… że nikt jej dziś nie słucha, ale każdy chce być jazzmanem – przewrotnie snuł wczoraj Jan „Ptaszyn” Wróblewski.
Ten wybitny artysta „zasiadł” wczoraj w raciborskiej „Kawiarence Jazzowej”.
Debiutował w 1956 jako członek sekstetu K. Komedy. Jako pierwszy polski muzyk jazzowy wystąpił w 1958 na festiwalu w Newport w USA. Współpracuje z wszystkimi najwybitniejszymi jazzmanami polskimi. Koncertował w wielu krajach świata. Pełnił funkcję prezesa Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Od 1970 prowadzi radiowe audycje popularyzujące ten rodzaj muzyki. Jest wykładowcą na wielu krajowych i zagranicznych warsztatach muzycznych. Oprócz utworów jazzowych pisze także muzykę symfoniczną i ilustracyjną. Ceniony kompozytor piosenek – śpiewali je m.in. E. Bem, Ł. Prus, M. Rodowicz, A. Dąbrowski, A. Zaucha.
Po raz pierwszy publicznie zagrał "w Sylwestra z 1951 na 52 rok, w Kaliszu, w jakimś zakładzie pracy, jako pianista". Potem w jego ręce trafił saksofon. To był tenor, który wziął ze świetlicy studenckiej Politechniki Poznańskiej. W tamtych czasach każda uczelnia miała swoją świetlicę i teatr albo big – band. Organizowano mały zespół, więc za pokwitowaniem wziął saksofon. W dodatku wzbogacił się o klarnet, który ktoś roztargniony do tego saksofonu włożył. To niespodziewane nadzienie dostało mu się bez pokwitowania.
Wczorajszym koncertem promował przede wszystkim swoją nową płytę "Real Jazz", zawierającą głównie jego własne kompozycje, ale też kilka standardów. Na scenie towarzyszyli mu: Wojciech Niedziela na fortepianie, Jacek Niedziela na kontrabasie i Marcin Jahr na perkusji.
I to naprawdę był taki prawdziwy jazz. Człowiek wbity w krzesło, zamykając, z częstotliwością do kilku chwil, oczy, czuł się jak w amerykańskim klubie. Ciemnym, może trochę ponurym nawet. Siedzący, zamyśleni klienci ze szklaneczkami brandy, mrużą od dymu oczy. A kwartet gra. Gra spokojnie, z pasją. Kołysze dźwiękami. Upaja. Czasem zagra żywiej, mocniej, trochę ostrzej, ale nie wyrywa z własnej wyobraźni.
Melodie jakby znajome, z rytmami jakby uszytymi na miarę, ale nie rozleniwiające, nie nudzące. Bo to zawsze będzie czymś ponad… I wcale nie znajdzie to odzwierciedlenia w ilości czy masie. Bo jazz nigdy nie był muzyką masową. Na zawsze chyba pozostanie "uwięziony" w tych zapomnianych trochę, zadymionych pubach i nawet jeśli usłyszymy go gdzie indziej to i tak będzie nam zawsze przywoływał właśnie ich obraz…
/SaM/
Koncert z każdą minutą coraz lepszy. No i komplet na sali ! Brawo!
Brakowało Dody Elektrody !
Co następne? Ja poproszę Sco albo Charliego Huntera 🙂
Hmm… Koncert był troszkę monotonny. Wg mnie wszystkie utworki były identyczne dlatego nie piałem z radości gdy wyszli bisować…
No cóż, jeśli zważyć, że „Ptak” ma 7 krzyżyk na karku (nie wypominając)to moim zdaniem koncert był w tempie rockowym. Fantastyczny duet piano-bas. R e w e l a c y j n y basssssssss! To number 1 w kraju!!! Zespół is zespół. A leader rządzi. Więc grali pod dyktando „Ptaka”. Muszę przyznać, że czasami denerwował mnie tym wygaszaniem ekspresji pozostałych muzyków.Już wydawało się, że chłopaki popłyną… ale studził zapały szef. Cóż zespół is zespół. Generalnie 5 z plusem. To muzycy z wielką …
…koolturką. Panowie i Panie berety z głów – nadchodzi era jazzu w SRC. Gratuluję pracownikom RCK. Sala pokazała, że jest z wami. Ja też.
No już wkrótce – tj. 4 marca w sobote o 19.00 (kawiarenki JAZZowe zawsze są w soboty i zawsze o 19.00) jeden z najwybitniejszych polskich pianistów – ARTUR DUTKIEWICZ wraz ze swoim TRIO (Daniel Biel – kontrabas, Sebastian Frankiewicz – perkusja) w programie „NIEMEN” posłuchajcie jego muzyki na http://fusion.pl/arturdutkiewicz/muza.html