Pomysł powołania RRO wywołał podczas miejskiej sesji 30 stycznia wśród radnych niemałą dyskusję.
Za powołaniem organu był radny Roman Wałach. – Kto może wypowiadać się na temat dobra dziecka? Odpowiedź jest prosta: rodzic. Przykład zawieruchy wokół szkolnictwa jaką zafundowała nam Rada Miasta poprzedniej kadencji wskazują, że podejmowane decyzje często zabarwione są interesem politycznym – uważa Wałach. – Rada oświatowa byłaby swego rodzaju elementem demokratyzacji życia i próbą uwolnienia pewnych decyzji od ściśle finansowych argumentów – próbował przekonywać radny.
Również Robert Myśliwy (do niedawna pracował jako nauczyciel z I LO) uważa, że rada jest "pomysłem godnym uwagi". – Każda forma konsultacji oraz dzielenia się władzą jest zawsze z pożytkiem dla wszystkich stron dialogu społecznego. Tak też powinno być w oświacie – mówi Myśliwy. Przyznaje się jednak do wątpliwości. – Czy nasza demokracja jest na tyle dojrzałą, by podobne eksperymenty społeczne miały szanse powodzenia? W końcu pomysł ten nie wyszedł ze szkół, lecz od radnych – zauważa Myśliwy. Dodaje, że krytycznie ocenia dotychczasowy poziom aktywności i zaangażowania rodziców w kształtowanie rzeczywistości szkolnej. – Rady Rodziców to zazwyczaj ciała fasadowe. Obawiam się, że Raciborska Rada Oświatowa przybrałaby podobny charakter – jest zdania radny Myśliwy. – Radny Wałach na Komisji Oświaty argumentował, że to pomysł, który potwierdza prawo rodziców do decydowaniu o wychowywaniu swoich dzieci. Demagogia i nieuczciwe postawienie problemu. Fakt, że istnieją obawy co do celowości powstania takiego ciała w mieście, nie oznacza zakwestionowania uprawnień rodziców do decydowania o swoich dzieciach. Gwarantuje to Konstytucja – podkreśla Robert Myśliwy.
Rajca ma wątpliwości także co do działalności Rad Szkoły. – To ciała najbardziej demokratyczne z możliwych reprezentujące w równej mierze trzy szkolne społeczności: uczniów, nauczycieli, rodziców, jednak umożliwienie ich tworzenia okazało się „prawnym niewypałem”. Tylko w niewielkim odsetku szkół takie rady powstały. Dlaczego? Niechęć dyrektorów, którym nowa instytucja zabiera część kompetencji oraz inercja środowiska rodzicielskiego. Nie potrafimy jeszcze w pełni korzystać z możliwości jakie daje nam demokracja – uważa Myśliwy.
Radny Wałach zaskoczony jest stanowiskiem swojego kolegi. – Stwierdza, że szkoła jest mało demokratyczna, ale nawet on sam nie popiera wniosku o stworzenie rady. Zupełnia jakby chciał powiedzieć "nie ma demokracji i niech tak zostanie" – mówi Wałach.
Myśliwy przystaje przy swoim. – Wnioskodawcy RRO na nieokrzepłych fundamentach szkolnej samorządności próbują stawiać dom o ryzykownej konstrukcji, wierząc w trwałość i funkcjonalność takiej budowli. Ja mam wątpliwości… – przyznaje Myśliwy.
O powołaniu rady także nie jest przekonany prezydent Mirosław Lenk. – Myślę, że w takim mieście jak Racibórz, gdzie szkoły podstawowe i gimnazja możemy policzyć na palcach obu rąk, wystarcza nam to co dotąd mamy. Dyskusje na komisjach Rady Miasta pokazują jak duża jest wiedza radnych z zakresu raciborskiej oświaty i to, uważam, wystarczy nam do jej kaształtowania – jest zdania Lenk.
Planowano, że Rada Oświatowa współpracować będzie z radami i dyrekcją płacówek oświatowych, radami pedagogicznymi, radami rodziców, samorządami uczniowskimi oraz innymi instytucjami i urzędami zajmującymi się sprawami oświaty. Jednostka miała być organem inicjującym i opiniodawczym Rady Miasta. Miała się składać z 31 członków wybieranych na trzyletnią kadencję spośród rad rodziców (komitetów rodzicielskich) szkół, przedszkoli dla których organem prowadzącym jest gmina. Za pracę w Radzie Oświatowej nikomu nie przysługiwałoby wynagrodzenie, dieta, ani zwrot poniesionych kosztów.
Ostatecznie uchwała o powołaniu RRO u większości rajców nie znalazła poparcia.
/SaM/