Odkrywanie śląskiej kultury ludowej cz. 2

W 47 numerze Eunomii opublikowany został artykuł poświęcony kilku, mającym charakter eseistyczny, publikacjom z dziedziny folklorystyki śląskiej. Obecnie prezentujemy kolejną część tych rozważań dr Janusza Nowaka. 

Ogromna liczba publikacji naukowych z dziedziny folklorystyki, które ukazały się w ostatnich dziesięcioleciach i całkowicie zmieniły – w stosunku do ludoznawstwa tradycyjnego, dziewiętnastowiecznego – spojrzenie na przedmiot badań folklorystycznych (a więc wytwory  kultury ludowej), nie wpłynęła jednak w większym stopniu, jak się można przekonać na każdym kroku, na sposób myślenia o folklorze, prezentowany w  równie licznych książkach wyrażających, nazwijmy to tak, amatorski (w znaczeniu szlachetnego umiłowania danego zjawiska, nie zaś „amatorszczyzny”), „entuzjastyczny” stosunek do ludowych przekazów. Ukształtowany w dziewiętnastym stuleciu paradygmat romantycznego spojrzenia na folklor nie został w powszechnym wyobrażeniu o istocie kultury ludowej przezwyciężony do dzisiaj. Paradygmat ten polega, w największym skrócie, na postrzeganiu opowiadań, wierzeń, obrzędów, pieśni ludu jako zespołu zjawisk cechujących się dawnością, „starożytnością” i z tego względu lokowanych   w kontekście muzealno-skansenowym. Folklor w tym ujęciu to „stare”, archaiczne, godne szacunku „eksponaty”, które warto od czasu do czasu odkurzyć, przedstawić ludziom żyjącym współcześnie, aby przeżyli oni swoiste przeniesienie się do czasów prababek i pradziadków1. Aktualizowanie przekazów folklorystycznych jawi się w tej perspektywie jako odmiana modnych obecnie rekonstrukcji historycznych, które działają jak specyficzne wehikuły czasu, pozwalające na wejście w atmosferę czasów dawnych. Tak rozumiany folklor odcinany jest od współczesności, od życia społeczności hic et nunc. Jest traktowany wyłącznie jako fenomen historyczny, jako „archeologia” społeczna. A przecież już od kilkudziesięciu lat (przynajmniej od połowy lat 70., kiedy swoje przełomowe publikacje ogłosił Czesław Hernas oraz inni uczeni związani z „Literaturą Ludową” i wrocławskim ośrodkiem ludoznawczym) folklorystyka naukowa całkowicie inaczej postrzega wytwory kultury ludowej. Owa odmienność w stosunku do tradycyjnej „skansenowości” polega przede wszystkim na wprowadzeniu perspektywy antropologicznej do rozważań nad folklorem: istotne stało się badanie funkcji przekazów ludowych we współczesnym życiu danej społeczności, to znaczy dociekanie, CZY teksty, wierzenia i obrzędy ludowe występują dzisiaj w społecznym działaniu, a następnie ustalanie JAKIE to teksty, wierzenia i obrzędy (znane z dawnych zbiorów, czy też może jakieś nowe, nieznane wcześniej), JAK się wyrażają (w jakich formach, sytuacjach, przy pomocy jakich narzędzi komunikacyjnych itd.) oraz CZEMU służą, do czego są potrzebne członkom danej społeczności, jakie pełnią funkcje. Wyrażona przez Czesława Hernasa (niejako w imieniu całej generacji folklorystów aprobujących tendencję antropologiczną) pod koniec lat 70-tych deklaracja, że „wychodzę od pytania, jak żyje folklor dziś, (…) [jest ono] najważniejsze, bo my żyjemy dziś i jeśli nie zapiszemy odpowiedzi na pytanie jak folklor żyje teraz, to za 50 lat nikt tej odpowiedzi nie da”. Owa antropologiczna opcja folklorystyczna jest oczywiście silnie obecna w pracach naukowych, które z założenia docierają jedynie do wąskiego kręgu odbiorców. Natomiast w powszechnym odbiorze folkloru dominuje scharakteryzowane wyżej przekonanie o obcowaniu z historycznością, antykwarycznością, dawnością, z czymś, co jest wprawdzie urokliwe i wzruszające, ale nie ma żadnego związku ze współczesnym  życiem społeczeństwa. Takie właśnie przekonanie sprawia, że istnieje swoisty popyt na rozliczne zbiory np. opowieści ludowych, dokumentujące bogactwo folkloru (rozumianego jako coś dawnego, „muzealnego”) danego regionu. Pobyt ten jest oczywiście animowany przez współczesnych lokalnych „starożytników” (jak w XIX stuleciu nazywano miłośników regionalnej historii i kultury), którzy swoimi działaniami podtrzymują paradygmat folkloru jako archaicznej kultury ludu. Mieszkańcy poszczególnych miejscowości, regionów i subregionów, zainspirowani przez lokalnych „kulturalników” (ten dosyć toporny termin, oznaczający osoby zajmujące się animacją społeczno-kulturalną, upowszechnia się ostatnio w mediach), interesują się żywo dziejami swoich „małych ojczyzn”, przy czym ogólny termin „dzieje” („historia”) obejmuje również właśnie kulturę ludową, czyli folklor. Nie należy oczywiście dyskwalifikować i lekceważyć owych intensywnych przedsięwzięć, mających na celu popularyzację lokalnej kultury, przeciwnie, ich realizatorzy zasługują na wielki szacunek. Jednak trzeba z naukowego obowiązku zauważyć, że rozmijanie się badań folklorystycznych (realizowanych nowocześnie, zgodnie z paradygmatem antropologicznym) z działaniami popularyzatorskimi (odwołującymi się do dziewiętnastowiecznych koncepcji folkloru) prowadzi do sporego zamieszania terminologicznego i poznawczego, w wyniku którego sam rzeczownik „folklor” jest rozumiany inaczej przez naukowców i inaczej przez popularyzatorów i animatorów kultury.

- reklama -

Ta wyraźna dwoistość w postrzeganiu przekazów folklorystycznych jest swoją drogą niezwykle ciekawym, bo paradoksalnym problemem badawczym. Można go określić następująco: współczesne badania folklorystyczne akcentują (jak już podkreśliłem) funkcje jakie spełniają w społeczeństwie wytwory kultury ludowej (niezależnie od czasu ich powstania, a więc bez względu na to, czy mamy do czynienia z aktualizowanymi dzisiaj dawnymi przekazami, czy też z obecnie powstającymi artefaktami), zatem skoro niewątpliwie istnieje silne zapotrzebowanie np. na zbiory „tradycyjnych” opowieści ludowych – wszak powstaje ich w ostatnim czasie naprawdę wiele i nie zalegają na półkach księgarskich, lecz znajdują nabywców, a więc test rynkowy wypada dla nich korzystnie – to ich pojawianie się w obiegu (a co za tym idzie – wykorzystywanie np. dla potrzeb edukacyjnych w ramach zapoznawania uczniów z historią i kulturą „małej ojczyzny”, rozrywkowych, poznawczych, a nawet ideologicznych itp.) nabiera charakteru funkcjonalnego, czyli może być badane przez folklorystów w kategoriach zjawisk antropologicznych, a zatem opisujących elementy funkcjonowania społeczeństwa nie w przeszłości, ale w chwili obecnej.

Jako egzemplifikacją powyższych sugestii chciałbym się posłużyć dwoma publikacjami poświęconymi śląskim tekstom podaniowym. Książki te mają ze sobą kilka cech wspólnych, ale jeszcze więcej dzieli je różnic. Obydwie zostały opublikowane w odstępie kilku lat. Pierwsza z nich, autorstwa Henryki Młynarskiej, po raz pierwszy trafiła do księgarń w roku 2000 pod tytułem Legendy, podania Głogówka i okolic, natomiast dziesięć lat później została wydrukowana ponownie przez wrocławskie wydawnictwo „a linea”, jako dzieło o wiele obszerniejsze i częściowo dwujęzyczne pod zmienionym tytułem:  Legendy, podania i opowieści historyczne z Głogówka i okolic3. Natomiast druga opatrzona została datą 2006 rok, a nosi tytuł  Legendy Górnego Śląska4. Ów drugi zbiór jest dosyć tajemniczy pod względem edytorskim, ale omówię ten problem później.

Obie książki są zbiorami ludowych śląskich opowiadań i obie mają charakter dwujęzyczny (Legendy Górnego Śląska w całości, natomiast Legendy, podania i opowieści historyczne z Głogówka i okolic – częściowo). Publikacja Henryki Młynarskiej jest obszernym, liczącym blisko sześćset stron zbiorem, wydanym wzorcowo i „imponująco”(jak stwierdził prof. Jan Miodek w Przedmowie) pod względem edytorskim i graficznym (tom zredagował Jan A. Choroszy). Autorka, polonistka (pracę magisterską o gwarze głogóweckiej pisała właśnie pod kierunkiem prof. Miodka), nauczycielka w Publicznym Gimnazjum w Głogówku, animatorka kultury, skonstruowała antologię, w której połączyła dwa sposoby pozyskiwania opowieści, a tym samym dwa typy myślenia o ludowych narracjach. Pierwszy polega na uruchomieniu pamięci (własnej i innych osób) i wydobyciu z niej opowiadań zasłyszanych w dzieciństwie, a więc funkcjonujących w obiegu oralnym, podstawowym, według klasycznej folklorystyki, dla kultury ludowej. Henryka Młynarska tak charakteryzuje ten mechanizm (szkicując jednocześnie typową, znaną z wielu wypowiedzi, sytuację folklorotwórczą): „Antologię legend i podań, jaką przygotowałam, w większości tworzą utwory znane mi z przekazu ustnego. Pierwszym i najlepszym bajarzem była babcia, u nas na Zielonym Śląsku zwana omą. Długie jesienne i zimowe wieczory spędzałyśmy razem, siedząc przy nagrzanym piecu kaflowym. Wyłączone światło, błyski i trzaski dochodzące z wnętrza pieca tworzyły fantastyczny nastrój. Oma Agnieszka potrafiła barwnie opowiadać o zatopionym zamku w Olszynce, kobiecie zamkniętej w baszcie więziennej, Meluzynie, która szukała swoich dzieci… Te historie trudno było zapomnieć. Kryły w sobie tajemnice. Ich bohaterami były istoty nie z tego świata. Niemal wszystkie kończyły się tragicznie, tak że w nocy wracały w snach, dodatkowo utrwalając się w wyobraźni dziecka…”.

Autorka dodaje, że drugą osobą, której pamięć była pomocna w rekonstrukcji poszczególnych wątków, była kuzynka Henryki Młynarskiej, Joanna Schier z Biedrzychowic. Charakteryzuje ją następująco: „jej niezwykła pamięć oraz wiedza o Głogówku i jego okolicach sprawiły, że zgromadzone materiały wzbogaciły się o teksty, których, śmiało rzec można, nikt od dawna nie słyszał. Nie były też one nigdzie zapisane. Joanna wielokrotnie słyszała je od swojej prababki i babki, które były znanymi we wsi bajarkami”.  Drugi natomiast sposób traktowania myślenia o ludowych opowiadaniach zasadza się na pozyskiwaniu poszczególnych wątków z rozmaitych druków, ewentualnie rękopisów. Jest on zatem podobny do badań filologicznych, literaturoznawczych. Henryka Młynarska wskazała na podstawowe dla Niej źródło drukowane: „W przedwojennym Głogówku istniała drukarnia należąca do Klausa Radka. Oprócz gazety «Oberglogauer Zeitung» ukazywał się w mieście dodatek «Aus dem Oberglogauer Lande. Heimatkundliche Beilage zur Oberglogauer Zeitung», redagowany przez nauczycieli, ludzi kochających nasze miasto i gminę. Kilkustronicowe pisemko zawierało artykuły dotyczące różnych dziedzin: historii, sztuki, literatury ludowej, przyrody, folkloru. Zeszyty te są skarbem dla współczesnych mieszkańców Głogówka, szczególnie dla tych, których interesuje tradycja naszego regionu. Ogółem w latach 1925-1929 ukazało się 50 zeszytów. Oryginały przechowuje Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu, z nich właśnie korzystałam”. Owe dwa źródła, ustne i pisane, jak to zwykle bywa w zbieractwie folklorystycznym, wzajemnie się uzupełniają, jednak ich wspólną cechą jest dawność, archaiczność, fakt, że teksty pochodzące z obu tych obiegów nie są znane szerszemu ogółowi, z czego wynika dążenie do ich spopularyzowania, przypomnienia.  Znamienne jest np. podkreślenie, że owych wątków, przejętych od Joanny Schier, „nikt dawno nie słyszał”. Oznacza to, że mamy tu do czynienia z omówioną wcześniej postawą „antykwaryzmu” (albo „archeologizmu”)9 folklorystycznego, polegającą na usilnym pragnieniu „odkopania” dawno zapomnianych przekazów ludowych i zaprezentowania ich jako swoistych eksponatów kulturowych. Jednakże sama autorka stwierdza (w Uwagach do nowego wydania), że udało się Jej oraz innym osobom, funkcjonującym w lokalnej społeczności jako animatorzy kultury oraz propagatorzy regionalizmu, włączyć na powrót niektóre przynajmniej wątki z pierwszego wydania do świadomości wspólnoty głogóweckiej: „Zbiór legend spełnia nieocenioną funkcję w edukacji regionalnej jako materiał tematyczny do realizacji ścieżek międzyprzedmiotowych, zarówno w szkołach podstawowych, jak i gimnazjach. W projektach prac długoterminowych, przygotowywanych przez nauczycieli i uczniów, teksty podań są wykorzystywane jako motyw przewodni. Opracowano między innymi plansze obrazujące trasy wycieczkowe „Szlakiem legend”, a nauczyciele Jolanta Szostak, Wojciech Węglowski i Stanisław Młynarski stworzyli widowisko teatralne «Legendy Głogówka», w 2002 roku zaprezentowane na Wojewódzkim Przeglądzie Zespołów Teatralnych w Oleśnie oraz Ogólnopolskim Forum Teatralnym w Łodzi.”

Warto podkreślić, że napotykamy tu na częste we współczesnej kulturze popularnej zjawisko wtórnej (ponownej) folkloryzacji przekazów (tekstów), które już od dawna nie są realizowane. Zjawisko to składa się z kilku elementów: 1/ przypomnienie przekazu (wydobycie z jakichś rzadkich druków lub zasłyszenie od nielicznych osób, które jeszcze pamiętają), 2/ ponowne wprowadzenie go do obiegu, poprzez publikację, wreszcie 3/spopularyzowanie (w ramach np. edukacji regionalnej). Tym sposobem pewne wątki, które już od dawna są „martwe”, uzyskują nowe życie. Ale skoro zaczynają te przekazy na powrót funkcjonować w obiegu społecznym, to znaczy, że powinno się je, zgodnie z dyrektywami np. Czesława Hernasa i badaczy z kręgów folklorystyki antropologicznej, badać jako aktualne, współczesne przejawy kultury ludowej, niezależnie od tego, czy mają kształt fenomenów kojarzących się z „prawdziwym” folklorem, czy tez przypominają raczej wytwory „folkloropodobne” (chodzi o problem folkloryzmu). Ten intrygujący paradoks umożliwia śledzenie zjawisk związanych z ludowością niejako in statu nascendi oraz wyciąganie wniosków, dotyczących uniwersalnych mechanizmów kreowania ludowych tekstów. Dodatkowym czynnikiem stymulującym przywracanie do życia „uśpionych” wątków jest … ingerencja autorki w niektóre przekazy. Henryka Młynarska stwierdza: „Większość opowieści [pochodzących z «Aus dem Oberglogauer Lande. Heimatkundliche Beilage zur Oberglogauer Zeitung»- JN]  sfabularyzowałam, gdyż teksty źródłowe są zazwyczaj sformułowane lapidarnie i ograniczają się do prostej relacji”. Mimo wysokiego stopnia świadomości specyfiki opowiadań ludowych, ujawnionego w rozważaniach wstępnych, Henryka Młynarska abstrahuje od najnowszych ustaleń np. genologicznych (zawartych chociażby w pracach takich folklorystów, jak Dorota Simonides, Jolanta Ługowska, Jerzy Bartmiński, Anna Brzozowska-Krajka, Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska i wielu innych) i odwołuje się do dosyć archaicznych13 definicji podania, legendy, opowieści wspomnieniowej, bajki. Ciekawym zagadnieniem jest częściowa dwujęzyczność opowieści ze zbioru Młynarskiej (tym bardziej, że nie jest to dokładne tłumaczenie poszczególnych tekstów, lecz często zestawianie ze sobą nieco odmiennych wariantów polskich i niemieckich). Dotykamy tu niezwykle frapującego zjawiska językowego obrazu świata. Jest ono przedmiotem intensywnych badań antropologów, lingwistów, folklorystów. Wielkim atutem zbioru Henryki Młynarskiej jest obfitość zgromadzonego w nim materiału. Liczba trzystu opowiadań z Głogówka i okolic robi naprawdę ogromne wrażenie. Warto poznać tę wielką księgę głogóweckich podań. To urocze śląskie miasto leży wszak w odległości zaledwie około czterdziestu kilometrów od Raciborza.  

Druga z przywołanych publikacji, Legendy Górnego Śląska, posiada niewiele walorów. Jednym z nich, być może jedynym, jest zgromadzenie w jednej książce bardzo wielu klasycznych górnośląskich podań lokalnych, historycznych, wierzeniowych, a także legend (choć w sensie ściśle gatunkowym jest ich, wbrew tytułowi, w tym zbiorze najmniej). Długa jest natomiast lista mankamentów. Nie został określony … autor zbioru. Czytelnik nie dowiaduje się, kto te opowieści zebrał i spisał, albo sfabularyzował. Pojawia się wprawdzie nazwisko Krystiana Cipcera, ale jest on określony jako…tłumacz z języka niemieckiego! Kto jest zatem autorem? Czy jest to jakiś dawny zbiór niemiecki, przetłumaczony na język polski? Ale dlaczego w takim razie tytuł i układ książki sugerują, że mamy raczej do czynienia ze zbiorem polskojęzycznym, przetłumaczonym na język niemiecki? Zaiste prężne i ciekawe skądinąd wydawnictwo KOS zaserwowało nam księgę pełna zagadek. Publikacja pozbawiona jest wstępu z prawdziwego zdarzenia. Nie ma w niej szczątkowej choćby bibliografii. Nie zostały określone źródła, z których korzystał tajemniczy autor (redaktor?). Zamiast tego wszystkiego spotykamy się w tej ładnie, trzeba przyznać,  wydanej książce  – w krótkich wprowadzeniach do poszczególnych rozdziałów, a także w samych opowiadaniach, poprzez np. specyficzne rozkładanie akcentów – z dość natrętną „narracją”, by nie powiedzieć – propagandą, akcentującą niemieckość górnośląskiej kultury ludowej. Można niestety odnieść wrażenie, że głównym celem omawianej publikacji jest eksponowanie, pod płaszczykiem popularyzacji śląskiego folkloru, niemieckiego charakteru wszystkiego tego, co na górnośląskiej ziemi i w górnośląskim ludzie godne uwagi. Takie zideologizowane promowanie wytworów folkloru to też przejaw, skądinąd bardzo interesujący, współczesnej „galwanizacji” tych wątków, które wydawały się martwe, ponownej „funkcjonalizacji” w dzisiejszym społeczeństwie, a raczej w niektórych jego środowiskach i grupach, archaicznych, wydawało się, tekstów i przekazów. Książka ta, w tym kształcie, w którym powstała, z owym ideologicznym balastem, odpowiada na istniejące zapotrzebowanie społeczne, co bardzo wiele może powiedzieć – socjologom, antropologom kulturowym, politologom – o kondycji duchowej sporej części społeczeństwa górnośląskiego.

dr Janusz Nowak
Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 3 (52) / marzec 2012

 

 

   Eunomia nr 3 (52) / marzec 2012

 

       Czytaj również:

          – inne artykuły zaczerpnięte z Eunomii

          – inne artykuły związane z PWSZ w Raciborzu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

      Czytaj pełne wydanie

 

 

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj