minęły wakacje

Słoneczny wrzesień nastraja do wakacyjnych wspomnień. Prezentujemy niektóre kartki z pamiętnika uczniów SSP 15, którzy wzięli udział w konkursie „Wspomnienie z wakacji”.27 czerwca

Kochany pamiętniczku!!!
Co to było za wydarzenie! Nareszcie koniec szkoły, a początek wakacji, jedziemy do babci. Pogoda nam dopisuje. Po drodze w Kielcach zatrzymaliśmy się i poszliśmy do jaskini „Raj, gdzie było pełno stalagmitów i stalagtytów, skał. Im byliśmy bliżej Kraśnika, tym bardziej nie mogłam doczekać się spotkania z babcią, dziadkiem i przyjaciółkami. Byłam tak podekscytowana, że nie potrafiłam w bezruchu usiedzieć w samochodzie. Ale nareszcie po długiej sześciogodzinnej trasie dotarliśmy. Kilka godzin później, zmęczona, ale szczęśliwa pojechałam kolorowym busikiem na działkę.
Było przecudownie, po roku nieobecności tyle się zmieniło. Byłam w „siódmym niebie. Kwiaty rosły, warzywa i owoce były takie piękne i soczyste, więc musiałam spróbować przynajmniej truskawek. Co to był za wspaniały dzień. /Anna Grzesik/

6 lipca

Wakacje spędzam z rodzicami w małej miejscowości nad morzem Zwartowo, kilka kilometrów od Łeby. Dzisiaj wstałem i wyjrzałem przez okno. Słońce świeciło, więc postanowiłem pojechać z rodzicami na plażę. Na plaży słońce tak grzało, że cały czas przebywałem w wodzie. Gdy wróciłem do ośrodka, słońce nadal świeciło, ale o dziwo na placu leżało pełno małych białych kuleczek. Okazało się że podczas mojej nieobecności przeszła burza gradowa. Grad był wielkości grochu. Ciekawe, że nie dało się tego odczuć na plaży. /Kamil Litwinowicz/

7 lipca
Po południu wraz z rodzicami i znajomymi wybrałem się na boisko, żeby pograć
w piłkę. Po krótkiej chwili gry w „dziada” zauważyłem chorwackie dzieci, które również chciały grać w piłkę. Mój tato podszedł do nich i ustalił zasady. Brakowało nam jednak bramkarzy. Ja zawołałem więc mojego tatę, a kolega swojego. Mecz był bardzo równy
i zakończył się wynikiem 3:3, trzeba więc było rozegrać rzuty karne. Szybko postanowiłem, że będę bronił w naszej drużynie. Po pięciu „jedenastkach” był remis 4:4, a więc mecz zakończył się ogólnym remisem. Popołudniowe wyjście bardzo mi się podobało./Mateusz Pikuła/

12 lipca 2004

Tego dnia w pięknej i słonecznej miejscowości Eger spacerowałem sobie
z rodzicami i rodzeństwem po niedużym ryneczku. Była na nim fontanna,
z której woda lała się, tworząc różne kształty. Było tam też małe źródełko,
z którego woda według legendy uleczała. Przez ten rynek płynęła sztuczna rzeczka, przez którą biegł mały mostek. Tata powiedział mi, abym usiadł na mostku i pozował do zdjęcia. Zdjąłem okulary słoneczne, położyłem je obok siebie i pozowałem do zdjęcia. Tato kazał mi posunąć się w lewo, aby ująć cały mostek. Wtem moje okulary słoneczne wpadły do wody. Chciałem je wyjąć, lecz rzeka była zbyt głęboka. Po nieudanym dla mnie dniu wróciłem smutny do domu. /Szymon Zacharko/

19 lipca 2004r.

Dzisiejszy dzień był zabawny, ponieważ wszyscy, którzy przyjechali po raz pierwszy na obóz mieli chrzest na koniarza. Polegał on na wykonaniu kilku zadań, min. jedzenie owsa i zamoczenie głowy w wiadrze wody. Najokrutniejszym zadaniem było ściskanie łajna końskiego. Każdy kto przeszedł próbę jedzenia oraz moczenia, miał kwaśną minę, gdy widział na łopacie odchody konia. Co poniektórzy myśleli, że muszą to zjeść, ale buzie im się rozjaśniły gdy zobaczyli, że zadanie polega na tym, że muszą się zdobyć na odwagę i wziąć odchody do ręki. Każdy, kto pomyślenie przeszedł próbę, otrzymywał tytuł koniarza. /Patryk Przybysz/

23 lipca
To był ostatni dzień mojego pobytu w Łebie, a do tego pochmurny. Z całą rodziną wybraliśmy się do Słowińskiego Parku Narodowego. Przez całe 8 kilometrów szliśmy brzegiem morza, obserwując dzikie kaczki pływające po szumiących falach. Dopiero, gdy doszliśmy do celu poczułam się jak na pustyni. Zobaczyłam dzieci ślizgające się po brzegach piaszczystych wzgórz. Od razu poprosiłam tatę, aby tam ze mną poszedł. Zgodził się bez wahania. Najbardziej mi się podobało, kiedy zbiegałam z wzgórza. Gdy dotarliśmy do domu byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam./Agnieszka Górka/

16 sierpnia 2004

Trwają wakacje. Obudziłem się dziś wcześnie rano. W domu panowało ogólne ożywienie, bo wszyscy przygotowywali się do żniw. Nawet moja 81 letnia babcia krzątała się żwawo po domu. Przyjechał kombajn. Szybko pobiegłem na pole, by być w centrum wydarzeń.
W ten gorący dzień nie było zbyt dożo pracy, bo prawie wszystko robiły maszyny. Jedynym zajęciem było wyładowywanie zboża. Nagle poczułem zapach dymu. Sąsiad cioci, starszy człowiek, podpalił wbrew zakazom ściernisko. Niestety wkrótce wiatr zmienił kierunek i zajęła się na polu niezebrana słoma. Ogień tak szybko się rozprzestrzeniał, że zagrożony był las. Na szczęście na polu był mój tata, wujek i starszy kuzyn, którzy pobiegli z łopatami przekopać ziemię pod lasem, by w ten sposób gasić pożar. Wszyscy im dziękowali. Było to dla mnie pełne emocji przeżycie. /Rafał Tril/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj