Obszerne roczniki Acta Apostolicae Sedis, oficjalnego i urzędowego organu Stolicy Apostolskiej, książki autorstwa samego Jana Pawła II, dziesiątki tomów wydanych przemówień i kazań, nie zapominając o niezliczonych momentach uchwyconych na kliszy fotograficznej stanowią dokumentacyjny zapis posługi Papieża.
Kilka refleksji o urzędzie Piotra
Gdy w 382 roku cesarz Teodozjusz zatwierdzał wyniki Soboru Konstantynopolskiego I (przypomnijmy, że kończył ten sobór dotkliwe zamieszanie spowodowane herezją ariańską, przekreślającą dogmat o Trójcy Świętej) nakazał, by wszyscy w Jego państwie wierzyli tak, jak wierzy biskup Rzymu Damazy i biskup Aleksandrii Piotr. Postawa tych dwóch hierarchów zamykała trudne dyskusje co do ortodoksji, która ma być drogą Kościoła Chrystusowego. Chciał przez to cesarz pokazać, że to on ma w swym państwie, a także w Kościele ostatnie słowo.
Papież Damazy (rządził Kościołem w latach 366-384) przypomniał jednak w odpowiedzi na zachowanie się cesarza, że Kościół rzymski nie jest dziełem jakiegoś dekretu synodalnego, nie jest dziełem ludzkim, ale Boskim, pochodzącym od dwóch najważniejszych Apostołów Piotra i Pawła, czym nie mógł się poszczycić żaden z innych Kościołów. To Piotr jest opoką Kościoła rzymskiego. Tym sposobem papież Damazy jest świadkiem podsumowania długiej drogi formowania się idei prymatu biskupów Rzymu w Kościele. Mógł z perspektywy długich już doświadczeń wspólnoty chrześcijańskiej oglądać efekty wysiłków, które były konsekwentną linią Kościoła rzymskiego, kierującą wszystkimi odniesieniami wiary do każdego pokolenia. Przecież niemało już miał do dyspozycji świadectw, że biskupi Rzymu w sposób niekonwencjonalny zabiegali w swym posługiwaniu o trzy główne płaszczyzny życia całej wspólnoty chrześcijańskiej:
a. troska o jedność wyznawców Chrystusa,
b. przewodniczenie w „związku miłości” i wrażliwości na potrzeby wspólnot,
c. uwaga na czystość wiary i jej obrona przeciw wystąpieniom różnorodnych błędnowierców.
Od czasów św. Ignacego, biskupa Antiochii (zm. śmiercią męczeńską w roku 107), gdy sformułował on swe ważkie zdanie o przewodnictwie Kościoła Rzymu w związku miłości, nie były one obce już nikomu. Dokumentacja dziejów stolicy rzymskiej – mimo wszystkich dotkliwych ciosów, jakie ją spotkały – pokazuje wyraźnie, jak drogie zawsze były jej pasterzom nakreślone wyżej zadania. Ile na przykład musiało być wrażliwości duchowej, gdy już pod koniec I wieku papież Klemens ok. 90 roku rozstrzyga spór w gminie korynckiej, albo gdy za czasów papieża Piusa I w połowie drugiego wieku wspólnota rzymska zdecydowała się na zbiórkę pieniędzy dla gminy jerozolimskiej, dotkniętej klęską żywiołową. Ile wysiłków wkładał papież Wiktor I (189-198), by przeciwstawić się rozłamowi w Kościele, zagrażającemu z powodu innych tradycji obchodzenia Świąt Wielkanocy. Jak bardzo czujnymi byli papieże III wieku (np. Korneliusz czy Stefan I), by nie zaniedbać interwencji wobec błędów dotyczących praktyk pokutnych, powtórnego chrztu heretyków czy demaskując błędy różnych pseudonauczycieli, przybywających do Rzymu, by wyłudzić pochwalę pasterzy rzymskich. Przykładów można mnożyć!
Mijały wieki. Kościół świadom swych fundamentów rzymskich i Piotrowych, rozszerzał formy swojego posłannictwa. Proporcjonalnie do możliwości i dokonujących się zmian w kształcie życia najpierw europejskiego, a potem i innych kontynentów, przyjmował Kościół i jego widzialni namiestnicy Chrystusa takie sposoby oddziaływania, by zapewnić skuteczność działania. Tak się wydawało każdemu pokoleniu, że czyni to najwłaściwiej – aż do przejęcia władzy świeckiej na terytorium Rzymu i jego przyległości – by tym sposobem zapewnić sobie w feudalnym społeczeństwie niezależność wobec innych władców. I chociaż życie weryfikowało wiele z tych kwestii, niekiedy na drodze bolesnych rozczarowań, jak np. upadek świeckiej władzy papieży w 1870 roku, to jednak zawsze było ono postawione na drodze świadczenia o posłannictwie, wskazanym przez Chrystusa.
Papież z rodu Polaków
Wydarzenie z 16 października 1978 roku w watykańskiej Kaplicy Sykstyńskiej nie było tylko emocją dla kardynała Karola Wojtyły. Przecież w sposób naturalny, drogą uświęconą przez minione stulecia, dokonał się po raz kolejny wybór na przewodniczenie wszystkim wyznawcom Chrystusa, tworzącym Kościół rzymski, założony przez św. Piotra. Przełomowym natomiast było to, że przez ten fakt życie Karola Wojtyły wpisywało się nieodwracalnie w ducha powszechnego Kościoła. Doświdczenia, jakie wyniósł z rodzinnej ziemi, własnego kraju i narodu, w którym dotychczas posługiwał, stały się w tym momencie nie tylko widoczne przed całym światem, ale również poddane analizie i ocenie. W odważnej decyzji kardynałów elektorów nowego Papieża zawierała się nade wszystko dojrzałość Kościoła, potrafiącego w tym momencie (nawet, gdyby nie było to całkiem dojrzale przygotowane, ale Opatrzność ma swoje drogi!) przekroczyć próg przyzwyczajenia do powierzania tego urzędu przedstawicielom narodu włoskiego, bowiem na tym terenie znajduje się stolica chrześcijaństwa łacińskiego. Z tym właśnie momentem Karol Wojtyła spotkał się z szeroką perspektywą całego Kościoła, któremu od tej chwili miał już przewodzić. Czy polski Kościół go do tego przewodniczenia przygotował? Czy ojczyste problemy, zwłaszcza zmagania z totalitaryzmem, miały jakikolwiek wspólny nurt z wyzwaniami, jakie Ewangelia Chrystusa napotyka na innych terenach, wśród ludów o innej, odmiennej drodze swego dojrzewania? Te pytania były nie tylko osobistymi – by rzec: prywatnymi – pytaniami i troskami nowego wówczas Papieża.
Czy posługa Piotrowa u schyłku czasów?
Minionych ponad dwadzieścia sześć lat wypełniania przez Jana Pawła II ważnych zadań pozwalają uchwycić konsekwentną linię trwania w tym nurcie, któremu papiestwo poświęcało swe siły od zarania swego przewodniczenia w Chrystusowej wspólnocie. Obszerne roczniki Acta Apostolicae Sedis, oficjalnego i urzędowego organu Stolicy Apostolskiej, książki autorstwa samego Jana Pawła II, dziesiątki tomów wydanych przemówień i kazań, nie zapominając o niezliczonych momentach uchwyconych
na kliszy fotograficznej, stanowią dokumentacyjny zapis posługi Papieża.
Doświadczenia ludzkości chociażby tylko XX wieku i początku trzeciego tysiąclecia nie napawają optymizmem. Byliśmy bowiem nie tylko świadkami zorganizowanej akcji skierowanej przeciwko człowiekowi w dwóch wojnach światowych, w tysiącach lokalnych konfliktów, z faktycznie uzasadnionymi postawami niechętnych życiu nienarodzonemu (aborcje) i już kończącemu się przez osiągnięcie progu starości (eutanazja). Bólem musi napawać obojętność wcale niemałych gremiów światowych na nierówności społeczne i materialne, przyglądanie się bogatych ludów z całym spokojem, wręcz cynizmem, głodowi, nędzy, chorobom, przepełnionym więzieniom, niedouczonym rzeszom nie tylko w krajach Trzeciego Świata. Może najgorsze jest jednak to, że ludzkość przyzwyczaja się do tego i coraz rzadziej ośmielamy się podnosić głos protestu, by nie zostać pomówionym o nierealistyczne podejście, tchnące poglądami ze starej epoki. Nie dziw więc, że i ataki na Boga nie były czymś wyjątkowym, a dla wielu niewiara i odrzucenie Boga wydaje się być czymś logicznym.
Takiej ludzkości posługiwał Jan Paweł II. Zatroskany był przede wszystkim o wiarygodność Kościoła w świecie współczesnym, zgodnie z duchem dokumentów II Soboru Watykańskiego, którego był aktywnym uczestnikiem. Przypominał więc Kościołowi i światu odwieczną prawdę o Bogu Stwórcy, bogatym w miłosierdzie, z którego dobroci wszystko powstało. Niemal w centrum nauczania na różne sposoby postawił prawdę o ustawicznie dokonującym się Odkupieniu dokonywanym w Jezusie Chrystusie, któremu należy bez obaw otworzyć na oścież drzwi własnych serc i granice wszystkich państw. Zbawienie dokonuje się przez Ducha Uświęciciela, Pana i Ożywiciela, który dopełnia w świecie dzieło Trójcy Świętej. A wszystko oplata blask Prawdy, którą odkrywa Wiara i Rozum. Wszystko wymaga pogłębienia i refleksji, ale trzeba dołożyć wysiłku wewnętrznego, by móc przekraczać próg nadziei: przez zbliżenie się do Bożego Słowa, przez wysiłek intelektualny i czystość serca uformuje się człowiek, realizujący siebie nie w biernym oczekiwaniu, ale sam stanowiący centrum rzeczywistości stworzonej. Trzeba mu przypominać i wartość rodziny, i godność kobiety, i obowiązek przekazywania najwyższych wartości, czego szczytem jest katecheza. Trzeba każdego człowieka wytrwale uczyć szacunku do życia, które samo jest Ewangelią, i do jego przekazywania, szacunku do samego siebie, i to do szczytów dojrzewania w cierpieniu i chorobie – aż zbuduje się niezniszczalną Cywilizację Miłości. Jest więc miejsce na optymizm, że pokolenie obecnego czasu nie musi być świadkiem schyłkowej egzystencji.
Aby człowiek nie był sam, Ojciec Święty przybliżył mu Orędowników i Przewodników na drodze do nieba – kanonizował dotychczas blisko 500 Świętych i ponad 1300 Błogosławionych, w tym wielu Polaków i Polek. Nie uchylał się od osobistego odwiedzania Kościołów i Narodów, wszędzie ukazując blask Prawdy Odwiecznej, niosąc słowo otuchy i jednania, odważnie wytyczając drogi zbawienia przeciwko nauczycielom fałszu. Nie trudny mu wysiłek szukania sposobów ekumenicznego zbliżenia, by dać świadectwo Prawdzie i Miłości. A spotkania indywidualne? A słowa wypowiedziane przy różnych, nawet często przelotnych spotkaniach? A zainteresowanie okazywane władcom tego świata, uczonym, ale i odrzuconym przez zarozumiały świat?
Dziś każdy z nas ma swoje przemyślenia i osobiste doświadczenia w spotkaniach z Nim. Niech one trwają i wprowadzają nas na wyżyny doskonałości.
/Ze strony parafii Matki Bożej/