Literatura kobieca – inwektywa, komplement czy bezużyteczna szufladka? Dlaczego literatura kobieca wzbudza tak skrajne emocje? Czym różni się literatura kobieca od literatury kobiet?
Na te i inne pytania odpowiedziała w trakcie pasjonującego wykładu w raciborskiej bibliotece dr Anna Marchewka – krytyk i literaturoznawca na Uniwersytecie Jagiellońskim; badaczka twórczości Ewy Szelburg-Zarembiny, felietonistka „Tygodnika Powszechnego”, „Lampy”, „Bluszczu”, czy „Chimery”, współprowadząca programy literackie w TVP Kultura i w Radiu Kraków.
Nad literaturą kobiecą prowadzone są nieustanne debaty, wciąż wypatruje się w niej fal, mód, wpływów i podgatunków. Literatura kobieca to pojęcie ambiwalentne – przez niektórych przyznanie takiej etykiety jest równoznaczne z uznaniem tekstu za kiepski, przez innych za szczególnie wartościowy, a jeszcze inni uważają, że takie płciowe etykietowanie literatury kompletnie nie ma sensu. O silnym rozłamie między literaturą kobiecą a kobiet świadczą chociażby dwie różne nagrody literackie przyznawane w Polsce: Gryfia oraz Pióro i Pazur. Pierwsza obejmuje tzw. czytadła, sagi i romanse, druga literaturę "ambitniejszą". Ale czy warto w ogóle tworzyć takie podziały? Według dr Marchewki nie, bo literatura może przecież spełniać wiele zadań.
Co zatem czytać? Jakie są trendy w literaturze kobiecej? W trakcie spotkania, dr Anna Marchewka wyciągnęła z przywiezionej ze sobą „magicznej torby”, szereg interesujących książek: m.in. „Ocalenie Atlantydy” Zyty Oryszyn czy "Włoskie szpilki" Magdalena Tulli, jako przykłady tzw. historii domowych, najczęściej opisujących relacje matki z córką; "Panią Stefę" Magdaleny Kicińskiej czy "Papuszę" Angeliki Kuźniak, czyli tzw. herstorie; „Goldi” Ewy Kuryluk jako przykład postpamięci; połączenie czytadła z wybitną literaturą w „Najdroższej” Wandy Żółcińskiej czy w "Przypadku Alicji" Aleksandry Zielińskiej oraz rozmowy tu i teraz w „Piano rysuje sufit” Agnieszki Drotkiewicz.
Po spotkaniu nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zachęcić do wypożyczenia w bibliotece wskazanych przez dr Marchewkę tytułów i zaprosić do miłej, „babskiej” lektury!
publ. /ps/