Nieciekawą przygodę z przedstawicielami firmy windykacyjnej przeżyła pewna raciborzanka. Sprawa trafiła do sądu.
Jak informuje raciborski dodatek do Dziennika Zachodniego (nr 31 z 30 lipca 2004) właściciel i dwaj pracownicy częstochowskiej firmy windykacyjnej grozili jej połamaniem nóg, a później obezwładnili i grozili wstrzyknięciem krwi z wirusem HIV, poczym zrabowali 10 tys. zł. Kobieta była winna 65 tys. zł pewnemu przedsiębiorcy, który wobec niezapłacenia przez nią w terminie tej należności, sprzedał wierzytelność wspomnianej firmie windykacyjnej z Częstochowy, ale nie poinformował o tym dłużniczki. Pokrzywdzona przez bandytów raciborzanka zgłosiła sprawę do Sądu Rejonowego. Oskarżeni nie przyznają się do winy.
Opisana wyżej historia daje okazję do poczynienia kilku spostrzeżeń. Handel długami to jedna z patologii toczących krajowe życie gospodarcze; patologii, która wyrosła na innej: masowym niedotrzymywaniu terminów płatności przez firmy. Niemal każdy przedsiębiorca w Polsce miał do czynienia z niesolidnymi kontrahentami, którzy bardzo zwlekali lub całkiem unikali płatności za „zakupiony” towar lub wykonaną usługę. Proceder niepłacenia wierzytelności doprowadził do bankructwa wiele polskich, przeważnie małych, firm. Oto jeden z przykładów: pani Joanna z Tarnowskich Gór prowadziła małą firmę zajmującą się pośrednictwem w handlu artykułami metalowymi. Jedna pechowa transakcja doprowadziła jej firmę do upadku: kontrahent najzwyczajniej w świecie nie zapłacił za dostarczone rzeczy; w grę wchodziła poważna suma pieniędzy, która stanowiła być albo nie byc dla firmy pani Joanny. Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że dłużnikiem była fundacja stawiająca pomnik patriotyczny, do budowy którego elementy zamówiono u pani Joanny. Pomnik stoi dumnie w królewskim mieście Krakowie a pani Joanna pracuje w firmie zajmującej się dokładnie tym samym, czym ona sama wcześniej, ale teraz jest pracownikiem najemnym.
Wobec tego, że dochodzenie swych praw na drodze sądowej to bardzo kosztowna i mało skuteczna operacja, na rynku pojawiły się firmy świadczące usługi w zakresie ściągania wierzytelności. Firmy te stosują dwie formy działania: odzyskam twoje pieniądze za odpowiedni procent danej sumy lub: kupię od ciebie daną wierzytelność, ale po niższej niż widniejąca na fakturze cenie. Oszukany przedsiebiorca jest szczęśliwy, jeśli odzyska chociaż część długu, a metody, jakimi czasem posługują się windykatorzy niewiele go obchodzą. Niestety, te metody niekiedy przekraczają granice prawa: stosuje się rozmaite sposoby nacisku na dłużnika; od psychicznego dręczenia (uporczywe telefony z pogróżkami, ostentacyjne śledzenie czy rozmaite „żarty” w stylu przebijanie opon, wybijanie szyb itd.) aż po fizyczną napaść, pobicia a nawet porwania. Zastraszony dłużnik rzadko kiedy zwraca się o pomoc do policji (przecież sam ma na pieńku z prawem, bo nie zrealizował płatności wierzycielowi!).
Nie jest tajemnicą, że duża część firm handlujących długami została założona przez byłych pracowników UB, którzy nie przeszli weryfikacji na początku lat 90-tych i musieli opuścić szeregi służb mundurowych. Nowe warunki gopodarcze sprawiły jednak, że dla wielu z nich pojawiły się atrakcyjne źródła dochodu: usługi detektywistyczne, ochrona mienia i osób oraz usługi windykacyjne właśnie. Ludzie ci wykorzystują umiejętności nabyte w czasach PRL, gdy zajmowali się m.in. inwigilacją i dręczeniem działaczy opozycji. W działalności przez nich prowadzonej użyteczne są również rozliczne znajomości i wpływy w policji i wymiarze sprawiedliwości. To wszystko, w połączeniu z niewydolnością aparatu sądowniczego, niską kulturą biznesu i ogólnym upadkiem obyczajów sprawia, że omawiane zjawisko przybiera coraz bardziej przerażające formy a firmy windykacyjne zaczynają się posługiwać metodami mafijnymi. Zatem nic dziwnego, że w marcu br. Najwyższy Sąd Administracyjny orzekł, że bez zgody dłużnika nie można sprzedać długu firmie windykacyjnej. Być może ta decyzja wprowadzi nieco porządku na nasze dzikie biznesowe podwórko. Nie chodzi o to, by pobłażać dłużnikom, ale wydaje się, że nie można dawać zupełnej swobody działania firmom windykacyjnym, które działają na granicy prawa, a częstokroć poza prawem.
Nawiasem mówiąc podobne zastrzeżenia, co do windykatorów, można mieć do komorników sądowych, którzy jednak działają w majestacie prawa, chociaż poczynania niektórych z nich nieraz już były tematem doniesień prasowych.
/lp/