Po gruzach do pierwszej placówki kulturalnej

Kiedy w 1945 roku z  ulic Raciborza usuwano jeszcze gruzy po działaniach wojennych, w ocalałej świetlicy Domu św. Notburgi /przy obecnym Placu Jagiełły/ spotykała się młodzież z Proszowca i Starej Wsi.

Po zakończewniu II wojny światowej, po sześciu latach straszliwych przeżyć i tragedii, szczególnie ludzie młodzi odczuwali potrzebę udziału w  działalności kulturalno-oświatowej i rozgrywkowej. Dla nich koniec wojny oznaczał też początek nowego życia.

- reklama -

 

Chociaż przez Racibórz przetoczył się jedynie front niemiecko- sowiecki w 1945 roku i miasto w ciągu dwóch miesięcy legło w gruzach, to jednak potrzeba nieskrępowanego życia towarzyskiego też istniała. Ognisko Kultury Polskiej czyli obecny Dom Kultury Strzecha był zbombardowany i wypalony podobnie jak  Dom Niemiecki /dzisiaj RDK przy ul. Chopina/ oraz budynek Teatru Miejskiego i Dom Młodzieży Katolickiej /potem „Sprawność”/.

 

Jedynie po froncie  ocalała sala ze sceną w Domu św. Notburgi przy obecnym Placu Jagiełły. – Tam w pierwszych miesiącach powojennych spotykaliśmy się wieczorami – wspomina dziś już 86 letnia Łucja Korczok. Organizatorem i duszą całego towarzystwa był Ryszard Niewrzoł. Grał pięknie na porcelanowej gitarze, śpiewał, opowiadał kawały i urządzał potańcówki. Była to też okazja, aby chociaż na chwilę  zapomnieć o strasznych przeżyciach i wykazać swoje talenty oraz umiejętności artystyczne w tej szarej i smutnej rzeczywistości.

 

Działalnością w Raciborzu zainteresowała się młodzieżowa organizacja „WICI”. Wówczas powstał 32 osobowy zespół ludowy, który przygotował widowisko w trzech aktach „Wesele Śląskie'” w reżyserii Ryszarda Niewrzoła.” Z Katowic – jak wspomina Łucja Korczok – przyjeżdżał Pan Fyrlej i przywoził też ze sobą na próby młodzieńca, który grał rolę pana młodego, ponieważ znał dobrze poprawną gwarę śląską. Ja zaś byłam panną młodą.Występowaliśmy w oryginalnych strojach ludowych i mundurach górniczych ,jakie ocalały podczas wojny. Na  fortepianie akompaniowała zespołowi M. Seifert. Premiera została przyjęta owacyjnie – wspomina Łucja Korczok. Widowisko musieliśmy powtarzać w Raciborzu jeszcze kilka razy.  W styczniu i lutym 1946 roku zespół wyjeżdżał na gościnne występy w Krakowie i Opolu.

 

Aktorzy-amatorzy podróżowali na samochodzie ciężarowym okrytym jedynie plandeką. Owinięci byli w koce. Ale na scenie rozgrzewały ich co chwilę owacyjne brawa publiczności. W drugiej połowie 1946 roku wiele dziewczyn wyłączyło się z tej działalności, ponieważ z niewoli wojennej wracali ich mężowie i narzeczeni. Trzeba było zabrać się za własne gospodarstwa i zakładać rodziny.

 

Z tamtych lat pozostała Łucji Korczok pożółkła fotografia zespołu na scenie w Domu św. Notburgii, wykonana przez jeden z pierwszych w Raciborzu zakładów fotograficznych  -J.Gołębiowski.

 

 

 

Rozpoznaje na niej niektóre koleżanki i kolegów  z Proszowca oraz  Starej Wsi: J.Raczek, Otylię Głąbik, Angelę Trompeta, Annę Noga, Feliksa Wyrobka, Reinholda Białdygę, Antoniego Głąbika, Gerarda Mikę, Gerarda i Ericha Jambora. To były piękne miesiące, mimo powojennej biedy i zniszczczonych domostw – dodaje Pani Łucja Korczok.

 

 

/KN/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj