Przyspieszone wybory parlamentarne są faktem. Za niespełna trzy tygodnie my uprawnieni obywatele Rzeczypospolitej zdecydujemy kto zasiądzie w Sejmie i Senacie na kolejną kadencję.
Czy jednak w naszym polskim przypadku można użyć określenia „my zdecydujemy” wiedząc na podstawie dotychczasowej praktyki, że ponad połowa wyborców nie bierze udziału w głosowaniu? W dotychczasowych rozważaniach o przyczynach słabości polskiego parlamentaryzmu zwracałem uwagę na ułomne zachowania posłów i senatorów, ale trzeba mieć świadomość, że decyzje o kształcie i funkcjonowaniu każdego demokratycznie wybranego Parlamentu zapadają przy urnach, a tu winy za wynik wyborczy nie można przypisywać wyłącznie posłom i senatorom.
Przyczyna trzecia : obojętność
Polska wśród krajów członkowskich Unii Europejskiej znajduje się na szarym końcu pod względem frekwencji wyborczej. W rozmowach z moimi kolegami z innych krajów spotykam się dość często z pytaniem dlaczego Polacy, którzy przez lata powojenne, jak żadne inne społeczeństwa dawnych tzw. demoludów, walczyli o prawdziwy system demokratyczny w swoim kraju i prawo do wolnych wyborów teraz, zaledwie po kilkunastu latach od tego historycznego zwycięstwa, nie chcą konsumować jego efektów? Przyczyn takiego smutnego stanu rzeczy jest niewątpliwie wiele, ale nie są one wystarczającym usprawiedliwieniem dla tej ciężkiej choroby jaką jest społeczna obojętność na to jaką drogę swojego rozwoju wybierze własne Państwo w cywilizowanych społeczeństwach traktowane jako dobro wspólne.
Przed kilkoma miesiącami z zazdrością można było podziwiać mobilizację i determinację wielokulturowego i wielonarodowego społeczeństwa francuskiego, które w 85-ciu procentach poszło do urn i wybrało prezydenta swojego kraju, z którego Francja jest dzisiaj dumna.
A my nie widzimy potrzeby właściwego kierowania naszym Państwem? Czy wierzymy, że bez względu na to kto zasiądzie w polskim parlamencie, nasze losy potoczą się zawsze tak samo, a gdy będzie gorzej niż oczekiwaliśmy, to zawsze będziemy mogli powiedzieć, że my nie wybieraliśmy. Nieobecność przy urnie to też wybór, ale najgorszy z możliwych, to zgoda na to aby o naszej i naszych następców przyszłości decydowała nieliczna grupa obywateli. Czy możemy sobie na to pozwolić? Przecież nie wszyscy nie udamy się na emigrację. To jakiś nasz narodowy fenomen, że my Polacy tak chętnie w różnych wypowiedziach tak chętnie odwołujemy się do tzw. „zbiorowej mądrości” a gdy przychodzi czas na jej zademonstrowanie to idziemy w rozsypkę zostawiając pole różnym grupom interesu. Potem zostaje nam tylko stwierdzenie, że Polak mądry po szkodzie.Dobiegająca końca skrócona kadencja Sejmu pokazuje jak na dłoni, że nasze Państwo toczy choroba, że konstytucyjne jego organy nie są w stanie nim kierować. Skutki tego stanu rzeczy jeszcze nie są zbyt dolegliwe, bo dobra koniunktura gospodarcza na świecie a więc i u nas pozwala stosunkowo dużej części naszego społeczeństwa osiągać elementarny poziom egzystencji i szaleństwa rządzących na szczęście nie są w stanie tej sytuacji pogorszyć. Trzeba jednak pamiętać, że zgodnie z prawami ekonomii za kilka lat światowa sytuacja gospodarcza ulegnie pogorszeniu i stracimy ten tak pozytywnie działający dzisiaj amortyzator. Wtedy to każda głupota wybrańców narodu będzie dokuczliwa dla ogółu naszego społeczeństwa. Warto zdać sobie z tego sprawę w przeddzień wyborów i wziąć przykład z obywateli Francji. Nas też stać na to aby być dumnymi z naszego Parlamentu, ale najpierw musimy go sobie wybrać. Czy nas na to stać? Czy możemy jeszcze jako społeczeństwo zdać egzamin z naszej dojrzałości jak to w przeszłości bywało gdy ważyły się losy naszego kraju? Warto bo szkoda kolejnych lat na taplanie się w własnym szambie.
Andrzej Markowiak
(tekst zaczerpnieto z Gazety -Informatora Raciborskiego, nr 18/28)