Trwała 4 lata. W jej trakcie zabito prawie 10 milionów ludzi. Dla nas Polaków była jednocześnie i wielką tragedią i szansą wybicia się na niepodległość.
Jest taki wiersz Różewicza o pomniku Jana XXIII we Wrocławiu. Poeta zdaje się mówić „ i zostawili Cię tu samego, święty Angello Roncalli. Postawili ci brzydki słoniowaty pomnik, pod którym hula tylko wiatr i puste puszki po piwie”. To jest wiersz o pomniku zapomnianym. I może trochę o zapomnianym ojcu świętym. Racibórz też ma taki pomnik. Pomnik poległych w trakcie I wojny światowej. Zanim go wiatr historii nie strawił miał postać anioła opartego obiema rękami na mieczu. Nad głową zamiast aureoli świecił mu krzyż celtycki. Niewiele z monumentu pozostało. – jeno balustrady. I stoją one jak różewiczowski pomnik Jana XXIII – samotne, zapomniane.
Może tak zapomniane jak tamta wojna. Tę drugą znamy dużo lepiej. Wraz z historią zagłady, czerwonego i brunatnego terroru, pogardy dla rodzaju ludzkiego w ogóle. Ta pierwsza jakby umknęła naszej pamięci. A w tym roku mija dokładnie sto lat, gdy Austro-Węgry skierowały lufy swoich dział na maleńką Serbię. Co więcej, dla nas, dla Polaków ta wojna znaczyła bardzo wiele.
Znaczyła tyle co cierpienia braci strzelających do siebie, bo przecież służących w trzech różnych zaborczych armiach. Armie te od pierwszego dnia wojny stanęły naprzeciwko siebie. Do historii przeszła ta straszna bitwa pod Gorlicami w 1915 roku. Polacy służący w carskiej armii starli się z rodakami w mundurach pruskich i CK wojska.
Po bitwie pod Tannenbergiem jeńcami zostali również Polacy, gro z nich bowiem służyło w carskiej armii(zdjęcie wikipedia.org)
W wyniku I Wojny Światowej odzyskaliśmy niepodległość. To właśnie ten konflikt zabił cara, wywrócił niemiecką Rzeszę i starł w proch Austro – Węgry.To dzięki tej wonie naczelnik mógł budować państwo od podstaw, ale z biało – czerwoną flagą i białym orłem.
Wreszcie „Wielka wojna białych ludzi” przygotowała grunt dla następnej, jeszcze większej wojny. Zwycięzcy nie mieli litości dla przegranych. „Vae victis”, to było motto, które przyświecało Francuzom, gdy przedstawili Niemcom traktat wersalski. Bez armii, bez Saary, z potężnymi kontrybucjami – to były propozycje dla poniżonych, zdewastowanych Niemiec. I w tych poniżonych, zdewastowanych Niemczech znalazł się człowiek, który mówił „Oni (Żydzi, komuniści, liberałowie, katolicy, Świadkowie Jehowy, Polacy, socjaliści, homoseksualiści etc.) najpierw nas zdradzili, a dzisiaj chcą, abyśmy płacili za nich rachunki. Czas z tym skończyć”. Ten człowiek nazywał się Adolf Hitler.
Nic lepiej nie obrazuje nonsensu wojny jak bitwa pod Passchendaele. Pół miliona ludzi poniosło śmierć, lub zostało kalekami, by linia frontu mogła się ruszyć na kilka miesięcy o niecałe 10 kilometrów. (zdjęcie wikipedia.org)
Zapomniana wojna uczy. Nie zaczął pierwszej wojny światowej bynajmniej strzał podnieconego serbskiego młodzieńca. Ta wojna tliła się pod beczką prochu z napisem „Europa” już dużo wcześniej. Wyścig zbrojeń, rywalizacja potęg o kolonie, uprzedzenia latami podsycane przez media. Princip rozdmuchał tylko żar pod tą beczułką. A przecież nie jest to obraz tak dalece odległy od naszego obecnego kontekstu międzynarodowego. Mamy przecież izolowany (?) konflikt na Ukrainie. Mamy rywalizację dwóch mocarstw (gdzie USA mocarstwem jeszcze jest, a Rosja wspomina imperialną młodość, albo marzy o jutrzejszej potędze). Mamy także wyścig zbrojeń. Uważajmy więc, żebyśmy nie doczekali się naszego Sarajewa.
Leszek Iwulski