O „Gospodarce Wodno – Ściekowej” z byłym radnym Rady Miasta Piotrem Ćwikiem rozmawia Zygmunt Prusinowski.Kanalizacja zdaje się być priorytetowym zadaniem nowej kadencji. Czy może Pan wyjaśnić, co kryje się pod nazwą „Fundusz Spójności”?
Projekt w pierwotnej wersji dotyczył skanalizowania prawie wszystkich gmin Powiatu Raciborskiego z wykorzystaniem raciborskiej oczyszczalni ścieków, o której od zawsze było wiadomo, że jest przewymiarowana i z tego powodu mocno niedociążona. Jedną z najważniejszych przyczyn podejścia do tematu, była konieczność spełnienia w określonym czasie dyrektyw unijnych w zakresie gospodarki wodno-ściekowej. Błędem tego okresu był brak oceny wpływu tego przedsięwzięcia na przyszłe ceny dostarczanej wody i odprowadzanych ścieków, a także nieuwzględnienie bardzo wysokich kosztów przesyłu na znaczne odległości. Po wykonaniu takiej analizy praktycznie wszystkie gminy wycofały się, a Racibórz pozostał sam na placu boju. Podjęto wtedy, wydaje się słuszną decyzję, by zrealizować tylko I etap zadania w zakresie dotyczącym ściśle Gminy Racibórz i na to otrzymano 70% dofinansowania z Funduszu Spójności. Projekt obejmuje zasadniczo 4 panele: modernizację istniejącej sieci wodociągowej i kanalizacyjnej, budowę nowych odcinków, zwłaszcza w dzielnicach, modernizację ujęć wody i modernizację oczyszczalni ścieków.
Z jednej strony należy uznać za sukces działania Prezydenta i przyznanie miastu dotacji na kanalizację, z drugiej strony okazuje się, że koszta kanalizacji wzrastają o około 30 mln zł i tą kwotę gmina musi pokryć z własnej kieszeni. Zadanie miało się zmieścić w 13 mln euro. Tymczasem firma realizująca przedsięwzięcie oszacowała przedsięwzięcie na 21,9 mln euro. Gdzie popełniono błędy?
Po wyłonieniu w drodze przetargu wykonawcy okazało się, że najtańsza oferta jest o ponad 50% droższa niż zakładano we wstępnych kalkulacjach. Powodów tego jest kilka i tak:
– Projekt był skalkulowany dla kursu euro na poziomie 4,6 PLN a dzisiaj kurs ten wynosi ok. 3,9 PLN. Daje to realny wzrost wydatków na inwestycję w polskich złotych na poziomie 18%.
– Popyt na usługi budowlane w ostatnim okresie spowodował, że na rynku pojawił się znaczący deficyt wykonawców. W wyniku braku konkurencji firmy budowlane zaczęły windować ceny – szacuje się że średni wzrost cen z tego powodu przekroczył 20% a w przypadkach skrajnych osiąga 40%.
– Długość planowanej sieci kanalizacyjnej na fazie dokładnego już projektowania wzrosła o kilkanaście kilometrów w stosunku do przyjętej we wniosku. W związku z tym, proporcjonalnie zwiększył się też koszt ogólny budowy.
– Przyjęto metodę projektuj – buduj, która być może jest wygodna z punktu widzenia
Inwestora, a w tym wypadku Urzędnika – można nic nie robić, bo wszystko za nas zrobi wykonawca, ale jest raczej dla tych, którzy mają nadmiar pieniędzy. Dodatkowo przy tej metodzie UM stracił kontrolę nad zakresem projektowanego zadania, które w wielu przypadkach może być „rozdmuchane”. Popełniono tu ten sam błąd, co przy przysłowiowym już Acapulco. Za tę sytuację należy w dużej mierze (w obydwu przypadkach) winić prezydenta A. Bartelę, choćby za to, że nie objął zadań wystarczającym nadzorem i nie zareagował odpowiednio wcześnie adekwatnie do zmieniającej się sytuacji. Reasumując – do obecnej sytuacji doprowadził w sumie splot niekorzystnych zdarzeń obiektywnych, ale przy braku jakiejkolwiek reakcji, a wręcz opieszałości ze strony odpowiedzialnych za projekt urzędników.
Co w tej sytuacji zrobić? Co miastu da zakończenie tego programu?
Moje zdanie w tej sytuacji dość znacząco różni się od zdania „grupy trzymającej władzę” – co jednak po części może wynikać z niedostatecznej wiedzy detalicznej w sprawie. Niewiedza ta wynika z faktu, że nie przekazywano nam, radnym, pełnej informacji, fakty przedstawiano wybiórczo i subiektywnie, skutecznie zaciemniając realny obraz. Tym niemniej uważam że:
– Projekt należy kontynuować praktycznie za wszelką cenę;
– Należy projekt poddać wnikliwej analizie przez prawdziwych fachowców (nie pseudo fachowych radnych czy tez urzędników) – pod kątem ustalenia priorytetów, oceny celowości wykonywania poszczególnych prac – chodzi tu miedzy innymi o zakres modernizacji – budowy ujęcia wody Strzybnik (konsumpcja wody stale spada, a my mamy kilka ujęć, w tym nowe przy Gamowskiej, a chcemy budować kolejne, wraz z magistralą aż ze Strzybnika?), zakres modernizacji oczyszczalni (przecież jeszcze niedawno mówiono, że trzeba tylko oczyszczalnię dociążyć i optymalnie wykorzystywać, a dziś okazuje się że wymaga ona niezwykle kosztownego remontu – rozbudowy – dlaczego ukrywano ten fakt?), celowości wymiany całych dywaników dróg w ramach tego projektu, (może należy to z projektu wydzielić i objąć innym zadaniem pozyskując na nie środki z zewnątrz?) itd., itp. Może to skutkować odstąpieniem od przyjętej zasady projektuj – buduj, ale przynajmniej odzyskamy kontrolę nad kosztami przedsięwzięcia. Całkowicie należy też odstąpić od zasady „Nice to have” (miło mieć) – zadanie trzeba zrealizować w zakresie niezbędnym do zapewnienia pełnej funkcjonalności tej infrastruktury, ale nie więcej;
– Należy podjąć radykalne starania o dofinansowanie dodatkowe z budżetu Państwa lub WFOŚ;
– Należy wykreować tereny inwestycyjne (nieruchomości) do celowej sprzedaży z całkowitym przeznaczeniem środków na tą inwestycję. Wprowadzić znacznie większą dyscyplinę budżetową w mieście, przynajmniej na czas trwania inwestycji;
– Szukać najtańszego sposobu finansowania z zewnątrz (kredyty celowe, preferencyjne, pożyczki itp.), ale także emisja obligacji miejskich, których wykup od obywateli byłby np. finansowany przyszłymi podatkami, wykonywaniem przyłączy na koszt miasta, itd. Pomysły w tym zakresie można kreować praktycznie w nieskończoność, ponieważ miasto w ramach tej inwestycji posiada wciąż pełną zdolność kredytową;
– W końcu można też pojechać do Wrocławia i zapytać, jak oni to robią, że w przeciągu 4 lat przeszli od bardzo znacznego deficytu budżetowego do nadwyżki budżetowej w wysokości 200 mln PLN w roku bieżącym?
Jakie korzyści da miastu zakończenie tego zadania?
Ogromne. Miasto w wyniku realizacji inwestycji spełni wymogi unijne i uniknie przyszłych sankcji w tym zakresie. Gospodarka wodno-ściekowa zostanie uporządkowana w sposób docelowy ku zadowoleniu mieszkańców. Wyeliminowane zostaną drastyczne przypadki degradowania środowiska naturalnego ściekami komunalnymi. Miasto będzie się mogło ubiegać o środki unijne dla nowych projektów. Pojawi się możliwość przystąpienia do II etapu projektu – przynajmniej dla niektórych gmin – np. Kornowac. I pewnie jeszcze wiele korzyści, których teraz nie potrafimy przewidzieć.
Jako radny był Pan uznawany za człowieka dysponującego wizją i dobrymi rozwiązaniami. Nie pobierał Pan diety. Dlaczego nie ubiegał się Pan ponownie o mandat?
Jest czas pracy i czas odpoczynku. Bycie radnym to wielka odpowiedzialność, to też przeznaczenie ogromu czasu na pracę w komisjach i w terenie, to podejmowanie ważnych zadań dla miasta. Będąc w grupie mniejszościowej to wyjątkowo trudne zadanie. Uznałem, że nie jestem w stanie poświęcić tej pracy tyle czasu, ile powinienem, a robić czegokolwiek „na pół gwizdka” nie chcę i nie potrafię. Uznałem też, że czas nadrobić zaległości rodzinne i zawodowe, choć myślę poważnie o zaangażowaniu się w nowe przedsięwzięcia społeczne. Nie zdradzę jeszcze jakie, bo nie chcę zapeszać. Korzystając z okazji, dziękuję moim wyborcom, życzę sukcesów następcom. Dużych sukcesów – znacznie większych niż te, które stały się moim udziałem.
Działa Pan aktywnie w pracy społecznej: wiceprezes Koła PZW w Raciborzu, członek – współzałożyciel Stowarzyszeń ARMADA, Przyjaciół Człowieka „Tęcza”, Rozwoju i Promocji Ziemi Raciborskiej. Jeden z inicjatorów powstania w Raciborzu Młodzieżowej Rady Miasta. Czy można godzić te obowiązki z życiem rodzinnym?
Na pewno jest to trudne, chyba, że się ma taką żonę, jak ja. Powiem nieskromnie, od zawsze byłem zaangażowany w pracę społeczną w OSP i LKS. Duży wpływ na taki kierunek miał dom, gdzie rodzice wpajali mi taki wartości jak poczucie odpowiedzialności, pracowitość, wrażliwość na sprawy ludzkie. Nie wiem ile z tego wziąłem, ale to co otrzymałem – teraz daję.
Może już na spokojnie powie Pan coś o sobie?
Nic szczególnego, mam 44 lata. Jestem urodzony i stale związany z Raciborzem. Żona Teresa wicedyrektor G3, dwóch dorastających synów Tomasz i Mateusz. Wykształcenie wyższe – chemik i menadżer. Pracuję w SGL Carbon Polska S.A. w Raciborzu – zakładzie należącym do światowego lidera w zakresie produkcji wyrobów z węgla i grafitu. Pełnię obowiązki kierownika największego wydziału produkcyjnego. Na co dzień kieruję dużym zespołem ludzkim wykorzystując nie tylko najnowsze rozwiązania techniczne i technologiczne, ale stosując najnowsze techniki zarządzania.
Dziękuję za rozmowę.
Zaczerpnięto z "Oblicz" nr 11 z 2006 roku.
To co otrzymałem – oddaję
- reklama -