Jak mówi nigdy nie myślał o tym, że mógłby trenować karate. Chciał być ekonomistą, a został nauczycielem Wychowania Fizycznego. O tym jak karate zmienia charakter i życie człowieka opowiada sensei Grzegorz Wachowski.
Jak się zaczęła Pana przygoda z karate? Co Pana w tym zafascynowało?
Tak naprawdę nigdy nie interesowałem się karate. Od najmłodszych lat trenowałem zapasy i trwało to aż do 8 klasy szkoły podstawowej. Nawet byłem w klasie sportowej o profilu zapaśniczym. Jednak kiedy skończyłem tę szkołę, zacząłem szukać czegoś innego. Czegoś, co będzie podobne do zapasów, ale nie koniecznie musi nimi być. Myślałem o judo, jujitsu i w końcu zapisałem się na samoobronę, którą prowadziło dwóch karateków. Ten kurs trwał trzy miesiące, ale w trakcie dużo osób z niego zrezygnowało. Instruktorzy zaproponowali nam, żebyśmy zapisali się na karate. Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z karate. Wcześniej nigdy o tym nie myślałem. Na karate zapisałem się więc przez przypadek. Na samoobronę zapisałem się pod koniec 1981 roku, a na karate na początku 1982 roku. Dopiero po czasie karate stało się moją pasją, hobby – takim na całe życie. Myślę, że będę zawsze ćwiczył, oczywiście na ile mi zdrowie pozwoli.
Jak wyglądała droga od początków treningów do zdobycia czarnego pasa? Jak to wygląda? Musi minąć jakiś określony czas, trzeba mieć jakiś kolor pasa żeby móc iść dalej?
W trakcie treningów można zdobywać stopnie, tzw. kyu. Zaczyna się od dziesiątego kyu. Oczywiście to uległo pewnej modyfikacji, bo jak ja zaczynałem to biały pas to był 8 kyu, a teraz zaczyna się od 10 kyu i jest to pas pomarańczowy. Pas biały ma ktoś, kto dopiero rozpoczyna treningi i nie zdawał żadnego egzaminu. Jeśli zda pierwszy egzamin na 10 kyu to ma pas pomarańczowy. 10 kyu jest to najniższy stopień szkoleniowy, a 1 kyu jest to pas brązowy z czarną belką i jest to najwyższy stopień szkoleniowy. Po tych stopniach szkoleniowych są stopnie mistrzowskie – dan. Zaczyna się od 1 dan. Najwyższy w naszym stylu – Karate Kyokushinkai – miał Masutasu Oyama. Miał 10 dan. Ja obecnie mam 2 dan. Najbardziej mi zależało na 1 dan, na czarnym pasie. To był mój cel. Oczywiście zdawanie na stopnie kyu nie jest obowiązkowe. Jeśli ktoś czuje się gotowy i chce zdawać, wtedy zdaje. Do tego trzeba systematycznie trenować. Im wyższe wtajemniczenie tym więcej czasu trzeba poświęcać karate. Na początku to wystarczy trzy razy w tygodniu, a później trzeba więcej. Ja codziennie, czasami dwa razy dziennie trenowałem. Im więcej czasu się poświęci karate tym lepszy jest efekt.
Proszę powiedzieć, kiedy wpadł Pan na pomysł aby uczyć innych karate? Co Pana do tego skłoniło?
To też się stało przez przypadek. Nigdy nie chciałem prowadzić treningów. Nawet sobie tego nie wyobrażałem. Nie interesowało mnie to. Interesował mnie trening karate i to było dla mnie najważniejsze. Chciałem trenować, zmęczyć się, dać z siebie wszystko – to było dla mnie ogromną wartością. Zaczęło się to zupełnie przez przypadek, kiedy sempai Zygmunt Czech (mój pierwszy nauczyciel) zlecił mi prowadzenie jednej z grup początkującej. Po jego wyjeździe musiałem prowadzić nie tylko grupę początkującą, ale też zaawansowaną. W między czasie zrobiłem kurs instruktora karate, a obecnie robię kurs trenera karate. Tak to się właśnie zaczęło. Nie dlatego że chciałem, tylko bardziej dlatego że musiałem, ale teraz się w tym w pełni realizuję.
Czy to trenowanie innych nie przeszkadza jakoś w samodoskonaleniu własnych umiejętności?
Na pewno jest mniej czasu na trening indywidualny. Trenowanie innych wpływa na mnie bardzo motywująco. Ciągle muszę podnosić sobie poprzeczkę. Kiedy widzę, że moi uczniowie idą do przodu to jest to dla mnie takim bodźcem do tego, aby iść dalej, samodoskonalić się. Oni idąc do przodu w jakiś sposób mnie dopingują do większego zaangażowania na treningu oraz poza treningiem.
Ile czasu poświęca Pan własnemu, indywidualnemu treningowi karate?
Staram się też na treningach przećwiczyć wszystkie rozgrzewki z uczniami. Teraz w zależności od tego jaką mam grupę. W grupie początkującej jestem bardziej jako instruktor czy trener, czyli więcej czasu poświęcam im, chodzę i poprawiam ich. W grupie zaawansowanej mogę już poćwiczyć więcej. Mam trzy treningi z grupą zaawansowaną. Z nimi mogę poćwiczyć, ale oczywiście też pełnię rolę instruktora. Obecnie dwa razy w tygodniu, oprócz tych treningów, poświęcam czas indywidualnym treningom karate. Kiedyś te proporcje były inne, prowadziłem trzy lub cztery treningi, a więcej czasu poświęcałem sobie. Teraz mam mniej czasu na swój trening, ale staram się też robić coś dla siebie.
Na kim się Pan wzoruje? Ma Pan jakiegoś swojego mistrza?
Na pewno jest nim mistrz Masutasu Oyama, który całe swoje życie podporządkował treningowi karate. Oczywiście ja tak swojego życia nie podporządkuje karate jak On, ale jest dla mnie pewnym wzorem. Mastasu Oyama pokazuje nam co można osiągnąć poprzez duże zaangażowanie i nie chodzi tylko o uzyskanie jakieś splendoru, jakiejś chwały. Ja i myślę, że również mistrz Masutasu Oyama patrzył na karate jako na sposób samodoskonalenia się, pracy nad sobą. Mistrz wymyślił właśnie takie zasady – przysięgę dojo, którą każdy trenujący przed egzaminem na kyu składa. Przysięga składa się z 8 punktów i mówi o tym, że będziemy się doskonalić, że będziemy wierni naszym ideom, będziemy przestrzegać zasad grzeczności, poszanowania starszych. Na treningach karate nie uczymy się tylko kopać, uderzać. W tej nauce zawarte są także wartości moralne, które trzeba stosować. Karate ma służyć samoobronie, a nie atakowi. Jakbym się dowiedział, że któryś z moich uczniów bez powodu zastosował karate to z pewnością pożegnalibyśmy się. Myślę, że osoba trenująca karate musi mieć nie tylko silne mięśnie, umieć dobrze uderzyć, być sprawnym fizycznie ale przede wszystkim umysłowo. Musi wiedzieć jak się zachować w pewnych sytuacjach. Między innymi o tym mówię na treningach i staram się to jakoś przekazać uczniom. O tym mówił też Masutasu Oyama – karate nie służy do ataku tylko do obrony.
A Panu już się przydało do samoobrony?
Tak, przydało się. Nie tylko karate, ale też jakieś elementy zapasów.
Brał lub bierze Pan udział w zawodach? Ma Pan jakieś tytuły mistrzowskie?
Kariera zawodnicza już jest poza mną. Startowałem w zawodach ogólnopolskich i w mistrzostwach Polski. Nie było żadnych tytułów. W karate nie interesował mnie nigdy sport, karate zawsze traktowałem raczej jako sztukę. Sport był przy okazji. Chciałem sprawdzić się, zobaczyć jak to jest na zawodach. Wygrywałem walki, ale nigdy nie stanąłem na podium mistrzostw polski. Także epizod zawodniczy w karate też mam zaliczony. Trenuję nie dla sportu, sukcesów tylko dla samego siebie. Chcę się doskonalić, pokonywać kolejne bariery, pokonywać swoje słabości. To jest właśnie to co ja rozumiem jako sztuka karate.
Słyniecie ze spektakularnych wyczynów. Podczas pokazów łamiecie stosy desek, cegieł kantem dłoni. Jak to się robi?
To rozbijanie twardych przedmiotów nazywa się tameshi wari. Na pokazach jest to bardzo spektakularne. Ludzie się zastanawiają jak można uderzyć w cegłówki lub kilka desek, złamać je i ręka jest cała. Oczywiście to wymaga przygotowania, precyzji uderzenia, odpowiedniego przygotowania. Zdarza się oczywiście, że ktoś źle trafi i później jak to mówimy, dany przedmiot oddaje. Wtedy gdy taka próba tameshi wari się nie uda to może taka osoba doznać jakiejś kontuzji. Ostatnio na pokazach jakoś szczęśliwie się składa że nikt takiej kontuzji nie doznał. Wiele z tych osób już wielokrotnie to robiła i zna swoje możliwości. Długo trenujemy i te próby mamy przeważnie udane.
Karate jak sam Pan mówi jest dla Pana bardziej sztuką, filozofią. Co dało Panu w życiu karate?
Oprócz satysfakcji, myślę że na pewno wpłynęło na moją osobowość. Częściowo też na mój charakter. To że potrafię czasami zagryźć zęby i dążyć do celu czy nie poddawać się tak łatwo, to wszystko dzięki treningowi karate. Na pewno dzięki karate mam teraz taką pracę a nie inną. Myślę, że to dzięki karate skończyłem studia AWF we Wrocławiu i to mnie ukierunkowało na taki zawód, który teraz wykonuję, a jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Przed podjęciem treningów karate chciałem być, tak jak moja mama magistrem ekonomii, ale myślę że dzięki karate stwierdziłem że to nie będzie to i poszedłem w stronę wychowania fizycznego i to się sprawdziło. Może finansowo byłbym lepiej sytuowany jako główny księgowy czy jako menager, ale chyba nie miałbym takiej satysfakcji jako nauczyciel WF-u. Pracując jako instruktor karate mam większą satysfakcję. Moim zdaniem, nie wszystko w życiu powinno się robić dla pieniędzy.
Dzisiaj po tylu latach doświadczeń pewnie mógłby Pan polecić ludziom karate. Jakby Pan to zrobił? Dlaczego warto trenować karate?
Niedawno robiliśmy taką ankietę wśród naszych uczniów. Ankieta zawierała dwa pytania – dlaczego rozpocząłeś treningi i co dał ci trening karate? Niektórzy chcieli poprawić swoją sprawność fizyczną, a niektórzy chcieli się umieć obronić i to były dwie główne odpowiedzi, które u tych moich uczniów zadecydowały o podjęciu treningu karate. Ja też zacząłem trenować głównie po to, żeby umieć się obronić. Czasy są takie, a nie inne i człowiek czasami czuje się zagrożony i chciałby mieć możliwość samoobrony. To były te główne czynniki. Osobom, które chcą poprawić swoją sprawność fizyczną, osobom które chcą umieć zachować się w sytuacjach trudnych na pewno poleciłbym karate. W tej ankiecie było również pytanie "co dało ci karate". Prawie wszyscy stwierdzili poprawę sprawności fizycznej, co jest naturalną rzeczą, ponieważ zawsze na treningach jest dużo ćwiczeń ogólnorozwojowych. Same techniki wpływają też na rozwój fizyczny, psychofizyczny człowieka. Wiele osób stwierdziło, że charakter im się wzmocnił, że są bardziej odporni na stres oraz na ból. To wszystko dzięki treningowi karate. Moi uczniowie przede wszystkim maja tez szacunek do drugiego człowieka. Takie odpowiedzi padały.
Kiedy ma się już ten czarny pas to czy można dojść jeszcze dalej? Czy w karate są jakieś bariery?
Myślę, że nie ma takich barier. Ja robiąc jakąś technikę przez 10 czy też 11 lat dostrzegam w końcu w niej coś jeszcze. W prostej technice. Robiąc ją okazuje się, że można ją jakoś inaczej wykonać. To się czuje wtedy, że ta technika jest inaczej wykonana. W karate nie ma barier których nie można pokonać. To wszystko zależy od nas. Człowiek cały czas się doskonali. Uważam, że karate jest sztuką. W sporcie oczywiście bariery są. Bokserzy, zapaśnicy to są zawodnicy na jakiś okres czasu. W sporcie jest bariera, której się już nie przeskoczy, a w sztuce karate cały czas można ćwiczyć, cały czas można się doskonalić. Wszystko zależy od naszego czasu, od tego w jakim stopniu możemy się poświęcić tej sztuce. Wtedy możemy te bariery pokonywać. Oczywiście wiadomo, że z wiekiem pewne sprawy dotyczące sprawności fizycznej spadają, ale ruchy do karate można robić coraz lepiej.
Dziękuję za rozmowę
Czytaj również inne artykuły z cyklu "Pasje raciborzan":
– Waldemar Pudlak – sokolnictwo
– Michał Klicki, rycerz po godzinach
– Marcin Komorowski – fotografia
– Kamil Hołek, raciborski Moonwalker
– Żeglarstwo – marzenie, które udało się ziścić cz. 1
– Żeglarstwo – marzenie, które udało się ziścić cz. 2
– Żeglarstwo – marzenie, które udało się ziścić cz. 3
Zobacz również >> stronę internetową raciborskiego Klubu Kyokushin Karate
/p/
Sensei Wachowski to bardzo dobry „nauczyciel” karate i dobry człowiek. Kiedyś u niego trenowałem i nie żałuję. Pozdrawiam całe dojo.