszyłem normalnie. Nie znam autora, ale za ten piękny tekst głosował bym na niego, gdyby na przykład kandydował w jakiś wyborach. Budzi zaufanie to szczere oblicze

  2. Oj człowieku, Ty Go jeszcze nie znasz. Teraz zapewne robi sobie już kolejną kampanię wyborczą . Już dwukrotnie kandydował na prezydenta i przegrał, ostatnio nawet nie został radnym.. Powodów jest wiele. A pan Rysiek powinien mieć odrobinę honoru i skromności.

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj