Dzieci ruszyły na spotkanie z rycerską przygodą, aby zwiedzić Zamek w Ogrodzieńcu oraz Park Miniatur.
15 lipca dzieci w ramach lata z biblioteką zorganizowano wycieczkę do Ogrodzieńca. Podróż minęła nam spokojnie, a dzieci podskakiwały na siedzeniach, nie mogąc się doczekać przyjazdu na miejsce. Już z parkingu zauważyliśmy wznoszące się wysoko ruiny i skałki, które były jednak tylko zapowiedzią tego, co zobaczyliśmy na miejscu.
Na początek ku uciesze wszystkich, zwiedziliśmy Park Miniatur mieszczący się u stóp ruin zamkowych. Znajduje się tam Szlak Orlich Gniazd w skali 1:25, który łączy obiekty od Krakowa aż po Częstochowę. Makiety zamków i warowni odtworzone zostały zgodnie z prawdą historyczną, a samo ich wykonanie poprzedziły wielomiesięczne poszukiwania i opracowywania dokumentacji historycznej. Wszystkie obiekty parku znajdują się na otwartej przestrzeni, co pozwoliło dzieciakom na swobodne zwiedzanie. Pani przewodnik opowiedziała nam o historii każdego zamku, o jego najciekawszych zabudowaniach nie szczędząc interesujących legend, których słuchaliśmy z zapartym tchem. Zanim ruszyliśmy w drogę na ruiny zamku, konieczne było zjedzenie drugiego śniadanka w plenerze i figlowanie na „parkowym” placu zabaw.
Zamek w Ogrodzieńcu został zbudowany w latach 1350 – 1370 z inicjatywy Kazimierza Wielkiego, a następnie został nadany Przedborowi H. Zadora, marszałkowi Królestwa Polskiego. Leży na najwyższym wzniesieniu Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, czyli na Górze Zamkowej (515, 5 m n.p.m.). Co ciekawe, nie znajduje się on wcale w Ogrodzieńcu, jak wszyscy przyzwyczaili się sądzić, a we wsi Podzamcze (ok. 2 km od Ogrodzieńca). Zamek był wielokrotnie przebudowywany z racji tego, że miał wielu następujących po sobie właścicieli. Dziś to, co po nim zostało stanowi nie lada atrakcję dla zwiedzających i nie tylko. W 2001 zamek posłużył jak plan filmowy Andrzejowi Wajdzie, który nakręcił tutaj Zemstę. Dzieci z zachwytem wspinały się na ruiny, oglądając zamek z różnych perspektyw, a także z lekkim wahaniem zajrzały do Sali tortur – tzw. katowni Warszyckiego. Krzesła „ozdobione” ostrymi gwoździami, piły i narzędzia do miażdżenia kości sprawiły, że bardzo szybko zeszliśmy z góry. Dopiero w bezpiecznej odległości od przerażającej sali, dzieci spokojnie przystąpiły do kupowania pamiątek. Największą furorę zrobiły tradycyjnie miecze rycerskie przeróżnej wielkości, a także wachlarze księżniczek. Zadowoleni i głodni wyruszyliśmy na ciepły obiad, po którym dzieci nabrały nowej energii, którą można było zauważyć w czasie podróży powrotnej. W autobusie aż wrzało. Dzieci dzieliły się ze sobą wrażeniami, pokazywały pamiątki i niecierpliwie wyczekiwały tym razem znajomych zabudowań Raciborza.
/biblioteka, publ. p/