Klęska czy zwycięstwo?

NIEBOCZOWY. Mieszkańcy tej wioski dopięli swego – nie zgodzili się na wysiedlenie w związku z planowaną budową zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny. 9 marca powiedzieli to prosto w twarz wojewodzie śląskiemu, który próbował przekonać ich do zmiany stanowiska. Więcej spotkań i rozmów nie będzie. Zbiornika też.

Wiem, że większość z was jest na „nie”. Nie będę wam niczego narzucał, choć prawo zezwala na wysiedlenie was bez pytania o zgodę. Przyjechałem porozmawiać. Powiem tyle: wcześniej nie było pieniędzy na budowę. Dopiero około półtora miesiąca temu Unia Europejska zgodziła się przeznaczyć około 600 mln zł na ten cel, co razem z pieniędzmi rządowymi daje kwotę około 750 mln zł. Jedynym ograniczeniem jest czas. Jeśli teraz tych środków nie wykorzystamy, to one przepadną – próbował przekonywać wojewoda Lechosław Jarzębski. Mieszkańcy nie przyjęli tych słów do wiadomości. Trudno dziwić się ich irytacji. Rządzący od lat mówili o wysiedleniu, mamili wizją olbrzymich odszkodowań. Na słowach się kończyło, a ludzie żyli w przeświadczeniu, że zostali oszukani, a o wszystkim decyduje się poza nimi. Stąd nie uwierzyli w nagle znalezione pieniądze, które będą do wykorzystania, jak tylko zgodzą się opuścić domy. Tym bardziej postawili się okoniem po opinii urzędników na temat ankiet. Kilka dni temu wojewoda rozesłał ankiety do właścicieli domów i gospodarstw wskazanych przez Urząd Gminy Lubomia z kilkoma pytaniami dotyczącymi wysiedlenia. Zdaniem urzędu wojewódzkiego około 110 ankiet wyglądało identycznie, tak jakby zostały wypełnione przez jedną osobę lub pod jej dyktando, w dodatku jednym czarnym flamastrem. – Myślę, że każdy z państwa, gdyby dostał na biurko takie ankiety, miałby wątpliwości – tłumaczył Krzysztof Mejer, rzecznik wojewody. Mieszkańcy uznali za skandaliczne podejrzenia ich o sfałszowanie ankiet…


Za fiasko spotkania po części winien jest sam wojewoda, który choć kilka razy podkreślał, że przyjechał rozmawiać, to prowadził je nieporadnie. Jako przykład niech służy jego dialog z Romualdem Malym, szefem stowarzyszenia na rzecz obrony Nieboczów przed wysiedleniem w sprawie ankiet. R.M.: – Jesteśmy oburzeni podejrzeniami o fałszowanie ankiet. Mieszkańcy podeszli do nich sumiennie, aby uniknąć dwuznacznej interpretacji. A słynny czarny marker miał uniemożliwić jakąkolwiek manipulację ze strony urzędników. Pytam panów, czego oczekiwaliście od ankiet. Prawdę, która wypłynęła z tych ankiet, starano się zamienić w fałsz, sensację. Odebrać im anonimowość. Czy ktoś da wiarę, że jakaś grupa nacisku wyrwała 300 ludziom z kieszeni dowody, żeby potem wypełnić ankietę? Panowie… Jak mamy wierzyć urzędnikom, którzy wmawiali nam fałsz? L.J.: – Bardzo ładnie pan to przeczytał z kartki, ładnie się pan tego nauczył. R.M.: – Nie jestem takim dobrym mówcą jak pan, nie skończyłem akademii pierwszomajowej. L.J.: – Powiedział pan to, co część mieszkańców chciała usłyszeć. Było w tym wiele nieprawdy i demagogii. Nie będę z panem dyskutował na temat mojego wykształcenia. Ja nie skończyłem akademii pierwszomajowej. Za to pan powinien mocno się dokształcić i radzę panu przyspieszony kurs z możliwości, jakie daje Unia Europejska, bo pan nie ma na ten temat najmniejszego pojęcia.


Więcej w Nr 12 Nowin z dnia 17 marca 2004r.

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj