Jeden z najbardziej podniosłych dni – Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, połączona z piękną procesją. To dzień, bez względu na pogodę, zawsze piękny i bardzo uroczysty.
Sam ludu Swego odwiedza ściany
Pan Jezus idzie tymi ulicami i drogami, po których codziennie zdążają ludzie do pracy, dzieci do szkoły, chorzy do lekarza. Rzeczywistość religijna przenosi się w miejsca, które zwykle nie kojarzą nam się z Bogiem i modlitwą. Idzie między domami, obok sklepów, barów, dyskotek, przystanków tramwajowych. Drogi, którymi pędzą codziennie samochody, w tym jedynym dniu stają się miejscem publicznego wyznania wiary i uwielbienia Boga. To taki moment, kiedy przestrzeń powszedniego życia zostaje wyrwana ze swej codzienności i na chwilę uświęcona. Przypomnienie, że jest coś więcej niż sprawy doczesne. Podczas procesji w uroczystość Bożego Ciała uświadamiamy sobie na nowo prawdę o tajemnicy obecności Boga, który jest realnie obecny w świecie.
Polskie świętowanie
W Polsce po raz pierwszy święcono Boże Ciało w 1320 roku. Uroczyste procesje rozpoczęły się jednak dopiero w XVI wieku, zwłaszcza w Krakowie, który był wówczas stolicą. W procesji idącej od Wawelu do Kościoła Mariackiego szli królowie polscy ze swym dworem, różne formacje wojska, bractwa kupieckie i cechowe z godłami i chorągwiami. Jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku procesje Bożego Ciała, zwłaszcza w miastach, uświetniały salwy armatnie i wystrzały z muszkietów.
Szczególny charakter miały procesje Bożego Ciała w okresie utraty wolności narodowej. W czasach rozbiorów procesje Bożego Ciała ubogacono akcentami patriotycznymi. Niesiono proporce z polskimi godłami, świadczące o narodowej tożsamości. Była to wówczas jedna z nielicznych możliwości zademonstrowania zaborcom żywej wiary i wolności. Obawiał się tego okupant niemiecki w czasie ostatniej wojny światowej, gdy bezwzględnie zakazywał procesji. Smutne, że po wojnie w tym duchu działały także władze komunistyczne, które prawie przez pół wieku na różny sposób utrudniały zezwolenia na procesje Bożego Ciała, najchętniej ograniczając je do obejścia kościoła wewnątrz placu przykościelnego lub co najwyżej zezwalając na procesje bocznymi uliczkami. Miejmy nadzieję, że to już bezpowrotna przeszłość. Dzisiaj procesje mogą odbywać się bez takich przeszkód. Zdaje się jednak, że nie są wolne od innych niebezpieczeństw.
W środku nas idzie Błogosławiony
W dawnych anegdotach spotkałem historię pewnego kapłana, który szczególną wagę przykładał do przygotowania procesji Bożego Ciała. Chciał, aby to święto było najważniejszym i najpiękniejszym wydarzeniem w jego parafii. Był specjalny komitet organizacyjny, rozdzielone zadania różnym grupom. W samą uroczystość wyruszyła wspaniała procesja. Kiedy dotarła do pierwszego ołtarza i celebrans umieścił monstrancję na przygotowanym tronie – pojawił się wikariusz i wyszeptał zatrwożony: „Księże prałacie, w monstrancji brakuje hostii. Nie ma Pana Jezusa!”. Proboszcz odparł krótko: „Czy nie widzisz, ile rzeczy mam na głowie? Nie mogę zajmować się wszystkimi szczegółami!”.
Ta historia jest chyba dobrą ilustracją naszego nastawienia do procesji: staje się nieraz czymś najważniejszym, celem samym w sobie, a Pan Jezus schodzi na drugi plan, jest jakby szczegółem albo dodatkiem. To prawda, że trzeba włożyć wiele wysiłku w to, by tak wielka grupa ludzi w porządku i w duchu modlitwy bezpiecznie przeszła trasą procesji. Trzeba wielu przygotowań. Niestety, to wszystko może też sprawić, że stracimy z oczu najważniejszą Osobę — Jezusa Chrystusa.
Widać to w zachowaniu wielu ludzi na procesji, widać w poszukiwaniu widowiskowych procesji z udziałem wojska czy w barwnej scenerii Łowicza czy Śpicimierza, widać to zwłaszcza w tym, że wielu wiernych uczestniczy w tym dniu w procesji, ale nie uczestniczy we Mszy Świętej. Potrzebna jest więc nieustanna refleksja nad Eucharystią; świadomość, że procesja nie może zastąpić uczestniczenia we Mszy Świętej, która jest źródłem, z której bierzemy Boże Ciało na drogę, którą przechodzi procesja. Na pewno ważne są piękne ołtarze, barwna asysta czy złocista monstrancja. Wszystko to jest znakiem, że Pan Jezus jest dla nas ważny. Ale Chrystus nie chce być tylko noszony po ulicach, choćby nawet w najbardziej drogocennych monstrancjach. On nie chce mieszkać samotnie w najpiękniejszych kościołach. Pragnie mieszkać w naszych sercach! Więcej: chce być naszym codziennym pokarmem. Pragnie, abyśmy Go przyjmowali i według Jego przykładu kształtowali nasze życie, abyśmy Go czcili w naszych sercach i naszymi czynami. Bez zrozumienia tego, procesja szybko stanie się rutyną, niewiele znaczącym obrzędem.
Zróbcie Mu miejsce
Z procesją Bożego Ciała jest pewnie tak, jak było z Drogą Krzyżową Jezusa na Golgotę. Gdy On szedł na mękę, jedni Mu współczuli, inni zaś wyszydzali Go, ubliżali i drwili z Niego. Byli i tacy, których ta sprawa w ogóle nie interesowała.
Dzisiaj u jednych procesja budzi radość z obecności Chrystusa, u drugich wyrzuty sumienia. Dla wierzących jest to dobra sposobność, żeby pokazać swoją wiarę na zewnątrz, by ją głosić. Bo każdy uczestnik procesji swoją obecnością głosi bardzo ważne przesłanie: „Ja wierzę, że w tym kawałku chleba w monstrancji jest Jezus Chrystus — mój Pan i Zbawiciel”. Wydaje się, że procesja Bożego Ciała skupia jak w soczewce stan naszego katolicyzmu. Dla jednych jest to uroczyste świętowanie, dla innych – dzień wolny od pracy. Biura podróży proponują wyjazd na procesje do Łowicza lub Śpicimierza, inne zachęcają: „Boże Ciało nad morzem”…
Nie brak i takich, których uroczystość Bożego Ciała drażni. Uwierzyli liberalnej ideologii, że religia to sprawa prywatna. Może taka manifestacja przynależności do Chrystusa tylu ludzi jest więc dla nich wyrzutem sumienia?
Nie brakuje gapiów przystających na trasie procesji. Wielu jest "obserwatorów" na poboczach i w oknach. Daleko tam do religijności. Pewnie nawet wierzą, ale na swój sposób. To pewnie ci, którzy głoszą – nam niepotrzebna wspólna modlitwa, niepotrzebny Kościół. Pan Bóg jest wszędzie. Jak będziemy czuli potrzebę, pójdziemy sobie do lasu, do parku i tam z Nim porozmawiamy… Dobrze jednak, że nie brakuje ludzi, którzy przyznają się do Chrystusa i za Nim idą, wiedząc, po co idą, że trwają przy Nim wbrew przeciwnościom.
Między pobożnym spacerem a procesją
Zawsze grozi nam niebezpieczeństwo, że procesja zamieni się w pobożny spacer. Często bywa tak, że niewielka grupa wiernych idąca za kapłanem bierze czynny udział w procesji: modli się, śpiewa, słucha ewangelii. Im dalej – tym bardziej tłum daleki od pobożności. Wielu zachowuje się jak na radosnej wycieczce: rozmawiają, komentują, śmieją się. Niektórzy w klapkach, szortach i koszulkach na ramiączkach. Można w tym czasie pogadać o obiedzie, o wypadzie wakacyjnym. Dzieci zajadają lody… Jedyna aktywność związana z procesją to odłamywanie gałązek brzózek, zabieranych z jakimś przesądem.
Aby czasu procesji nie zmarnować, potrzebna jest refleksja nad tym, co ona oznacza i wyraża. Każda procesja przypomina nam, że tu, na ziemi, jesteśmy pielgrzymami i nie ma tutaj miejsca, gdzie możemy pozostać na stałe.
On twoim Ojcem, On przyjacielem
Kroczenie w procesji uświadamia nam, że jesteśmy zanurzeni w procesie upływającego czasu, mijających zdarzeń i zmieniających się okoliczności naszego życia. Tego procesu nie można zatrzymać, a to rodzi nieraz poczucie przygnębienia. Procesja Bożego Ciała uświadamia nam, że w tej wędrówce przez życie nie jesteśmy sami, że Jezus przyszedł na nasze drogi i uczynił je swoimi drogami. Został z nami w Najświętszym Sakramencie, aby poprowadzić nas do obiecanego wiecznego życia, które jest dla nas osiągalne tylko przez Niego.
Procesja w uroczystość Bożego Ciała jest zachętą, abyśmy nie tylko szli za Jezusem raz w roku, ale zabrali Go do miejsc, gdzie żyjemy i pracujemy. Przypomina nam nieustanną obecność Pana Jezusa na wszystkich naszych ludzkich drogach i we wszystkich miejscach naszego życia. Jest zachętą do ufności: Nie lękajcie się, Ja jestem z wami! W darze Eucharystii Pan Jezus zostawił nam siebie do dyspozycji. Wszystkie nasze radości i cierpienia, sukcesy i porażki, wszystko dokonuje się z Nim i w Nim. On najlepiej zna nasze ludzkie słabości i upadki.
Procesja przypomina nam właściwy cel naszego życia i daje nadzieję, że go osiągniemy, jeśli będziemy iść z Chrystusem i za Chrystusem – naszym Przewodnikiem. W procesji dane nam jest odczuć, że nie jesteśmy sami, że wokół nas są nasze siostry i nasi bracia w wierze. Udział w procesji jest zatem manifestacją wiary i świadectwem dla rodziny, znajomych, przyjaciół.
Trzeba raz jeszcze wyraźnie podkreślić, że udział w procesji ma sens tylko wtedy, gdy u jej podstaw leży głęboka wiara w obecność Pana Jezusa w Eucharystii. Wiara w to, że Eucharystia jest darem największym, jaki człowiek może otrzymać na ziemi. Trzeba więc stawiać sobie pytania: Po co idę na procesję? Czy jest to zewnętrzny wyraz mojej głębokiej wiary czy może tylko tradycja lub chęć pokazania się? Czy na co dzień żyję tym, w co wierzę? Na ile Pan Jezus jest obecny w moim codziennym życiu, na ile za Nim podążam?
Co pozostanie po Bożym Ciele?
Procesja, nawet najbardziej uroczysta, ma swój początek i swój kres. Co po niej zostanie? Płatki kwiatów na drodze? Wspomnienia przystrojonych zielenią ołtarzy, barwnego korowodu asysty, dziewczynek w białych sukienkach sypiących płatki kwiatów, powiewających kolorowych chorągwi i sztandarów, licznie zebranych ludzi? Ułamane gałązki brzózek? Czy pozostanie refleksja nad wielką tajemnicą wiary? Czy pozostanie radość i wdzięczność, że Pan jest z nami?
Trochę historii
Można powiedzieć, że Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej została ustanowiona na szczególne życzenie Pana Jezusa. Bezpośrednią przyczyną ustanowienia Bożego Ciała były objawienia błogosławionej Julianny z Cornillon, która od 1209 r. miewała widzenia jasnej tarczy z widoczną ciemną plamą. Widzenia te zostały zinterpretowane jako brak wśród świąt kościelnych specjalnego dnia poświęconego czci Najświętszego Sakramentu.
Pod wpływem tych objawień w 1264 roku papież Urban IV ustanowił uroczystość Bożego Ciała dla całego Kościoła. Papież wyjaśniał, że tym świętem Kościół pragnie wynagrodzić za znieważanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, za błędy odrzucające rzeczywistą obecność Jezusa pod postaciami chleba i wina oraz uczcić pamiątkę ustanowienia Najświętszego Sakramentu. Dniem najbardziej właściwym dla tego święta byłby Wielki Czwartek. Jednak ze względu na charakter Wielkiego Tygodnia papież dla tej uroczystości wyznaczył czwartek po niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Nieco później do obchodów tego święta dołączono procesję z Najświętszym Sakramentem.
Przewodnik Katolicki