Dj-e z całego świata, niezwykły mapping 3d kaplicy zamkowej, tysiące fanów i niezapomniane emocje, które prezentujemy w specjalnej galerii zdjęć…
Już po raz piąty do Raciborza zjechali się miłośnicy muzyki elektronicznej za sprawą Intro Festivalu 2018, który odbył się w dniach 13-14 lipca. Impreza, nazywana świętem muzyki elektronicznej i światła, przyciąga z roku na rok coraz więcej osób. O festiwalu, o tym, co się udało, a co mogło pójść lepiej, rozmawiamy z Odyseuszem Olbińskim, głównym organizatorem imprezy.
Za nami kolejna edycja Intro Festivalu. Jak ją Pan ocenia?
Ta edycja była bardzo ważna w dwóch kontekstach. W zeszłym roku Beach Stage, czyli bulwary stanowiły eksperyment dla nas. Czy da się, czy sprawdzi się organizacyjnie i logistycznie nowa strefa? Po doświadczeniu i błędach ubiegłego roku, w tej edycji z pietyzmem mogliśmy przygotować Beach Stage i to głównie zasługa Grzegorza Piniora, który zajmował się adaptacją nowego terenu. Jak raciborzanie sami zauważyli – bulwary można zmienić nie do poznania pracą i fantazją. Frekwencja według raportów na plaży oscylowała wieczorami w ilości ok. 1400 osób, ale połowa średnio co 2 godziny rotowała (głównie raciborzan). Każdego dnia przewinęło się zatem ok. 3500 ludzi na Beach Stage. W raporcie całościowym, 2-dniowym padła liczba 7 tys. Na zamku z kolei przez 2 dni przewinęło się niecałe 2 tys. ludzi. I to rzeczywiście różnych narodowości – głównie Czechów, Niemców, Brytyjczyków, ale i z Australii. Turystka zwiedzająca Europę zawitała specjalnie na koncert HVOB. Dziesięciu Węgrów zawitało do Raciborza, więc mieliśmy namiastkę tego, co INTRO może w przyszłości wnieść w Racibórz. Koszt imprezy był duży, blisko 600 tys. zł, ale Fundacja miała wsparcie Urzędu Miasta (150 tys. zł) i Marszałka Województwa Śląskiego (30 tys. zł). Drugim kontekstem zmian minionej edycji, było przejście na format dwudniowy. To format docelowy, który zatrzymuje przyjezdnych w mieście na 3 dni. Oceniamy piątą edycję jako bardzo trudną, ale ostatecznie bardzo udaną.
Czy dostrzega Pan znaczące różnice między pierwszym a już piątym Intro Festivalem?
Tego nie można porównywać… Pierwsza edycja była zrywem, malutką raciborską imprezą bez budżetu i wizji. Dziś INTRO wypracowuje jakość, historię, zdobywa doświadczenie i potencjał do dalszej drogi rozwoju według projektu INTRO 2020. Różnice namacalne dostrzega także gastronomia i raciborscy przedsiębiorcy. Rozmawiałem z kilkoma, i rzeczywiście, uzyskali rekordowe utargi. Można było zauważyć przyjezdnych w opaskach przechadzających się po centrum. Nawet miejskimi rowerami zwiedzających miasto, więc duży plus nie tylko w kontekście samego festiwalu. Raciborzanie też mogli zobaczyć, jacy ludzie przyjechali.
Jak Pan sądzi, co przede wszystkim przyciąga tłumy na Intro Festival?
Racibórz. Zamek. Bulwary. Jeśli nadamy poszczególnym miejscom inny wymiar i niesztampowy wizerunek, dodatkowo zaprosimy ulubione gwiazdy muzyki elektronicznej, wówczas zaprezentujemy nową jakość na mapie Polski. Mamy urocze zielone miasto, rzekę, historyczny zamek Piastów i zachęcamy do przyjazdu, tworząc inną, spójną ofertę kultury. Zaufanie buduje się latami, bo nowe marki muzyczne powstają na przestrzeni 5-10 lat, zatem mamy środek jakiegoś procesu. Kolejnym etapem rozwoju będzie pozyskanie sponsora z Warszawy. Miasto Racibórz pomaga i jesteśmy wdzięczni rajcom, ale sam Racibórz nie może brać na barki międzynarodowego wydarzenia. Stąd z korporacjami w październiku rozpoczniemy kolejne rozmowy.
Organizatorem Intro Fetivalu jest Fundacja Intro Light? Ile osób zaangażowanych jest w organizację imprezy? Jak to wygląda od kuchni?
Grzegorz Pinior, Krystian Kowalczyk, Wojciech Kuśnierz i ja. Im bliżej festiwalu, tym więcej osób… Jerzy Dębina… Sama obsługa i transport zagranicznych artystów z lotnisk była 3-dniową mordęgą bez snu. Jednych odbierały auta z Katowic, innych zawoziły do Wrocławia, kolejnych z Krakowa odbierały. Agata Kasińska z Szymonem Marcinkiem wykonali morderczą robotę, żeby pospinać wszystkich kierowców i opiekunów gwiazd. Pamiętajmy też o wymogach i standardach, które nakreślają zasady współpracy w kontraktach. Pomocnych wolontariuszy była cała masa, ale dziś wiemy, że było nas za mało na zapleczu. To też kolejny punkt do poprawy.
Trudności organizacyjne związane z przygotowywaniem imprezy masowej. Co jest najtrudniejsze?
Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych jasno nakreśla procedury. Tu nie ma marginesu i niedopowiedzeń – 48 stron ustawy kieruje jak po sznurku, co trzeba robić, by impreza była bezpieczna. Zatrudniony kierownik do spraw bezpieczeństwa wspólnie z policją tworzy plan działania w sytuacjach kryzysowych. W piątym roku zadziałało wszystko jak trzeba. Ale fakt, że Polska ma najbardziej restrykcyjną ustawę w Europie jest niepodważalny. To niełatwa i… bardzo droga materia. W zamian uczestnik dostaje poczucie bezpieczeństwa.
Plany na następny Intro Festival?
Trudno mówić o następnej edycji, gdy obecna jeszcze trwa. Procedury, raporty, sprawozdania, rozliczenia – to wszystko zajmie minimum 2 tygodnie. Projekt INTRO 2020 nakreśla precyzyjnie, co będzie za rok, ale musimy odpocząć. To znowu wejście na wysoką górę w klapkach. Trzeba się zabezpieczać. Zepniemy klamrą całą pięciolatkę, przeanalizujemy – co już wypracowaliśmy i podejdziemy do edycji 2019. Kwestie budżetu nie mogą być rozstrzygane 2 tygodnie przed wydarzeniem, zasoby osobowe muszą się zmienić przy rosnącej randze festiwalu itd. Jest 27 punktów do poprawy. Generalnie pojawił się w Raciborzu podkład pod wydarzenie szczególne. Podkład, bo Intro 2020 będzie kompletnie innym wydarzeniem. Bardziej technologicznym, wykorzystującym w pełni sztukę światła i tu by się Tauron przydał! (śmiech). Póki co dziękujemy raciborzanom za uczestnictwo na tak wysokim poziomie kultury. To miłe zobaczyć „inny” Racibórz. Radosny i uśmiechnięty.
Rozmawiała: Krystyna Stanik
zdjęcia: Ireneusz Burek – Raciborski Klub Fotograficzny „w kadrze”