Mistrzostwa w Ju-jitsu sportowym to nie tylko zawody, ale też fantastyczna podróż na południe Europy do pięknej Hellady. Zobacz relację trenera Jabłonki i zdjęcia z wyjazdu.
10 marca wyruszyliśmy do Aten na Mistrzostwa Świata w Ju-jitsu sportowym. Podróż rozpoczęliśmy z raciborskiego dworca PKP, a stacją docelową był Sosnowiec. Stamtąd kilku kilometrowy spacer do siedziby Klubu Budowlani Sosnowiec. Tam zbierali się wszyscy zawodnicy którzy otrzymali powołania do Kadry Narodowej oraz ich trenerzy. Po sprawdzeniu formalności, odebraniu biało czerwonych dresów wyruszyliśmy autokarem oraz busem na podbój Aten. Jechaliśmy przez Słowację, Węgry, Serbię oraz Macedonię gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg w wygodnych apartamentach. Do Aten wyruszyliśmy wczesnym rankiem i od razu skierowaliśmy się do oficjalnego hotelu dla zawodników aby oddać kimona do naszycia na nie plakietek z nazwami kraju. Ponieważ budżet wyjazdu był ograniczony zakwaterowano nas w dzielnicy którą nazwaliśmy "Bronx" ze względu na specyficzną zabudowę i klimat. Sam hotel też nie opływał w luksusy ale nie przyjechaliśmy tam wypoczywać tylko spędzić kilka nocy. Zawodnicy cały czas musieli pilnować "wagi" więc po skromnej kolacji wszyscy poszli zaraz spać zmęczeni trudami podróży.
Dzień 1
Wcześnie rano przybywamy na piękną halę "Olimpic Center Falirou Tae Kwon Do" czuć już tu klimat wielkiej rywalizacji. Reprezentacje państw wchodzą a prezydent światowej organizacji otwiera zawody. W tym dniu nie walczą raciborscy Łamatorzy jednak wraz z Jarkiem Kochem ze Szczecina i Brazylijczykiem Marcelo Andreoli , który prowadzi treningi w szczecińskim klubie zagrzewamy zawodników do walki i podpowiadamy. Jesteśmy w tym momencie jedną drużyną. Zdobywamy pierwsze medale w tym kilka złotych. Ogromna radość w polskim teamie i trudne zadanie przed zawodnikami walczącymi w kolejnych dniach. Późnym wieczorem wraz z Jarkiem oraz Marcelo szukamy w "Bronxie" możliwości wyżywienia naszej 60 osobowej ekipy. Po kilku nieudanych negocjacjach znajdujemy w końcu restaurację , która jest tu "od zawsze" jak mówią miejscowi. Starszy pan , szef, serwuje tu wyśmienite grillowane mięso oraz inne greckie specjały. Zawodnicy są zachwyceni jedzeniem, a to miejsce staje się do końca wyjazdu naszą jadłodajnią.
Dzień 2
To najważniejszy dzień dla mnie ponieważ walczą moi trzej zawodnicy. Liczę oczywiście na same złote medale ale obserwując walki wiem ,że nie będzie łatwo. Zawodnicy są świetnie wyszkoleni, stosują najnowsze techniki brazylijskiego ju-jitsu i wszyscy tak samo są zdeterminowani by zdobyć medal. Pierwszą walkę ma Piotrek Unger. Walczy z Francuzem o brazylijskich korzeniach, świetnie zbudowany,szybki, od początku walki nie daje możliwości narzucić Piotrkowi swojej gry. Piotrek przegrywa walkę na punkty. Okazuje się ,że nie z byle kim ponieważ francuz jest zwycięzcą tej kategorii a w finale pokonuje szczecińskiego zawodnika Alexa Kocha. Piotrek ma już teraz szansę tylko na brązowy medal. W kolejnej walce pokonuje łatwo reprezentanta Włoch serwując mu dźwignie na nogę po 20 sekundach. Kolejna walka Piotrka ze Szwedem wygrana na punkty a nasze nadzieje na medal rosną. Marzenia o medalu rozwiał Belg , który zwyciężył z Piotrkiem na punkty. Kolejnym naszym zawodnikiem jest Patryk Belik. Pierwszą walkę ma z Rosjaninem i po chwili walki sędzia interpretuje przełożenie nogi Patryka jako dźwignię na kolano i dyskwalifikuje naszego zawodnika. Nie wierzymy w to co się stało…Jednak decyzja sędziego jest niepodważalna. Zaciskamy zęby, Marcelo daje Patrykowi ostatnie wskazówki i spróbujemy sięgnąć po brąz. Kolejną walkę Patryk toczy z reprezentantem gospodarzy i pewnie zwycięża na punkty. Kolejnym na drodze do medalu jest zawodnik z Rumunii. Walka od początku przebiega po naszej myśli, wygrywamy znacznie na punkty. W pewnej chwili Patryk zostawia nogę co od razu wykorzystuje przeciwnik kończąc walkę dźwignią na stopę. Medalu nie będzie. Ostatnią nadzieją tego dnia na podium jest Kamil Bordo. Nie będzie łatwo. jego kategoria jest tak samo licznie obsadzona jak inne kategorie a do tego Kamil zbijał 6 kg aby zmieścić się w limicie wagowym. Pierwsza walka przebiega zgodnie z planem i Kamil zwycięża na punkty z reprezentantem Niemiec. W kolejnej trafia na Izraelczyka i tu także nie daje mu złudzeń kto jest lepszy wygrywając wysoko na punkty. Następnym przeciwnikiem jest reprezentant Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który systematycznie powiększa swą przewagę w walce. Wpina się Kamilowi za plecy a ja krzyczę aby Kamil robił dźwignię na nogi. Na twarzy przeciwnika rysuje się grymas bólu jednak to Mistrzostwa Świata i zawodnik wytrzymuje tą dźwignię zwyciężając na punkty. Po walce przyjdzie podziękować i powie, iż był bliski poddania się. Kamil walczy już tylko o brąz. Walka z belgiem jest zaciekła jednak to nasz zawodnik jest lepszy i po regulaminowym czasie walki to jego ręka wędruje w górę. I mamy medal ! Nasz raciborski medal przywieziony z Mistrzostw Świata ! Jest radość i telefony do rodziców, znajomych. Zadowoleni wracamy do hotelu.
Dzień 3
W tym dniu walczy nasz ostatni reprezentant Mariusz Magda. Walczy on w nieco innej formule walki niż jego klubowi koledzy. Fighting bo tak nazywa się ta odmiana walki polega na uzyskaniu przewagi w trzech fazach walki ( uderzenia, rzuty, parter) . W pierwszej walce Mariusz jest spięty. Wie, że spoczywa na nim wielki ciężar. Odbija się to na przebiegu walki i przegrywa z reprezentantem Holandii na punkty. Trzeba wsiąść się w garść. W kolejnej walce Mariusz w końcu walczy pewnie, realizuje założenia taktyczne i zdobywa przewagę we wszystkich trzech płaszczyznach co skutkuje zakończeniem walki przed czasem z reprezentantem Niemiec. Kolejnym przeciwnikiem jest zawodnik z Kazachstanu. Obawiamy się jego siły, jednak to Mariusz atakuje wynosi przeciwnika do góry z impetem rzuca o matę i nokautuje go tym rzutem. Zawodnik na szczęście odzyskuje przytomność jednak nie jest w stanie dalej walczyć. Mariusz przechodzi dalej. Teraz czas na walkę z Grekiem. Od początku pojedynek jest bardzo wyrównany. Jeden i drugi chce bardzo zwyciężyć. W końcówce walki Mariusz chce pokazać, że to on jest tu górą, atakuje, próbuje rzutów , sędziowie nie przyznają jednak punktów, zwycięża reprezentant gospodarzy. Po walce jest czas aby przełknąć gorycz porażki. Nie jest łatwo. Lata poświęceń, wyrzeczeń aby dać z siebie wszystko w tej jednej chwili. Niestety nie udało się. Idziemy zwiedzać okolice sali oraz port. Inni w tym czasie zwiedzają Ateny oraz Akropol. Wracamy na salę aby uczestniczyć w ceremonii zamknięcia Mistrzostw. Są wspólne zdjęcia i radość jesteśmy bowiem 4 drużyną świata ! Na 23 państwa , które zdobyły medale wyprzedzili nas jedynie Rosjanie, Belgowie i Niemcy.
Podsumowanie:
Jako trener jestem bardzo zadowolony z wyjazdu. Oczywiście chciałbym aby każdy z moich zawodników przywiózł medal. Jednak nawet jeden daje mi ogromną satysfakcję bo to medal z Mistrzostw Świata. Cieszę się, iż młodzi ludzie którzy poświęcają swój czas nie musieli płacić za ten wyjazd ponieważ całość została pokryta ze środków Polskiego Związku Ju-jitsu. Jako trener, pedagog, życzę każdemu pracy z taką młodzieżą. Wszyscy byli skoncentrowani na celu, słuchali i konsekwentnie realizowali plan. Teraz czas na wyciągnięcie wniosków i analizę zawodów. Wszystkich chętnych którzy nie mieli dotychczas do czynienia ze sportami walki zapraszam do sali przy ulicy Żółkiewskiego 22 na treningi w tworzącej się właśnie grupie początkującej.
Tomasz Jabłonka
publ. /ps/