Unieważniono konsultacje społeczne w sprawie wzgórza, znajdującego się w centrum Wodzisławia Śląskiego.
Kontrowersje wokół romantycznego wzgórza w centrum Wodzisławia wybuchły niespodziewanie. Do prezydenta zgłosił się potencjalny inwestor, który wyraził chęć na zagospodarowanie tej lokalizacji. Chciał jednak by rzecz odbyła się szybko, a więc bez przetargu, bo należy do branży usługowej i zależy mu, aby nie tracić czasu i klientów. Niektórzy radni zaoponowali i po krótkiej wymianie argumentów rajcy i prezydent doszli do konsensu, że należy dać innym zainteresowanym jeszcze chwilę. Ratusz chcąc zwiększyć legitymację ewentualnie podjętej decyzji postanowił sięgnąć do przepastnego arsenału konsultacji społecznych i skierował do opinii publicznej w Wodzisławiu pytanie „Czy zagospodarować wzgórze?”.
Pytanie padło w ankiecie internetowej. Jednak vox populi nie będzie decydować o wyniku tej sprawy – okazuje się bowiem, że jakiś spryciarz ze Starego Miasta postanowił stać się reprezentantem stronnictwa, które jest „anty”. Zrobił to jednak nie do końca zgodnie z regułami demokratycznej gry. Ominął zabezpieczenia i dokonał aktu wielokrotnego głosowania. Jeszcze przed tym aktem cyberterroru na skalę samorządową wyniki głosowania wskazywały na równowagę pomiędzy zwolennikami modernizacji a osobami zainteresowanymi utrzymaniem status quo. Prezydent mając właśnie tę sytuację doszedł do wniosku, że na ten moment próba zagospodarowania wzgórza w większym stopniu przyczyni się do podzielenia opinii publicznej, aniżeli do wypracowania wspólnej wizji, tego co przydałoby się mieszkańcom w centrum Wodzisławia. Jednocześnie Mieczysław Kieca stoi na stanowisku, że w parku powinny zajść zmiany, które w większym stopniu będą kreować spójną koncepcję centrum. Jego zdaniem jednak nowe spojrzenie na ten aspekt wyglądu miasta musi brać pod uwagę krzewiącą się bujnie zieleń oraz dotychczasowy koncertowy charakter miejsca.
Leszek Iwulski
—————————————————————-
KOMENTARZ na gorąco:
Anna Szweda–Piguła, Urząd Miasta Wodzisław
Romantyczne wzgórze wywołuje kontrowersje. Kończy się już termin, w którym można prezentować swoje stanowisko w sprawie przeznaczenia naszego „giewontu” w internetowej ankiecie. Upływa on 17 sierpnia. Ale nie wiadomo, czy będzie ona brana pod uwagę przy podejmowaniu ewentualnych decyzji, ponieważ zachodzi spore prawdopodobieństwo, że nie jest ona miarodajna. Ankieta i tak miała mieć jedynie opiniotwórczy charakter, ale okazało się, że ktoś sabotuj tę inicjatywę. Jest jakiś oszust, który nagina zasady rządzące ankietą. Z jednego IP komputera wysłano bowiem dużo więcej niż tylko jeden głos. Informatycy z urzędu w trakcie prac ustalili, że sprzęt ten jest gdzieś w rejonie starego miasta. Ostatecznie decyzją Prezydenta Mieczysława Kiecy ankietę unieważniono.
Co to za informatycy i co to za ankieta bez zabezpieczenia, że do woli można głosować?
Panie Iwulski, nie sądzi Pan, że nazywanie oszustwa cyberterrorem jest sporą przesadą? Natomiast przypisywanie oszustowi reprezentowanie jakiegoś nieznanego stronnictwa jest już zwykłm rozmijaniem się z prawdą.
Pora zastanowić się, czy chce Pan redagować rzetelne wiadomości, czy raczej pisać sensacyjne powieści. W tym drugim nie jest Pan pozbawiony szans na sukces.