Znakomity satyryk, Marcin Daniec rozpoczął występ swoją dewizą – dzień bez wazeliny, to dzień stracony.
Stwierdził, że w Raciborzu nic się nie zmieniło: wspaniała publiczność, atmosfera … i sala też jest taka sama. Podczas swojego programu mówił o niej "raciborska La Scala"
Jak zawsze, M. Daniec potrafił wciągnąć w zabawę chyba największych ponuraków. W programie przedstawił z właściwą tylko jemu sugestywnością pana Ignacego, który jest bardzo przeciętnym człowiekiem, jednak z sobie tylko właściwą filozofią postrzega świat i wyciąga bardzo trafne wnioski.
Kolejna postać to Waldemar K., który jest resocjalizowanym cwaniaczkiem, ale wydarzenia, które mają miejsce nie tylko w kraju, także i na świecie ocenia bardzo celnie. Dobitnie komentuje wszystko co dzieje się wokół.
Góral natomiast ze stoickim spokojem wypunktowuje rzeczywistość, bo "z góry widać lepiej".
I na tym byłby się skończył program, ale M. Daniec bez fałszywej skromności powiedział, że nie da się długo prosić o bis i zaśpiewał piosenkę Toma Jonesa Delilah – zapowiadając, że będzie to "gwiazda na bis bez dopłaty (do biletów – red.)"
Następnym bisem był Marcinek; szczególnie sympatyczny i zabawny, bo jak artysta twierdzi, dzieci są kopalnią humoru. To było zresztą widać po tym, jak zareagowała publiczność po wejściu Marcinka na scenę.
Marcin Daniec jest jednym z najlepszych satyryków w kraju. Karierę w kabarecie zaczął bardzo wcześnie, bo już w szkole podstawowej w rodzinnym Wielopolu Skrzyńskim, grając w szkolnym zespole kabaretowym. Podczas studiów na AWF-ie debiutował na estradzie. Dla TV pracuje od 1985 roku, a od 1996 realizuje dla TVP2 swoje "Marzenia…" Zaprasza do nich znanych i lubianych artystów.
W swojej karierze artystycznej otrzymał wiele nagród m.in. 4 Telekamery, w tym złotą. M. Daniec jest znany ze swojej działalności charytatywnej, a zapraszany przez dzieci nigdy nie odmawia.
/wgg/