Pała z testu o bezpieczeństwie

Wielu krajom, po zamachu terrorystycznym w Londynie, zapaliła się przysłowiowa „czerwona lampka”. Władze apelują o rozwagę i zwracanie uwagi na pozostawiane w miejscach publicznych przedmioty. Postanowiono więc sprawdzić jak bardzo się lampka rozpaliła…


Opolski dworzec i jeden z przystanków MZK w centrum Opola stały się miejscem dziennikarskiej prowokacji. Podrzucono tam plecaki, ale… nikt się nimi nie zainteresował.


Nie jesteśmy czujni. – mówi wojewoda opolski. Myślimy, że terroryści nie zaatakują Opola. – komentuje szef policji. Akcję zorganizowano o godzinie 8.40. Dokładnie tydzień temu o tej porze zamachowcy byli już w londyńskim metrze. Bomby w wagonikach metra wybuchły o 8.50.


Peron pierwszy opolskiego dworca. Na ekspres "Barbakan” z Krakowa do Świnoujścia czeka około 50 pasażerów. Skończył się właśnie poranny szczyt (wtedy przez dworzec przewija się kilkaset osób w ciągu godziny). Dziennikarz siada na brązowej ławce. Przy nogach kładzie plecak wypełniony gazetami. Obok siedzi kilku pasażerów. Mijają cztery minuty. Kolejarz zapowiada przez megafon, że za chwilę na peron wjedzie ekspres. Dziennikarz wstaje z ławki i odchodzi kilkadziesiąt metrów dalej. Nikt nie zwraca uwagi, że zostawił plecak.


O 8.58 "Barbakan” rusza w dalszą trasę, ale na peronie wciąż są ludzie. Na ławce – dziesięć metrów od plecaka – siedzi trzech kolejarzy. Jeden z nich patrzy na pozostawiony plecak. Ale gdy na drugi peron wjeżdża szynobus z Brzegu do Kędzierzyna, kolejarze przechodzą właśnie do niego. Mijają minuty. Nie zwraca na to uwagi nawet konduktor stojący trzy metry od niego. 9.05 – obok ławki zatrzymuje się na chwilę strażnik ochrony kolei. Rozgląda się, jakby szukał podejrzanych osób czy pakunków. Ale plecaka nie zauważa. 9.10 – tym razem na peron wchodzi policjant, ale szybko znika w dworcowej hali.


Godzina 9.17. Nic się nie dzieje, dziennikarz spokojnie siada na ławce przy plecaku. Obok niego trzy kobiety siedzą tu już dobrych kilka minut. Na plecak nie rzuciły nawet okiem. Pani Ryszarda z Opola czyta w gazecie artykuł o londyńskiej tragedii. Kiedy zostaje zapytana, czy zauważyła, że od prawie pół godziny na peronie stoi tajemniczy plecak, odpowiada: – W ogóle na to nie zwróciłam uwagi.
Lepiej, żeby nas nie spotkało to, co w Londynie
– dorzuca Janina Nowak z Głubczyc, czekająca na pociąg do Wrocławia.
Zdziwiło mnie to, że przyszedł pan bez plecaka, a odszedł z plecakiem – przyznaje Janina Barabasz z Raciborza. – Ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że ten plecak tu leżał dłużej.


Komendant rejonu Straży Ochrony Kolei nie wierzy, że plecak stał w widocznym miejscu. Nasi ludzie powinni na to zwrócić uwagę. Gdyby któryś z pasażerów nam o tym powiedział, na pewno byśmy to natychmiast sprawdzili. – mówi. Generał Michał Otrębski, komendant wojewódzki policji, mówi o przeświadczeniu wśród mieszkańców mniejszych miast, że tam nic złego nie może się stać, że nie są celem ewentualnego ataku.
Taka sytuacja może się wydarzyć wszędzie. Tego nie można lekceważyć. – mówi.


/SaM/

- reklama -

1 KOMENTARZ

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj